Rozdział 10


Claudia

Wypad z chłopakami wyszedł co najmniej świetnie. Moje wcześniejsze zdanie na temat Andiego totalnie się zmieniło, bo gdy poznał mnie trochę lepiej rozluźnił się i już nie był taki spięty jak na początku. Mimo, że znamy się z Duffem bardzo krótko to załapałam z nim znakomity kontakt. Naprawdę, gdyby go tu nie było to nie wiem czy poradziłabym sobie w Seattle. Po prostu gdy z nim rozmawiam mam wrażenie, jakbym znała go dwa lata, a nie dwa dni. Jednak... i tak mu w pełni nie ufam. I nie dlatego, że zachowywał się podejrzanie. Taka już jestem. Ludzie za bardzo nadszarpnęli moje zaufanie, powodując u mnie wewnętrzną blokadę. Rok temu byłam zupełnie inna. Mniej pyskata, bardziej otwarta. Zmieniło się to po jednym wydarzeniu, o którym może potem. Tak czy siak, po powrocie do domu zadzwoniłam do Michelle i w końcu wszystkiego się dowiedziałam. Akurat w tym przypadku cieszyłam się, że "zainterweniowała" policja, ponieważ nie chciałam aby moja przyjaciółka przeżyła swój pierwszy raz na jakiejś ławce w brudnym parku. Wiem, że gadam jak jakaś stara dewotka. Ja tylko nie chcę, aby zmarnowała ten wyjątkowy moment tak jak zrobiłam to ja.
Gdy skończyłyśmy rozmowę wzięłam sobie jakąś bułkę oraz szklankę wody i udałam się do swojego pokoju. Kartony przyszły dziś po południu, więc w końcu mogę udekorować swoją nową sypialnię. Na jednej ścianie zmieściły mi się dwa duże plakaty z Led Zeppelin i Aerosmith, trzy średnie z Ramones, Misfits i The Beatles oraz jeden mały z The Adicts. Kolejną ścianę obkleiłam wycinkami z gazet, swoimi bazgrołami i paroma zdjęciami z dzieciństwa. W sumie to nie wiem czemu je wieszam, tylko pogarszają mi humor. Wtedy wszystko było lepsze. Rodzice nadal byli razem, tata wciąż był z nami, mama nie była taką suką. A ja byłam jeszcze normalnym dzieckiem. Czasami się zastanawiam jaka bym była teraz gdyby ojciec został i nie wziął rozwodu z matką. Zresztą, nie będę o tym myśleć. Wyszło jak wyszło, czasu nie cofniesz, przeszłości nie zmienisz.

Kiedy skończyłam robotę z dekorowaniem i układaniem była jakaś 21. Postanowiłam wyjrzeć przez okno, bo szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam co za nim jest. Otworzyłam je i lekko się wychyliłam. Na przeciwko mnie był czyiś pokój, który mieścił się w domu Duffa. Świetnie. Nie miał zasłon, więc łatwo było zobaczyć wnętrze pomieszczenia. Podobnie jak moje, było obłożone najróżniejszymi plakatami. Pomińmy może już "porządek", który tam panował. Mam nadzieję, że to pomieszczenie należy do kogoś z jego rodzeństwa...
Jak na złość, po chwili wszedł nikt inny jak sam Duff. Natychmiast chciałam się schować za ścianą, jednak jak to ja, zahaczyłam o jakąś rzecz. Tą rzeczą okazało się krzesło, z którym zaczęłam się szamotać. Niestety, było już za późno, ponieważ chłopak zdążył mnie zauważyć i podszedł do okna. Czułam, jak policzki robią mi się czerwone.

