Życzenia!

Jako, że dzisiaj jest 8 kwietnia chciałyśmy złożyć życzenia urodzinowe, naszemu kochanemu Dzwonkowi! Ehh, kończy dzisiaj 51 lat, stary już jest. Tak więc wszystkiego najlepszego Izzy, mamy nadzieję, że nadal znakomicie grasz na gitarze oraz nie jesteś już taki cichy! :)
Ps. Cholernie się cieszę, że urodziłam się w kwietniu! ^^ (Michelle)

Rozdział 21



Michelle

Nie mogłam nigdzie znaleźć Claudii. Jasne, byłam trochę pijana, ale nie aż tak. Przysiadłam się do stolika chłopaków. Zauważyłam, że Duffa także nie ma jak i Stevena. Został sam Slash, który był nieźle zalany, jednak jakoś się trzymał.
-Ej, gdzie jest McKagan i moja ukochana żona? No, i Steven.- oparłam głowę o ramię mulata.
-Monica się zaćpała, więc zanieśli ją do domu, a co do Adlera poleciał wam to donieść, ale widocznie powiadomił tylko Verę.
-No to pięknie. Za pół, albo godzinę zwijamy się do chaty. Nie zostawimy tak ich.- zabrałam mu szklankę i sama ją opróżniłam.
-Ehh... no dobra. Michelle…- chłopak nie zdążył dokończyć, bo w tej samej chwili blondynka pociągnęła mnie do toalety.
-Słyszałaś?! Zaćpała się! Ja pierdole, mam tego dość! Wiedziałam, że do tego w końcu dojdzie.- krzyczała, waląc w drzwi kabiny.
-Ej, ej. Uspokój się. Każdy wiedział, nawet ona sama. Wyluzuj, jesteśmy na imprezie. Claudia z Duffem się nią zajęli,  jest w dobrych rękach. – poklepałam ją po plecach, jednak ta weszła do jednej z kabin, spuściła deskę i rozsypała na niej biały proszek formując go w cztery równe kreski. Koka.
-Koniec, muszę się odprężyć, inaczej nie będę umiała się bawić.- zwinęła banknot w rulonik i wciągnęła najpierw jedną kreskę, później drugą. – Chcesz mała?
-Nie. Przed chwilą Monica przedawkowała. Czy ty jesteś poważna?
- Jestem cholernie poważna. Dlatego to biorę teraz. Michelle, jeden raz cię od razu nie uzależni. Zabaw się. – podała mi rulonik i odsunęła się, by zrobić mi miejsce. Chwilę popatrzyłam na nią, lecz ta tylko pokazała mi ręką na proszek. Miała rację, nie jestem niczyją niańką, zresztą Claudia też nie. Pochyliłam się nad kokainą, którą chwilę później wciągnęłam. Wystarczyło dosłownie 10 minut żebym się odprężyła i miała wszystko gdzieś. Wyszłyśmy obie zadowolone z toalety i dosiadłyśmy się do chłopaków. Piłam piwo i żartowałam z Popcornem, mimo że te niektóre rzeczy które mówił wcale nie były śmieszne, ja i tak nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Hudson uważnie mi się przyglądał, po pewnym czasie wziął mnie za rękę i wyszliśmy z klubu na jakąś boczną uliczkę.
-Haha, i co pocałujesz, mnie teraz?- zapytałam, gdy chłopak przyparł mnie do ściany.
-Co brałaś?
-Jak na pijanego to trzymasz się nieźle.- walnęłam go w ramie i zaczęłam się śmiać. Minęło dopiero 45 minut od wzięcia koki, wiedziałam że za niedługo mi przejdzie więc chciałam korzystać póki mogłam z tego stanu.
-No zajebiście się trzymam. A teraz mi powiedz co brałaś. A co do pocałunku to wolę nie. Claudia by mnie zabiła, a jeszcze mi życie miłe. – przysunął się ku mnie jeszcze bardziej.
-Kokę... Vera miała. Nie mów jej nic... inaczej ona też mnie zabije. - nie wiedzieć czemu, szeptałam i nie umiałam mu spojrzeć w oczy.
-No dobra malutka, ale to miał być ostatni raz rozumiesz? Jeszcze jeden taki wybryk, a wiesz co się z tobą stanie. - powiedział po chwili, objął mnie ramieniem i powoli przechodziliśmy koło kolejnych klubów.
-Mówi to ktoś, kto sam bierze. W ogóle teraz jak nad tym myślę, nie powinieneś mi robić kazań.
-Właśnie, biorę. Nie dużo, ale wiesz. Dlatego nie chcę byś ty brała.- cmoknął mnie w czoło i udaliśmy się w stronę domu.  Czułam się coraz bardziej „normalniej”. Stan przechodził, przecież nic nie było wieczne. Jednak muszę przyznać, że podobało mi się to. Nie musiałam o niczym myśleć, mogłam po prostu się bawić.
-Poważny Slash, to do ciebie nie pasuje!- walnęłam go lekko w rękę i zaczęłam uciekać jak dziecko.