- Hahah, wszystko w porządku? Bo widzę, że toczysz właśnie bitwę na życie i śmierć! - zawołał i zaczął się głośno śmiać.
- Oh, zamknij się. Nie moja wina, że to krzesło próbowało przeprowadzić na mnie zamach! - odkrzyknęłam i udałam obrażoną.
- Albo po prostu ktoś tu jest niezdarą. I do tego podglądaczem. - powiedział z tym swoim typowym uśmiechem na ustach.
- Nie jestem podglądaczem! - teraz pewnie nikt by nie rozróżnił mojej twarzy od pięknego, czerwonego buraka.
- Bez powodu się tak nie rumienisz. - wyszczerzył zęby i usiadł na parapecie.
- Ciepło u mnie w domu jest, dosyć... A tak w ogóle, to nie wiedziałam, że to Twój pokój. - próbowałam zejść z tematu mojej facjaty. Nie chciałam się bardziej kompromitować.
- No mój, mój. Przedtem za nim nie przepadałem, ale teraz chyba zmienię zdanie. - ha ha, bardzo śmieszne. Naprawdę.
- Zobaczysz, będziesz błagał swoje rodzeństwo aby się z Tobą zamienili. - próbowałam go jakoś zniechęcić, bo bałam się, że będzie mi notorycznie zaglądał w okno. Nie, to nie tak, że uważam go za zboczeńca. Po prostu nie lubię gdy ktoś mi zagląda gdziekolwiek. I bez skojarzeń proszę.
- Jeszcze się przekonamy.
- Z pewnością. - mówiąc to odeszłam od okna i je zamknęłam. Duff od razu zrobił smutną minę, jednak ja mu tylko pomachałam i zasłoniłam kurtyny. Rozejrzałam się wokoło i stwierdziłam, że pokój który mam teraz jest o wiele lepszy niż ten, który miałam w Lafayette. Jeden z nielicznych plusów tej przeprowadzki. Zajrzałam do pudła z winylami i wybrałam płytę Sex Pistols. Po paru chwilach już rozbrzmiewały pierwsze dźwięki Bodies z Never Mind The Bollocks. Uwielbiałam tą płytę, jak i sam zespół. Rozłożyłam się na łóżku i nie myślałam już o niczym. Jednak mój czas relaksu został przerwany przez jakieś pukanie. Podniosłam się i zatrzymałam płytę, aby zlokalizować źródło z którego pochodziło owe pukanie. Dochodziło z mojego okna. Jakiś ptak próbował się dostać? Jeśli tak, to musiał być wyjątkowo tępy. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony, jednak to co zobaczyłam po drugiej stronie zamurowało mnie. Przed moimi oczami ukazał się Duff, który ledwo trzymał się parapetu i z jego oczu można było wyczytać coś typu "Błagam Cię, jeśli mnie wpuścisz przez resztę życia będę kupował Ci babeczki na śniadanie". Zlitowałam się i kiedy otworzyłam okno od razu wszedł do środka, nie pytając mnie o zdanie.
- Odpierdoliło Ci?! - krzyknęłam, kiedy wstał na nogi.
- Nie, po prostu się ze mną nie pożegnałaś. - próbował zrobić obrażoną minę, ale zamiast tego wyszedł mu jakiś dziwny grymas, który przyprawił mnie o mały chichot.
- Boże... naprawdę? - westchnęłam i usiadłam na łóżku. Duff zaczął się rozglądać po moim pokoju i jego uwagę przykuły o dziwo, zdjęcia, nie plakaty.
- To Ty? - zapytał, wskazując na zdjęcie, które pokazywało małą dziewczynkę trzymającą swoich rodziców za ręce.
- Tsa...
- Jaki mały słodki brzdąc! - czy on się ze mną drażnił?
- Cicho bądź. - odburknęłam. Nie lubiłam tego zdjęcia, jednak nie mogłam go zniszczyć bądź schować.
- Dlaczego twój tata już z wami nie jest? - no, strasznie bezpośredni jest.
- Rozwiedli się.
- Można wiedzieć czemu? - dopytywał. Normalnie to powiedziałabym komuś żeby się po prostu nie interesował, jednak nie potrafiłam tak się do niego odezwać. I to mnie irytowało.
- Jednego dnia moja matka oświadczyła mi, że już się nie kochają i tata się wyprowadził. Do tej pory nie wiem o co poszło, a z ojcem straciłam kontakt. Matka prawdopodobnie mu zakazała. - boże, i czemu ja to mówię? Znam go raptem dwa dni, a już mu opowiadam historię mojego życia. Tylko Michelle wie o moich rodzicach.
- U mnie ojciec zdradził mamę... Od tej pory z nim nie rozmawiam. - nagle wypalił. Jednak kiedy mi to powiedział, poczułam jakby stał mi się... ciut bliższy? Jego rodzice też są po rozwodzie, kolejna wspólna rzecz. Fakt, Michelle też się wychowywała z samym ojcem, ale z powodu śmierci jej mamy, a to nie to samo.
- Rozumiem... Ciesz się, że masz chociaż w swojej mamie jakieś wsparcie... - ja w swojej nie miałam żadnego. Gdyby mogła to udupiła by mnie jeszcze bardziej.
- Wiem i doceniam to. Ale z tego co się orientuję z twoją jest już gorzej? - kolejne trudne pytanie.
- Łączą mnie z nią tylko więzy krwi, to tak w skrócie. - chyba wyczuł, że nie chcę o tym rozmawiać, bo już więcej o tym nie wspominał.
- Tak w ogóle to ładne rysunki. Sama bierzesz pomysły? - tym razem jego uwagę przykuł mój rysunek przedstawiający postać, która była pół-wężem, pół-człowiekiem. Nawet nie wiem, skąd mi się to wzięło. Zawsze rysowałam jakieś dziwne rzeczy. Czasami przerażające.
- Tak, nie mam pojęcia czemu to narysowałam, więc nie pytaj.