-Tak, właśnie tak! Lepiej uciekaj!- krzyknął i zaczął mnie gonić. Tak nam minęła cała droga do mieszkania.

Była prawie 4 nad ranem, gdy wchodziliśmy próbowaliśmy być maksymalnie cicho, jednak chłopak potknął się o własne nogi i o mało co się nie przewrócił. Widząc to szybko do niego podbiegłam i ukryłam twarz w jego bluzce by powstrzymać śmiech. Weszliśmy do pokoju i muszę przyznać, że to co tam zobaczyłam wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Claudia jak potulny baranek spała na Duffie za to on obejmował ją mocno tak, jakby w każdej chwili miała uciec. Wymieniliśmy z mulatem znaczące spojrzenia. No to jutro jej się o wszystko wypytam. Stwierdziłam, że nie będziemy im przeszkadzać i po prostu Slash prześpi się ze mną w moim pokoju. (bez skojarzeń proszę) W końcu i tak już raz spał koło mnie, to czemu by nie miał znowu tego zrobić. Po prostu położyliśmy się, w ciuchach, obok siebie i zasnęliśmy.

Około godziny 11 obudziłam się, nadal przytulając Hudsona. Bosko. Spojrzałam na niego. Wyglądał jak słodki chłopczyk, który nie chce iść do szkoły tylko przespać cały dzień. Wyczołgałam się z łóżka i wyszłam z pokoju. No nie… ci nadal spali. Zadziwiają mnie, serio. Nie dość, że poszli spać szybciej ode mnie to jeszcze się nie obudzili. Ba, nadal są w tej samej pozycji! Mam ochotę zrobić im małego psikusa... a przynajmniej Claudii. Wiem, że ma dość „płytki” sen, więc nie będzie z tym problemu. Podeszłam do drzwi od łazienki i dosyć mocno nimi trzasnęłam. W jednej chwili dziewczyna podniosła głowę i spojrzała się w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niej słodko, odwzajemniła się tym samym. Chyba do końca nie zdawała sobie sprawy dlaczego to robię, jednak gdy już miałam coś powiedzieć spojrzała na Duffa, a za chwilę na mnie. Musielibyście widzieć jakiego buraka spaliła. Delikatnie wygramoliła się z objęć wysokiego blondyna i pociągnęła mnie do swojego pokoju.
-Słuchaj Michelle, to nie jest tak jak myślisz. Bo gdy znalazłam Monicę w tej ubikacji, to tylko on był na tyle trzeźwy by mi pomóc. W końcu, kurwa, sama bym jej tu nie zaniosła. No, a później zaproponowałam mu spanie u nas, ale to nie tak. I jakoś on powiedział, że to w swoim rodzaju zapłata itp. – mówiła to wszystko bardzo przy tym gestykulując, a ja  spokojnie sobie siedziałam na łóżku.
-Kocie... czy ja cię o coś pytałam? Pamiętasz, co moja mama zawsze mówiła?- zapytałam patrząc na nią.
-Tłumaczą się tylko winni.- powiedziała automatycznie. Po chwili wlepiła wzrok we mnie, a ja tylko się roześmiałam.
-No właśnie. Nawet nie zdążyłam zadać ani jednego pytania, a ty mi się tłumaczysz. Spokojnie dziewczyno, i tak bym cię o to zapytała. Wiesz, ja tam się nawet cieszę. Pasujecie do siebie. - poklepałam ją ramieniu, bo już szykowała się do odpowiedzi, ale poszłam do kuchni.- Zrobić ci kawę?
-Taaa, możesz.- odpowiedziała, idąc za mną, a po chwili padając na krzesło.- No, a jak zabawa? Udała się?
-Wiesz, kilku facetów postawiło kolejkę, a później gdzieś koło 4 wróciłam z Hudsonem do domu. Śpi.
-Gdzie śpi? U Monici?
-Nie, u mnie w pokoju. No przecież nie będzie spał tam. Zresztą, nie wiem co jest z Adlerem i Veronicą bo ich tam zostawiliśmy.- powiedziałam, stawiając kubki na stole i siadając naprzeciwko przyjaciółki.
-Mmm, u ciebie tak? Czy ten coś, no wiesz... Poczułaś coś do niego? - spytała badawczo.
-Nie? Jest dla mnie po prostu bardzo dobrym przyjacielem.
-No to kamień z serca. Dzisiaj masz robotę, nie?- akurat brała spory łyk picia gdy do kuchni wszedł McKagan i położył jej rękę na ramieniu. Biedaczka się zachłysnęła.
-Hej Michelle. Ej, wszystko ok?- zapytał przejęty, widząc krztuszącą się przyjaciółkę.
-Tak, tak wszystko dobrze. - odpowiedziała, kiedy doszła do siebie.
-Cześć Duff. Co do twojego pytania Claudia. Tak dzisiaj przychodzi mała. Wiecie co, ja sprawdzę jak się mają dziewczyny.- posłałam jej ciepły uśmiech, jednak ta obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem.