Nagle zadzwonił telefon z dołu. Zastanawiałam się, kto to mógł być o tej porze. Matka? Może coś jej wypadło w pracy na nocnym dyżurze. Chociaż wątpię, ona bardzo rzadko dzwoni aby mnie o czymś poinformować. Na Michelle też już było ciut za późno, jednak nigdy nic nie wiadomo. Przeprosiłam Duffa i zeszłam do salonu. Gdy podniosłam słuchawkę przywitał mnie znajomy głos.
- Cześć. - usłyszałam. No tak. Michelle mówiła mi, że Jeffrey ma do mnie zadzwonić. A takie monotonne "cześć" rozpoznałabym wszędzie.
- Czyżby pan "Stradlin"?
- Tak. - zabawny jak zwykle.
- Rozumiem, że dzwonisz sprawdzić, czy żyję?
- No tak, i ogólnie się dowiedzieć jak sobie radzisz. - Jeff był jaki był, jednak wiedziałam, że na niego też mogę liczyć.
- U mnie wszystko w porządku, jeśli mogę tak powiedzieć. Poznałam paru nowych ludzi. No, ogólnie jest dobrze. Tęsknię za wami. I szczerze, to chciałabym wrócić do Lafayette, mimo wszystko.
- Cieszę się. Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie. - dało się wyczuć nutkę radości w jego głosie. Mimo, że znaliśmy się dopiero z trzy miesiące, mogłam mu ufać, a on mi.
- Dziękuję, naprawdę.
- Nie ma za co. Jeśli coś się stanie to wiesz, że zawsze możesz zadzwonić.
-Wiem, wiem. Wybacz Jeff, ale muszę już kończyć. Jutro szkoła, a ja jestem zmęczona. Jak coś to zadzwonię jeszcze.
- Spoko, rozumiem. Do usłyszenia.
- Trzymaj się! - odłożyłam słuchawkę i kiedy się odwróciłam, o mało nie dostałam palpitacji serca. Przez cały ten czas stał za mną Duff i słuchał mojej rozmowy. Nienawidzę takiego czegoś.

- Pojebało Cię?! Ty chyba lubisz mnie straszyć, co?! - ryknęłam na niego, wściekła jak osa.
- Wręcz uwielbiam, a szczególnie kiedy się złościsz. - wyszczerzył się do mnie, co spowodowało obniżenie mojej furii o 50%. Nie cierpię go za to. Co nie zmienia faktu, że nadal byłam zła.
- A wiesz, że nie podsłuchuje się czyichś rozmów?!
- Rany no, nudziło mi się, więc zszedłem na dół, a że Ty rozmawiałaś to postanowiłem poczekać aż skończysz. - tłumaczył się jak małe dziecko.
- Boże, idźmy już na górę najlepiej. Która w ogóle godzina?
- Koło dwunastej, czemu pytasz?
Że co?! Już dwunasta? Ostatnio czas jakby mi przelatywał przez palce. Zdecydowanie mi się to nie podobało.
- Pytam, bo chyba już czas na Ciebie panie McKagan. - powiedziałam, popychając go w stronę drzwi.
- Chcesz mnie odesłać do domu w środku nocy? Żeby mnie ktoś tam zgwałcił?! Jak możesz! - tym razem to on próbował mi robić wyrzuty, jednak wywołało to u mnie tylko głośny śmiech.
- Po pierwsze, to jestem pewna, że dasz sobie radę. A po drugie, mieszkasz obok. Coś nie pykło. - zrobiłam smutną minkę i dalej próbowałam go wypchnąć, tylko problem w tym, że on nadal uparcie stał.
- Jesteś okrutna. Zresztą, nie boisz się być sama w domu? Co, jak wpadnie tu jakiś włamywacz?! - co on jeszcze wymyśli, no naprawdę.
- Dam sobie radę. - odpowiedziałam zirytowana.
- Nie dasz. Ja to wiem. Ja wiem wszystko. - mówiąc to wyminął mnie i pobiegł na górę. No cholera jasna!
Wbiegłam za nim na schodach, jednak Duff był szybszy i zabarykadował się w moim pokoju. Próbowałam otworzyć drzwi, ale nie ukrywajmy, był ode mnie silniejszy. Po paru minutach doszliśmy do porozumienia, a raczej wymuszenia. Tak, tej nocy pan McKagan został u mnie.