Cóż, Monica czuła się całkiem nieźle. Powiedziała, że gdy tylko jej się polepszy pójdzie przeprosić i podziękować Claudii. Vera, hmm... nadal spała u siebie, a Adler u nich w pokoju. Rozmawiałam jeszcze przez godzinę o tym co się stało z brunetką. Przez ten czas nasze dwa śpiochy zdążyły się obudzić, więc udaliśmy się do nas. Po 20 minutach dołączyła do nas słodka istotka o imieniu Rosalin. Była to dziewczynka którą się opiekowałam, co dziwne była do mnie podobna. Może oprócz włosów bo miała rude, tak jak człowiek, który mnie zostawił. Czujecie tą ironię losu? Jeszcze na dodatek dziewczynka miała 2 latka. Naprawdę, ja to mam szczęście. Lepiej trafić w końcu nie mogłam, no tak, przecież ja to Michelle White. Dziewczyna, która uwielbia przeciwności losu i zawsze da sobie z nimi radę. Ciekawe co jeszcze mi się przydarzy. Chociaż nie. Chyba nie chcę tego wiedzieć.
-Chodź do wujka Slasha malutka.- wyrwał mnie z zamyślenia głos przyjaciela, który najwidoczniej już się obudził. Rosalin wyciągnęła do niego rączki, szybko wziął ją ode mnie i zaczął nią lekko podrzucać.
-Będziesz świetnym tatusiem Saul.- powiedziałam lekko się uśmiechając, wszyscy się nagle zaśmiali.
-Oczywiście, że będę. A ty będziesz zajebistą matką. Może się jakoś zgramy, co?- zapytał puszczając mi oko, objął mnie ramieniem i odwróciliśmy się do przyjaciół.- Jak myślicie, tworzylibyśmy ładną rodzinkę?
-No jasne, tylko nie wiem po kim mała odziedziczyła włosy. Bo na pewno nie po tobie.-odparła Vera. Wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Po rudym listonoszu, Michelle miała romans!- zaśmiał się Steven, który wytykał mnie palcami i darł się, że jestem niewierna. Dziewczyny patrzyły na niego jak na idiotę. Ale cóż... nie byliśmy normalni. Rose bawiła się lokami Slasha, wyglądało to słodziutko.
Musiałam przygotować mleko dla małej by nam usnęła chociaż na pół godziny. Widziałam, że Duff patrzył na dziewczynkę jakby chciał ją wziąć na ręce, ale bał się.
-Duff, nakarmisz za mnie Rosalin? Trochę mnie już bolą ręce.
-Co? Ale jak to ja? Przecież ja dziecka nie umiem trzymać.-  odparł zakłopotany i zrobił zdziwioną minę.
-Claudia ci pomoże, prawda?- spojrzałam na nią znacząco, na co ona tylko roześmiana pokiwała głową. Podałam jej butelkę z mlekiem i po chwili już siedziała koło blondyna ucząc go jak karmić dziecko. Usiadłam koło Hudsona, jednak ten przyciągnął mnie na swoje kolana.
-Jak tam noce? Miewasz jeszcze te sny? Dzisiaj raczej nic nie było. - szepnął mi do ucha.
-Od tamtego razu jeszcze tylko raz mi się przyśnił. Nie masz czym się przejmować, już jest ok.- gdy tak szeptaliśmy między sobą, wszyscy wlepili w nas wzrok.
-O co wam chodzi?- zapytał zdezorientowany mulat.
-O nic, po prostu sobie na was patrzymy. A co, nie wolno?- odburknęła Monica.
-Ej, ej spokój. Mała zasnęła!- „krzyknął” cicho Duff, który trzymał ją na rękach i spoglądał na Claudię.
-Ładnie razem wyglądacie. Serio. -palnął nagle Popcorn. Szybko schowałam twarz w ramię Saula by nie wybuchnąć śmiechem. Poczułam, że on także chowa twarz lecz w moje włosy.
-Monica i Vera też próbują tłumić śmiech, za to Duff zrobił się lekko czerwony, a Claudia chyba myśli czy nie przywalić Adlerowi w ryj.- szepnął. Po prostu wielbię Stevena za to, że to powiedział. On jest moim Bogiem jeśli chodzi o takie zachowanie. Zero spostrzeżenia i rozgarnięcia.  Po chwili wszystko wróciło do normy. Moja żonka poprosiła mnie do swojego pokoju.
-Co jest?- zapytałam. O co jej chodzi?
-Ja pierdole, myślałam że wypieprzę temu kudłaczowi! Mogłaś mnie jakoś wesprzeć, a nie się chichrać!- powiedziała z obrażaną miną.
-Haha wybacz, ale myślę tak samo jak on. Pasujecie do siebie, dobrze o tym wiesz. –usiadłam na blacie, zapalając fajkę i wtopiłam w nią wzrok.
-Przestań. Co do incydentu na imprezie...- zaczęła ponuro. Czyli się dowiedziała.