Ogólnie było lepiej, niż myślałam. Mój "przyjaciel" nie podglądał mnie pod prysznicem ani nie grzebał mi w szafkach, co większość chłopców by pewnie zrobiła korzystając z okazji. Plus dla niego. Raz mieliśmy spór o to, gdzie będzie spał, jednak tym razem mój dar przekonywania podziałał i Duff spał na podłodze... zamiast na łóżku ze mną. Sam chciał zostać, prawda? Również dużo rozmawialiśmy i dowiedziałam się więcej rzeczy o nim. On o mnie też. Nawet to, że nie jestem dziewicą. Do tej pory się zastanawiam, czemu mu o tym powiedziałam. Jednak on też się przyznał, że już nie jest prawiczkiem więc byliśmy kwita. Chociaż miałam obawy, że po tym "wyznaniu" będzie mnie traktował inaczej, jak jedną z tych łatwych dziewczyn, którymi zawsze gardziłam, ale tak się nie stało. Naprawdę to doceniałam. Mojej matki nie było kiedy wychodziliśmy do szkoły, więc o niczym nie musi wiedzieć. Po drodze wstąpiliśmy do domu Duffa po jego rzeczy do szkoły, a potem po Andiego.

Lekcje ani mi nie zleciały, ani też jakoś specjalnie się nie dłużyły. Za to wydarzyła się jedna rzecz, która bardzo mnie wkurwiła. I to dosłownie. Otóż sytuacja działa się przed biologią. Kiedy wracałam z toalety zauważyłam, że klasowy "gang", który składał się z 4 typowych tapeciar, znęcał się nad jakąś osobą. W mojej naturze nie leży ignorowanie takich rzeczy, więc zbliżyłam się do nich i próbowałam się dowiedzieć, nad kim się pastwią. Tym kimś okazała się dziewczyna z mojej klasy, której imienia nie mogłam sobie przypomnieć. Wiedziałam tylko, że zawsze mało się odzywała i starała się pozostać w cieniu. Nie dziwię się, że te pustaki jej dokuczały, była łatwym celem. Po przemyśleniu za i przeciw, podbiegłam do grupki i odepchnęłam jedną z stojących dziewczyn tak, abym mogła dostać się do czarnowłosej. Reszta obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem i od razu wywiązała się kłótnia.

- Co ty odwalasz?! Też chcesz dostać?! - krzyknęła przywódczyni tego stada, jak mniemam.
- To chyba ty się prosisz o spuszczenie sobie wpierdolu. - powiedziałam dość spokojnie, lecz stanowczo. Nie miałam ochoty bawić się z nimi. Pomogłam wstać dziewczynie, którą dręczyły. Ta niepewnie chwyciła moją rękę i patrzyła się na mnie oszołomiona.
- Jeszcze żebyś mnie tknęła! Jesteś takim samym śmieciem jak ta tutaj, dlatego jej pomagasz! - mówiąc to, wskazała palcem na osobę stojącą obok mnie. Nadal się trzęsła.
- Wolę być śmieciem niż taką suką jak ty. - odpowiedziałam wciąż opanowana, jednak coraz trudniej było to opanowanie utrzymać. Pociągnęłam czarną za sobą w stronę toalet, jednak drogę zastawiły nam te, brzydko mówiąc, kurwy.
- Jeśli myślisz, że puścimy was wolno po tym jak się do mnie odezwałaś, to się grubo mylisz szmato! - w tym momencie ich liderka rzuciła się na mnie ze swoimi tipsowymi szponami.
Szybko odepchnęłam od siebie moją nową koleżankę i próbowałam zatrzymać blondynkę. Upadłyśmy na ziemię i zaczęłyśmy się szarpać, jednak gdy jej przydupasy zauważyły, że ich przyjaciółka nie daje rady postanowiły się dołączyć. W porę przyszedł Duff z Andym, którzy rozdzielili mnie i tą typiarę. Czułam, że piecze mnie warga, a w ręku trzymałam pukiel blond włosów. Nie no, pięknie. Po tym wszystkim obie trafiłyśmy do dyrektora. Gdyby nie parę osób, które wstawiły się po mojej stronie byłabym zawieszona w prawach ucznia. A ta głupia dziwka, bo inaczej jej nie mogę nazwać, dostała tylko upomnienie. I to nie chodzi już o tą bijatykę, tylko za znęcanie się nad Alice, której imię poznałam kiedy wyszłam z gabinetu. Chciała mi podziękować, ale ja machnęłam tylko ręką. Nie musi mi za nic dziękować. Każdy powinien tak reagować. Niestety ludzie wolą się tylko bezczynnie patrzeć i czekać, aż problem sam się rozwiąże. I ja się pytam, do czego ten świat zmierza? Tak czy inaczej, po szkole udaliśmy z chłopakami do centrum miasta, aby bardziej mnie z nim zapoznać. Seattle wciąż było dla mnie istną dżunglą. Oczywiście na początku rozmowa skupiała się tylko na tym całym zajściu w szkole. Duff stwierdził, że mam większe jaja od niektórych chłopaków. Nawet jeśli takowych nie posiadam. Wykorzystałam temat bójki i zaczęłam ich wypytywać o samą Alice. Dowiedziałam się, że zawsze ją dręczyli i dokuczali jej. Tylko czemu do tej pory nikt jej nie pomógł? Postanowiłam, że się z nią zapoznam.

Rozdział 9


Michelle

Przez ostatnie dni bardzo się martwiłam, ponieważ nie dostawałam żadnego znaku życia od Claudii. Jednak po wczorajszym telefonie mniej więcej się uspokoiłam. Wiedziałam, że dzisiejsza rozmowa nie będzie należała do tych najłatwiejszych. Cholernie zdziwił ją fakt, że byłam z Axlem. Na bank będzie się mnie pytać jak to się stało oraz dlaczego policja brała w tym udział.

Stwierdziłam, że nie chce mi się dzisiaj iść do szkoły. W końcu i tak było tylko 5 lekcji oraz żadnych sprawdzianów czy kartkówek. Ubrałam koszulkę z Pink Floyd, czarne spodnie z dziurami oraz jakąś bluzę. Dzisiejsza pogoda nie była zbyt ciekawa. W ogóle był jakiś ponury ranek. Poszłam do sklepu po coś do picia, tym razem nic alkoholowego. Jednak skusiłam się na paczkę czerwonych Marlboro.  Skierowałam się w stronę jakiegoś osiedla. Taaak, znakomicie będzie gdy okaże się, że na nim mieszka któryś z moich nauczycieli. Zresztą, walić to. Nie chodzę co chwilę na blałki jak rudy i Jeffrey. Zapaliłam papierosa i zaczęłam myśleć. Wow, ja myślałam dzisiaj, nie no bosko, punkt dla mnie a zero dla Boga. Usiadłam na krawężniku jak taki opuszczony dzieciak i rozmyślałam, czy aby na pewno u Claudii jest wszystko porządku. W mojej naturze już leżało to, że za bardzo się o wszystko martwiłam, a tym bardziej jeśli chodziło o najbliższe mi osoby. Zupełnie jak moja mama.
Będę musiała jej się dzisiaj wypytać czy poznała kogoś, jakie jest miasto i czy za mną tęskni. Boję się, że pozna tam jakąś fajniejszą dziewczynę, a ja pójdę w odstawkę. Kurwa, Michelle stop, co cię napadło? Przecież ona jest i będzie twoja żoną, nie zostawi cię obojętnie ile by dzieliło was kilometrów! Zapaliłam kolejnego ćmika. No tak... sprawa z wiewiórką. Byliśmy razem. A najgorsze było to, że się w nim totalnie zakochałam. Jak on jeszcze wyjedzie to dostanę depresji. Na prawdę.  Za szybko przywiązywałam się do ludzi. Kocham go i to cholernie mocno. Do żadnego chłopaka nie czułam tak wiele jak do niego. Spojrzałam w niebo, nadal było pochmurne. Tak samo jak mój humor.
-Hej, masz może papierosa?- zapytała się mnie jakaś osoba za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam blondynę, która była w szpileczkach i w mini. Ooo nie…
-Dla takich dziewczynek jak ty, moje papierosy się skończyły. - odpowiedziałam bez emocji. Nie wiem… może okres mi się zbliża, że mam taką huśtawkę nastrojów.
-Ty masz na imię Michelle. Michelle White.- skąd ona mnie znała? Nie zadaję się z takimi osobami. Westchnęłam i pokiwałam jej ręką, że ma iść. Skubana jednak nadal stała.
-Chodzimy razem do klasy. Mam na imię Abby. –powiedziała z promiennym uśmiechem.
-Nawet ci się nie pytałam jak masz na imię, co mnie to obchodzi?  Zresztą, już ci powiedziałam, nie dam ci fajki.
-Dziewczyno, myślisz, że ja chcę tak wyglądać? Po prostu nie chcę być takim wyrzutkiem jak ty. Po twoich koszulkach widzę, że lubimy ten sam rodzaj muzyki.- dobra… ta lalunia  zaczęła mnie wkurzać. Jednak miała rację. Byłam wyrzutkiem wśród dziewczyn w szkole. Pewnie jakbym się ubierała tak jak Abby byłabym całkiem popularna. Lecz ja taka nie jestem i dobrze się z tym czułam. Dałam dziewczynie jedną fajkę z nadzieją, że się ode mnie odpierdoli i pójdzie. Niestety, usiadła koło mnie i zaczęła mi się wyżalać. Nie no, po prostu zajebiście. Gadała o tym jaka ona nie jest, że wcale to nie jej styl itp. Na co ja prostym, jednym  zdaniem powiedziałam, że nie powinno się nikogo udawać tylko być jakim się jest.