-Powiedział ci. Claudia, wzięłam raz. Pierwszy i ostatni. Naprawdę. Nie wezmę już tego, zadowolona?
-Tak, i to bardzo. – w tym samym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była 17. To pewnie mama Rosalin. Wzięłam z kolan McKagana dziewczynkę i zaniosłam ją kobiecie.
-Jejku, bardzo dziękuje za takie zajmowanie się nią. Ona cię uwielbia Michelle. – powiedziała Ann, biorąc malutką na ręce.
-Bez przesady, ale ja także uwielbiam pani córkę. Jest taka słodka! – pogłaskałam jej główkę.
-O to twoja dzisiejsza zapłata. Jutro ci jej nie przywieziemy bo mam wolne, więc możesz się zabawić. – poklepała mnie po ramieniu i poszła do samochodu. Schowałam gotówkę do portfela i wleciałam do salonu.
-To co jutro robimy?! Okazało się, że mam wolne, to możemy zaszaleć.- usiadłam mulatowi na kolanach i posłałam wszystkim wesoły uśmiech.
-Ja z Monicą mamy jutro robotę, więc pewnie dopiero wieczorem wyjdziemy. – blondynka opadła na kanapę z drinkiem.
-My znaleźliśmy ogłoszenie w gazecie, że poszukują członków do jakiegoś zespołu. Więc jutro o 15 mamy się zjawić w ich domu. Jak chcecie możecie się zabrać z nami. – Duff patrzył to na Claudię, to na mnie.
-Dla mnie nie ma problemu, a dla ciebie żoneczko?- zapytałam przyjaciółkę.
-Bomba, przynajmniej poznamy jakiś bóg wie jakich muzyków albo cioty. - wymamrotała bez entuzjazmu.
-No to jesteśmy umówieni, przyjdziemy po was. Musimy zabrać tylko gitarę Slasha i mój bas. Bębny mają, na całe szczęście.
-Hahah, no! Nie dałbym rady czołgać tego wszystkiego tam.- powiedział wesoło Adler. Ten człowiek był zawsze tak bardzo pozytywnie nastawiony do życia. W ogóle uśmiech mu nie schodził z buzi, plus jeszcze nim zarażał. Był cholernie potrzebny w dni kiedy miałeś doła.
Praktycznie wieczór minął nam na kawałach Stevena, które raz były śmieszne a raz denne, oglądaniu telewizji, no i piciu. Chyba jako pierwsza położyłam się spać, ten mały potworek czasami umie wykończyć. Nie wiem po ilu minutach odpłynęłam, ale nawet nie przeszkadzały mi śmiechy przyjaciół.
-Słoneczko, czas wstawiać. Już jest 14.- mruczał mi ktoś do ucha.
-Spierdalaj, chce spać.- szepnęłam i nałożyłam sobie poduszkę na głowę.
-Jak chciałaś.- nagle zabrano mi kołdrę i zepchnięto mnie na zimną podłogę. Spojrzałam zaspanym wzrokiem na przyjaciółkę, która próbowała opanować śmiech.- Jeśli masz zamiar iść z taką fryzurą do tego zespołu czy coś... To idziesz 5 metrów za nami.
-Dziękuje, teraz mnie cała dupa boli. O której oni tu będą?- ziewnęłam, przeciągając się.
-Za niecałe półgodziny więc rusz swoja zgrabną pupcię i się uszykuj. – rzuciła we mnie kołdrą i wyszła z mojego pokoju. Powoli wstałam i podeszłam do szafy. Hmm... w co by się tu ubrać? Wybrałam bluzkę z The Rolling Stones, cienką czarną koszulę w kratę, ciemne rajstopy i szorty. Rozczesałam starannie swoje włosy i ułożyłam jakoś grzywkę. Zrobiłam makijaż jak zawsze, jednak dzisiaj nie pomalowałam ust  bezbarwnym błyszczykiem, lecz krwisto czerwoną szminką.  Szybko ubrałam na głowę kapelusz i wyszłam do salonu. Jak zawsze przeważały na mnie kolory czarne.
-Ale żeś się odpieprzyła, no no.- zagwizdała Claudia. Sama nie była lepsza, bo ubrała swoje najlepsze obcisłe rurki, do tego koszulkę z The Ramones i zrobiła mocniejszy makijaż.
-I kto to mówi. Chodź przed dom, zapalę jeszcze.- pociągnęłam ją do drzwi, ubrałyśmy jeszcze szybko obie glany i wyszłyśmy. Odpaliłam papierosa i mocno się zaciągnęłam.
-Ciekawe czy potrafią grać. Oczywiście nie Duff i reszta tylko ci, co do nich idziemy. Jeden chyba nawet musi śpiewać.
-Przekonamy się jak dojdziemy na miejsce.- odpowiedziałam spokojnie, wypuszczając dym.
-Spóźniliście się! Już dwie minuty po!- krzyknęła dziewczyna do trójki przyjaciół która zbliżała się ku nam.