Po 20 minutach rozmowy z nią wymigałam się, że muszę wracać do domu. Oczywiście, jakby inaczej, skierowałam się w kierunku fortów. Droga zajęła mi kilka chwil. Usiadłam na murku, nikogo nie było. Tak, wreszcie sama. Nikt mi nie przeszkodzi, ponieważ chłopcy mieli dzisiaj cały dzień siedzieć u Izziego, więc będzie dobrze. Wracając do sprawy rudego. Już chyba cała szkoła wiedziała o tym, że z nim chodzę. Oczywiście nie podobało się to nauczycielom, jednak oni mieli najmniej do powiedzenia w tej sprawie. Jestem ciekawa, jak dalej się to wszystko potoczy. Chciałabym kiedyś wyjechać z Lafayette, nie tutaj sobie wyobrażałam moją dalszą przyszłość. Chciałam ją spędzić z Claudią. Mam nadzieję, że to się ziści.  Siedziałam tak przez jeszcze długi czas, gdy nagle usłyszałam dziwny szmer. No przecież to nie był Jeffrey i Axl, bo mieli siedzieć w domu. Zza krzaków wyszedł jakiś facet. Nie był w normalnym stanie, wręcz przeciwnie - był naćpany. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
-Witaj koleżaneczko.- powiedział, gapiąc się na moje nogi.
-Wybacz, ale muszę już iść…- odpowiedziałam niepewnie. Nie chciałam mieć więcej doświadczeń z takimi ludźmi. Już jeden prawie zgwałcił Claudię, nie chcę, aby tym razem to była ja, lecz już bez prawie.
-Ej, ej… maleńka, nie uciekaj. Nic ci nie zrobię... no, może trochę się z tobą zabawię. - w tym momencie oblizał swoje spierzchnięte usta. Dajcie torbę, będę rzygać.
-Heheh… - zaśmiałam się głupio - Wiesz co, raczej nie mam ochoty na takie zabawy o których myślisz.- nie czekałam ani chwili dłużej, zeskoczyłam z murka i zaczęłam biec  przed siebie. Znowu uciekałam. Lecz po kilkunastu minutach zorientowałam się, że nikt za mną nie biegnie.
Stwierdziłam, że nie opłaca mi się wracać do domu już o 16. Chwila, że co?! Już była 16?! To ile ja siedziałam na fortach? Zresztą... nieważne. Przemyślałam wszystko co miałam przemyśleć.

Udałam się do parku na „pamiętną” ławeczkę. Zauważyłam, że siedział tam Axl ze swoim przyjacielem oraz... jakąś dziewczyną. Nie no okej, może to jakaś koleżanka. Tylko kurwa nie wiem od kiedy koleżanka siedzi na kolanach swojego kumpla, głaszcząc go po karku. Jednak ustaliłam po jego minie, że niezbyt mu się to podoba i próbował się pozbyć towarzyszki w jakiś „delikatny” sposób. Podeszłam do nich po cichu od tyłu tak, by żadne z nich mnie nie widziało. Dziewczyna akurat się z nim kłóciła, więc odwróciła głowę w stronę stawu. Nikt kompletnie się nie spostrzegł, że jestem tuż za rudym. Pociągnęłam go lekko za włosy do tyłu i pocałowałam go namiętnie w usta. Gdybyście widzieli jego minę, była bezcenna. Nigdy nie widziałam, by ktoś zrobił takie duże oczy ze zdziwienia. Tak jak się spodziewałam, nie przerwał pocałunku, ba, wręcz go pogłębił. Słyszałam jak Izzy zaśmiał się pod nosem, za to blondyna nie odezwała się w ogóle tylko zeszła z kolan mojego chłopaka (jej, nadal to trochę głupio brzmi) i patrzyła się na nas jakbyśmy byli nienormalni.
-Cześć kochanie.- wyszeptałam do ucha Axlowi na co on tylko zrobił ten swój zadziorny uśmiech. Cóż... Jeśli chodziło o chłopaków to właśnie taka byłam. Gdy już się z kimś związałam, a widziałam, że jakaś laska się do niego klei nie pozwalałam jej na to i pokazywałam, że on jest całkowicie mój. Wolałam tak robić niż zaczynać jakieś awantury. Chociaż gdy to nie dawało oczekiwanego rezultatu, no to nie będę siedzieć z założonymi rękoma i się patrzeć.
-Cześć Izzy! A właśnie, rozmawiałam wczoraj z Claudią. –wyciągnęłam karteczkę z jej nowym numerem i podałam chłopakowi. -Dzisiaj ją jeszcze powiadomię, że będziesz do niej dzwonił.
-Dobra, dzięki wielkie.- ale on był rozgadany, no nie? Ale był dobrym chłopakiem. Bardzo go lubiłam, nawet czasami udawało mi się z nim nawiązać kontakt.
-Ekhem... - chrząknęła blondyna.
-To ty jeszcze tu jesteś?- odpowiedziałam słodziutkim głosikiem. Spowodował on napad śmiechu u kolegów, co najwyraźniej nie spodobało się to dziewczynie, bo tylko pokazała nam środkowy palec i sobie poszła.
-Axl, co to była za dziewczyna?- zapytałam niepewnie. No dobra, musiałam to wiedzieć, w końcu byliśmy dopiero kilka dni ze sobą, a tu nagle taka akcja.
-Znajoma z poprzedniej szkoły, uczepiła się nas i nie dawała nam spokoju. –wziął mnie za rękę i przyciągnął na swoje kolana tak, abym usiadła.
-Izzy ci potwierdzi, prawda?
-Taaa.- akurat zapalał fajkę, więc nawet na nas nie spojrzał.
-Mhm...- mam nadzieje, że więcej takich numerów nie będzie. Nie chce go stracić. Kurwa... gadam jak jakaś desperatka!

Po czterech godzinach wróciłam do domu. Była prawie 21. Akurat gdy wyszłam z kąpieli zadzwonił telefon, szybko wyszłam z łazienki potykając się o moją torbę. Wręcz rzuciłam się do słuchawki.
-No cześć żonko! Co tam u ciebie słychać?- uznałam, że lepiej będzie jak moja przyjaciółka zacznie mi opowiadać jak jest w Seattle.
-Hej, nie owijaj w bawełnę. Opowiem ci  jak ty najpierw mi powiesz jak to się stało, że jesteś z Axlem.- kurde, a myślałam, że uda mi się ją podpuścić.
-No… normalnie. Serio. Po prostu zaczęłam się z nim całować na ławce i prawie straciłam tam dziewictwo, później pokazała się policja, a na drugi dzień on oświadczył Izziemu, że jestem jego dziewczyną. Z czego praktycznie dowiedziałam się w tym samym czasie o tym co on. – ciężko było mi to jej mówić. Może dlatego, że ona nie przepadała za Axlem.
-Michelle... nie pierdol tylko mów wszystko.- tak jak kazała, tak też zrobiłam. Powiedziałam jej wszyściutko ze szczegółami, co i jak, gdzie i kiedy, dlaczego tak a nie inaczej. Znała całą historię, normalnie czułam jakbym się spowiadała jakiemuś księdzu z moich grzechów.
-Dobra, dość o mnie, wiesz już każdy szczegół. Więcej się nie da. Teraz mów co u Ciebie! - zapytałam podekscytowana.
- No więc. Seattle ogólnie jako miasto nie zachwyca, a pogoda sprawia, że mam ochotę zamknąć się w pokoju i nigdy z niego nie wychodzić. Szkoła jest, że tak powiem, w chuj wielka i pewnie nie raz się jeszcze tam zgubię. I ciężko będzie mi o alkohol, bo w pobliskim sklepie na kasie stoi jakaś stara torba. - powiedziała prawie na jednym wdechu.
- No dobra, ale nie poznałaś tam kogoś? - zaczęłam dopytywać.
- Ummhh, poznałam...
- To czemu mi jeszcze nic nie mówisz? Ja ci się tu spowiadam, a ty chcesz zataić przede mną najciekawsze rzeczy! - próbowałam robić jej wyrzuty.
- Kurde no, chłopak ma na imię Duff, jest w naszym wieku, cholernie wysoki, słucha tej samej muzyki co ja i ogólnie fajny jest. Dobrze mi się z nim gada. - wyrzuciła to w końcu z siebie. Czyli ma tam kogoś, z kim będzie mogła spędzić czas. Ucieszyło mnie to, bo nie chciałam, aby była tam kompletnie sama. Nie zasługiwała na to.
- No i zajebiście! A jak z matką? - zastanawiam się, czy jest jeszcze gorsza niż była.
- W sumie, to bez zmian. Zamyka się w tym swoim biurze tak samo jak w Lafayette.
- To raczej dobrze. Myślałam, że będzie ci robić jakieś uwagi.
- Na szczęście nie.
-Prawie bym zapomniała! Dałam twój numer Izziemu. Raz wspomniał, że jak będę go miała to mam mu podać. Więc jakby co spodziewaj się od niego telefonu.
-No spoko. - odpowiedziała niby to znudzona, ale dało się wyczuć nutkę radości w jej głosie.
Pogadałyśmy jeszcze parę minut, jednak Claudia musiała się rozłączyć, bo jej rodzicielka musiała wykonać jakiś ważny telefon.