-Wybaczcie, Alder nie mógł znaleźć swoich pałeczek. Michelle, wyglądasz zabójczo kociaku.- uśmiechnął się do mnie zadziornie Hudson i objął mnie ramieniem.
-Dziękuję, ty też niczego sobie. – dałam mu kuksa w bok.
-A ja to co?! Nie codziennie się tak ubieram, a zbiera tylko pochwały moja żona.- Claudia przybrała smutną minkę zbitego psiaka.
-Ty wyglądasz niesamowicie dziewczyno, przecież wiesz.- odpowiedział jej wysoki blondyn i walnął ją lekko w ramie. Zgasiłam papierosa i wskoczyłam Saulowi na barana. Przyjaciółka śmiała się z czegoś z McKaganem, za to nasza trójka wygłupiała się i zaczepialiśmy przechodniów prosząc o drobniaki. Punktualnie o 15 byliśmy przed wyznaczonym domem. Pukaliśmy, ale nikt nam nie otworzył. Okazało się, że drzwi są otwarte. Weszliśmy do środka, chociaż ja i Hudson mieliśmy z tym mały problem, gdyż cały czas siedziałam mu na plecach i musiał się trochę schylić bym nie oberwała progiem w głowę. Schowałam twarz w bujne loki mulata i zaczęłam się nimi bawić. Dwójka facetów stała chyba do nas tyłem, bo nas nie zauważyła. Nie było ani żadnego siema, ani cześć, ani pocałuj mnie w dupę. Nasi przyjaciele stali cicho i czekali aż tamci się odwrócą. Poczułam, że ktoś ciągnie mnie lekko za nogę. To była Claudia, która miała taki wyraz twarzy jakby zobaczyła ducha albo mordercę. Odgarnęłam loki i spojrzałam na facetów. W jednej chwili moje serce stanęło. Chyba przeżyłam właśnie zawał. Na dodatek dostałam drgawek. Szepnęłam najciszej jak się dało do Slasha, że ma mnie opuścić na dół. Stanęłam obok Claudii i chwyciłam mocno jej rękę.
-To jest chyba jakiś żart.- powiedziałam dosyć cicho, jednak postacie naprzeciwko mnie na dźwięk mojego głosu spojrzały na siebie i powoli odwrócili się ku nam. Przede mną stał nie kto inny jak szanowny Pan Izzy Stradlin oraz dupek, który mnie zostawił,  William Bailey. Zajebiście.
-Michelle, to ty?- zapytał rudy, ten głos rozpoznałabym wszędzie.
-Nie, to twoje przywidzenie. Mnie tu nie ma, jestem halucynacją. Kurwa oczywiście, że to ja idioto. –prychnęłam. Czułam jak Claudia puszcza moją rękę.
-To naprawdę ty. Tęskniłem za tobą.- podchodził coraz bliżej mnie, za to ja się cofałam do tyłu. Zaraz pewnie uderzę w drzwi albo ścianę. Nasi koledzy patrzyli na nas jak na debili, totalnie nie wiedzieli o co chodzi. Jednak Saul chyba zaczął powoli coś kojarzyć.
-Claudia, dawno się nie widzieliśmy.- powiedział tym razem Jeffrey.
-Zamknij się. Jak mogłeś jej to zrobić dupku... – wysyczała i natarła na niego moja przyjaciółka. Gdy tylko Axl był bliżej niej od razu przywaliła mu w gębę. No tak, w końcu mi to obiecała.
-Ała! Za co to kurwa było?!- krzyknął zdenerwowany chłopak.
-Jeszcze się kurwa pytasz! Za to, że zostawiłeś Michelle dwa lata temu. Za wszystkie łzy które przez ciebie wylała! Za te wszystkie pierdolone wizyty u psychologów czy innych popaprańców! No, i ostatnie - za krzyki w nocy przez prawie dwa lata! - krzyczała na cały dom. Poczułam ból w klatce piersiowej. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z tym człowiekiem. Później pożegnanie. Po policzkach spłynęły mi łzy, spojrzałam na Stradlinia. Patrzył na mnie ze smutną miną i z tym jego żalem w oczach. Mam dość, nie chcę tu być.
-Ej, dajcie z siebie wszystko!- próbowałam się jakoś uśmiechnąć chociaż wiem, że mi nie wyszło. Spojrzałam jeszcze na Axla, który chciał coś powiedzieć jednak nie zdążył bo wybiegłam z domu. Przez co najmniej następne 10 minut biegłam nie oglądając się za siebie. W końcu zabrakło mi tchu i weszłam do jakiegoś sklepiku. Kupiłam trzy wina i skierowałam się w stronę ulubionego parku. Usiadłam na krawędzi fontanny i zaczęłam pić. Oczywiście nie obeszło się bez płaczu, po prostu pękłam.
-Dzięki ci, kurwa, Boże! Jesteś zajebisty! Co mi jeszcze się dzisiaj przytrafi, co?! Może ktoś mnie zgwałci?!- zaczęłam krzyczeć w stronę nieba. Jakaś kobieta stwierdziła, że pewnie jestem ćpunką,  druga zaś, że zostałam opętana. Nie miały racji, ja byłam tylko dziewczyną która nosiła w sobie cholerny ból po stracie ukochanej osoby. Tak bardzo bym chciała, żeby koło mnie była moja mama. Ona na pewno by mi doradziła, chociaż by mnie przytuliła. W tym momencie strasznie mi jej brakuje. Dlaczego to ja muszę mieć takie szczęście? Nawet nie mogę powiedzieć mojej mamie co mi leży na sercu i jak do dupy się czuje. Po za tym jestem ciekawa jaka była pierwsza myśl chłopaków jak mnie zobaczyli. Może któryś z nich się ucieszył na mój widok.

Tak mi minęły dwie godziny. Byłam już nieźle wstawiona i gdy chciałam wstać, nagle zakręciło mi się w głowie. Wpadłam do fontanny. Bosko, nie dość że byłam pijana to jeszcze mokra. Zaczęłam się śmiać sama z siebie, przechodni też się śmiali albo wytykali palcami. Po kilku próbach w końcu udało mi się wstać. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Oczywiście jak na mnie przystało, wywróciłam się z bodajże 5 razy. Wyciągnęłam pieniądze z kieszeni, starczyło mi jeszcze na jedno piwo. A co mi tam, najwyżej będę rzygać albo urwie mi się film.
Miałam rację, bo ostatnie co pamiętałam to jakiś mur, a teraz leżałam w swoim łóżku. Kurwa... jak ja się tutaj dostałam? Usłyszałam, jak ktoś stłukł szklankę w kuchni.
-Błagam cię, nie rób tego więcej.- jęknęłam wchodząc do pomieszczenia trzymając się za głowę.- Ja pierdole, mamy coś na kaca?
-Masz tu sok pomidorowy i tabletkę. W ogóle, nieźle nas wystraszyłaś wczoraj. Już myślałam czy nie dzwonić na policję, że zaginęłaś. –zaśmiała się lekko pod nosem i zaczęła zbierać potłuczone szkło.
-Hahaha, bardzo śmieszne. Claudia, jak ja się znalazłam w domu? Wybacz, ale film mi się urwał.- spojrzałam na nią pijąc ohydny sok (nie cierpiałam go, jednak chciałam by szybko minął mi kac)
-Nie będziesz zadowolona. Jeffrey cię przyniósł na rękach.
-Co? Skąd on wiedział gdzie my mieszkamy? Jak mnie znalazł?- zrobiłam na nią wielkie oczy.
-Slash mu powiedział, w końcu są teraz zespołem, plus jak tylko zdecydowali że ich przyjmują Stradlin wybiegł cię szukać. Powiedział, że nikt tego nie ma robić tylko on sam.- wywaliła resztki szklanki i usiadła naprzeciwko mnie.
-Ja pierdole, czyli teraz są kapelą, a to znaczy, że będę widzieć coraz częściej Axla. Nie, no kurwa mać, zawsze o tym marzyłam.- walnęłam głowa o stół.
-Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia, bo budzi się we mnie chęć mordu. Wczoraj dostał chyba ode mnie z trzy razy w gębę, do tego jeden raz od Hudsona. Nie martw się, Izzy też dostał raz. W końcu obiecałam ci.- pogłaskała mnie po głowie.
-Haha mogłam zostać i zobaczyć jak Saul przywala rudemu. To by było piękne.
-Uwierz, że było. Nawet jeśli że przez to decyzja o wspólnym graniu wisiała na włosku. Zapomniałabym, co do Jeffa. Kazał ci przekazać, że cię cholernie przeprasza oraz cieszy się, że nadal masz bransoletkę. – spojrzałam na nią i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zdejmowałam ją tylko do kąpieli. Była śliczna.
-Jakoś nie umiem jej wyrzucić, mimo że dostałam ją od Baileya na święta. Bardziej kojarzy mi się z tym, że to Izzy ją dla mnie wybierał.
-Nie, nie. Teraz to nie jest Bailey tylko Rose. Myślałam, że ta ksywka to tylko przejściowo. Czaisz, Axl Rose. – spojrzała na mnie i poruszyła zabawnie brwiami. Wpadłam w chichot,  tak samo moja przyjaciółka.
-Co ty pierdolisz? Axl Rose? Serio?- wydukałam pomiędzy następnymi napadami śmiechu.
-Tak! Teraz mamy się do niego tak zwracać, a już tym bardziej członkowie zespołu! - wstała z krzesła i podeszła do mnie. – Cześć maleńka, jestem Axl Rose, zabawimy się? – przybliżyła do mnie swoją twarz i położyła mi dłoń na mojej. Spojrzałam na nią jak na wariatkę i zaczęłam ponownie się śmiać.
-Haha, boże przestań. Już mnie brzuch boli!- krzyknęłam wycierając łzy.
-Wybacz mi, ale to jest komiczne. – nie mogłyśmy wytrzymać, przez cały czas prawie śmiałyśmy.
-Co was tak śmieszy?- zapytał Duff wchodząc do kuchni i siadając na blacie.
-O, już przyszliście? A nic tak się śmiejemy z... niektórych ludzi na Sunset.- mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
-Widzę, że u was bardzo gorąco. –zmierzył mnie mulat. No tak, byłam w bieliźnie.
-No mi strasznie, a tobie nie?- uśmiechnęłam się do niego promiennie.
-Uwierz mała, że coraz bardziej. Zaraz będzie aż za gorąco.- jeszcze raz na mnie spojrzał na co wszyscy się zaśmiali. – Może byś się tak ubrała co? Zaraz będzie tu Adler z Izzym i Axlem.
-Ohh, bosko. Mój były przyjdzie do mojego domu, znaczy naszego. Aż mam ochotę go w takim stroju przywitać.  Jak dobrze, że Rosalin zaraz przyjedzie. Ucieknę z nią do parku. – w tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Albo mała, albo debile.
- Ej! To ja uciekam razem z wami. Pójdę otworzyć.- krzyknęła Claudia. Minutę później do kuchni wbiegł mały potworek, który od razu przytulił się do moich nóg. Podniosłam ją i posadziłam na kolanach.
-Cześć mała. Widzę, że się cieszysz na mój widok - cmoknęłam ją w czoło. – W ogóle przenieśmy się do salonu.
-Chodź do wujka Saula.- chłopak wyciągnął do niej ręce, jednak Rosalin schowała twarzyczkę w moje włosy. Pokazałam mu język i usiedliśmy wszyscy na kanapach.  Dziewczynka bawiła się misiem, a my gadaliśmy o wczorajszym dniu. Dostałam ochrzan od Slasha, że uciekłam i nie zobaczyłam jak przywala swojemu JUŻ koledze z zespołu. O dziwo, nawet McKagan powiedział, że się o mnie martwił. Tak zleciało 20 minut. Pewnie trwało by to dłużej jednak, przyszli nasi jakże wyczekiwani goście. Brr... Jako pierwszy wszedł Adler, po nim Axl, a ostatni jak zresztą zawsze Stradlin.
-Aaa, moje oczy! Błagam cię Michelle, ubierz się!- krzyczał Popcorn chowając oczy za dłońmi.
-Jaki debil, prawda Rosalin? Wujek Steven jest dziwny, przecież sam w wodzie odwiązywał mi stanik.  – dziewczynka powiedziała coś w swoim języku i uśmiechnęła się szeroko. Uznaliśmy, że to znaczy że się z nami zgadza. Rudy dokładnie mi się przyglądał i nawet raz zauważyłam, że oblizał usta. Izzy za to w ogóle na mnie patrzył, jednak był lekko zarumieniony na twarzy. Cóż... czarna koronkowa bielizna robiła swoje. Oddałam Slashowi małą i poszłam się ubrać. Dzisiaj znowu wymalowałam usta na czerwono, chyba nawet przy tym przystanę. Gdy wyszłam zauważyłam, że Axl bawi się z Rosalin.
-Ale masz śliczne oczy mała. Całkiem jak Michelle. – spojrzał na nią. Wszyscy się na niego gapili jak na idiotę, ja tylko oparłam się o futrynę i siedziałam cicho.
-Ile masz latek?- zapytał, lecz ta nic mu nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła.
-Debilu, jak ona ma ci odpowiedzieć jak ma tylko 2 latka.- odezwała się od niechcenia Claudia.
- Niektóre dzieci już mówią w tym wieku. Czekaj ile? Dwa? Oczy Michelle, włosy ma rude... O kurwa!- spojrzał na Rosalin a zaraz na mnie. Wstał szybko z kanapy i mocno mnie przytulił. –Michelle, ja bardzo cię przepraszam! Gdybym tylko wiedział, że byłaś w ciąży nie wyjechałbym, chociaż nie, pewnie bym uciekł. Wybacz mi, ja nie chciałem!- wszyscy wybuchli głośny śmiechem oprócz Izziego który coś mruczał pod nosem patrząc na szkraba.
-Z czego się kurwa śmiejecie?- ahh, ta jego irytacja, nic się nie zmienił.
-Po pierwsze, puść mnie. Po drugie nie jestem, i nigdy nie byłam w ciąży. No i ostatnie, trzecie, to nie jest ani moje dziecko ani twoje, ale miło że sam się przyznałeś, że byś uciekł.- odsunęłam się od chłopaka i usiadłam na kolana Hudsona biorąc na swoje potworka. 
-Jak po ciąży to niezłe masz ciało, kochanie.- odezwał się nagle Slash.
-Dobra, kurwa, skończcie. Serio myślałem, że ona jest naszym dzieckiem.-  wiewiórka usiadła obrażona na fotelu.

Przez następną godzinę w ogóle się nie odzywał. Claudia rozmawiała z Jeffreyem (chyba już jest między nimi ok), Duff opowiadał coś blondynce, ale czasami ukradkiem spojrzał ma moją żonę, lekko zazdrosny. Komiczne. Monica za to żartowała z Adlerem. Ja szykowałam się do wyjścia z małą, przy grze Saula którą było słychać w całym mieszkaniu. W ciągu ostatnich tygodni temperatura była nie do zniesienia praktycznie. Mogłabym chodzić w samym stroju kąpielowym, a nadal byłoby mi za gorąco. Serio. Stwierdziłam, że do parku nie pójdę w czarnej rozciągniętej koszulce i w rozwalających się spodniach. Ubrałam więc szorty i czerwono czarną koszulę w kratę z krótkim rękawem, którą zawiązałam pod biustem ukazując mój brzuch. Poprawiłam jeszcze usta szminką, włosy spięłam w końskiego kuca i grzywkę spięłam wsuwką. Szybko jeszcze zgarnęłam z komody moje „druciane” okulary i wyszłam z pokoju.  Spojrzałam na dziewczynkę. Miała na sobie słodką fioletową sukienkę i rozpuszczone kręcone włosy. Wyglądały jak małe sprężynki. Jak można nie lubić tej małej istoty? Jej rodzice to szczęściarze, może i ja w przyszłości będę miała takiego słodkiego szkraba. Jak już wcześniej było ustalone, Claudia chciała iść z nami. Jej przygotowania trwały znacznie krócej niż moje. Gdy już byłyśmy w trójkę przy drzwiach nagle dobiegł do nas Axl.
-Idę z wami.- powiedział to jakby nigdy nic.
-Nie. Nie idziesz z nami. Dobrze wiesz, że ani ja, ani Michelle tego nie chcemy.- miała rację. Nie chciałam z nim iść. Wiem jakby to wszystko wyglądało.
-Muszę z nią pogadać.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Axl, nie mamy o czym rozmawiać.- podałam rękę dziewczynce i wyszłyśmy z domu. Od razu gdy znalazłam się kilka metrów od niego zapaliłam papierosa.
-Co za frajer. Jeszcze chce z tobą gadać. No coś mu się popierdoliło. Jezu, gdyby nie Rosalin przywaliłabym mu znowu.
-Trzeba było. Przecież ona i tak nic nie powie rodzicom.-zaśmiałam się pod nosem.
-Wiesz co... masz rację. Następnym razem mu walnę.

Udałyśmy się na plac zabaw. Przez jakiś czas Claudia bawiła się w piaskownicy z dziewczynką, za to później ja huśtałam się razem z nią. Każda z nas przynajmniej raz zjechała na zjeżdżalni. Niby to Rose jest dzieckiem, ale to my zachowywałyśmy się jak duże dzieciaki i biegałyśmy za nią po całym placu. Zbliżała się godzina 17, więc czas wracać do domu, bo zaraz przyjedzie jej mama. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do sklepiku i kupiłyśmy niezbędne nam produkty do przeżycia (czytaj: owoce, warzywa, mięso, nabiał, papierosy i alkohol). Przed wejściem do mieszkania już czekała Anna. Oddałam jej małą, która wręcz nie chciała się z nami rozstawiać. Oh, za chwilę stanę się jej drugą matką, za to ta pierwotna będzie zazdrosna i stracę robotę. Jak mogłyśmy się spodziewać, chłopcy siedzieli w środku, Monica i Vera poszły na imprezę.
- Już jesteście? Jak było?- zapytał Izzy.
-Całkiem spoko, tylko wszędzie mamy piasek i jesteśmy zmęczone. – odpowiedziałam padając na kanapę obok niego. Claudia poszła się wykąpać, a ja od razu po niej. Oni byli już wstawieni. Najbardziej nasza kochana trójeczka. Jak na Różyczkę oraz Dzwonka przystało byli minimalnie pijani. Jestem ciekawa czy kiedykolwiek zobaczę ich tak bardzo pijanych jak kiedyś w liceum.
-Michie, grasz jeszcze na gitarze?-  nagle wypalił z pytaniem gdy nadal piliśmy. Nawet nie wiecie jak tęskniłam za tym czasem, gdy tak do mnie mówił.
-Gram nadal na tej z twoim podpisem. Chcesz to przyniosę. Bo widzę że ty swoją masz. Moglibyśmy coś zagrać.
-Jasne! Ja wypakuję tylko swoją. – chwilę później wszyscy zwrócili na nas uwagę. Jak można było przewidzieć, zagraliśmy pierwszą piosenkę jaką usłyszałam w jego wykonaniu. W tym momencie przypomniałam sobie wszystkie lekcję nauki gry. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Izzy, grasz zajebiście, a Michelle prawie identycznie jak ty!- krzyknął zadowolony Popcorn.
-No tak, w końcu była moją pilną uczennicą.-  poczochrał mi włosy i się zaśmiał.
-Tak, jedyną.- odpowiedziałam wstając, skierowałam się do pokoju. Już miałam wracać gdy nagle Axl wtargnął mi do pokoju i zamknął drzwi.
-Michelle, naprawdę musimy pogadać.