Zastanawiałam się, czy pomiędzy moją żoną a tym Duffem dojdzie do czegoś więcej niż przyjaźni. Hah, musi być ciekawą osobą skoro się nim zainteresowała. Moja przyjaciółka z byle kim się nie zadaje. Chciałabym go kiedyś poznać. No cóż, może nadarzy się okazja. Pograłam jeszcze trochę na gitarze, jednak od razu po tym położyłam się spać. Mimo moich wysiłków nie było to takie łatwe, bo znowu miałam natłok myśli. Zasnęłam dopiero po 4. A na 8:45 do szkoły, super.  Jedyna myśl, która mnie pocieszała to fakt, że dzisiaj piątek.

Rozdział 8


Claudia

Kiedy opuściłam już progi Lafayette zaczęłam się uspokajać. Nie mogłam płakać przez całą drogę, nic by to nie dało ani nie zmieniło. Wyglądałabym tylko jeszcze gorzej niż teraz. Matka też w końcu by mi coś powiedziała, bo to aż to do niej niepodobne nie zrobić mi przytyku z jakiegoś powodu. Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

Obudziłam się gdy zajechałyśmy na jakąś stację benzynową. Rozejrzałam się wokoło i kompletnie nie mogłam rozpoznać miejsca w którym byłam. Zastanawiałam się jak daleko już jesteśmy.
- Ile kilometrów mamy za sobą? - spytałam, przecierając moje jeszcze senne oczy.
- Koło 150, nie jesteśmy nawet w 1/4 tego, co mamy przejechać. Więc jeśli musisz iść do toalety zrób to teraz, bo potem nie mam zamiaru specjalnie się dla ciebie zatrzymywać. - rzuciła wychodząc z samochodu.
Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam do ubikacji tak jak powiedziała. Z tego co się orientuję droga do Seattle zajmie nam jakieś 2 dni. Pięknie. Nie wiem jak ja to przetrwam. Nie dosyć, że muszę spędzić ten czas sam na sam z matką, to jeszcze wątpię, aby puściła jakąś muzykę. Tak, moja rodzicielka uwielbiała ciszę.
Kiedy załatwiłam swoje sprawy i kupiłam coś w sklepie, Margaret (bo tak miała na imię moja mama) siedziała już gotowa za kierownicą. Podbiegłam do auta i wsiadłam na tyły.
- Mogłabyś włączyć radio? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że szanse są nikłe. Spróbować zawsze można.
- Nie, muzyka mnie rozprasza. Chcesz to idź spać. - odpowiedziała spoglądając w lusterko.
- Dzięki mamusiu. - powiedziałam z ironią w głosie i ułożyłam się wygodnie na siedzeniach. Bo co miałam innego zrobić? A spać nadal mi się chciało, więc i tak bym "odleciała". Tak też się stało.

***

Po dwóch dniach męczarni z matką, w końcu dotarłam do Seattle. Ulice tego miasta były zaśmiecone, a sama atmosfera dosyć dobijająca. Być może to też wina deszczu, który nas przywitał. Naprawdę nie wiem jak będę tu funkcjonować. Nie wierzę, że to powiem, ale chciałabym być teraz w Lafayette. Tam przynajmniej tak nie lało. I była Michelle z chłopakami. Przez całą drogę o tym nie myślałam, ale czy ja sobie tu poradzę? Co, jeśli nikogo nie poznam? A tak się pewnie stanie, bo w nawiązywaniu nowych znajomości nigdy nie byłam dobra. Zazwyczaj ludzi poznawałam przez przypadkowe sytuacje takie jak ta na rozpoczęciu roku szkolnego. A teraz? Mam tylko nadzieję, że przez ten czas szczęście mnie nie opuści.

Mój nowy dom nie różnił się bardzo od tego w którym mieszkałam. Był tylko trochę mniejszy. Białe ściany, przedsionek, blablabla. Typowe.
- Ciężarówka z meblami i innymi rzeczami przyjedzie jutro, więc weź swój karton z bagażnika i wybierz pokój. - usłyszałam, jednak gdy się odwróciłam matka już weszła do domu. Otworzyłam bagażnik i wzięłam pudło wypełnione moimi ciuchami i innymi bzdetami. Nie było ciężkie, więc dałam sobie radę. Na piętrze były 3 pokoje, jeden po lewo, drugi po prawo a trzeci po środku. Wybrałam ten po lewo. Pomieszczenie było mniejsze od tego które miałam, jednak mi to pasowało. Mniej miejsca do zapełnienia, czyli mniej roboty dla mnie kiedy przyjedzie reszta rzeczy. Gdy spojrzałam na ściany już miałam w głowie plan jak porozmieszczać plakaty i zdjęcia. Ale o tym potem. Teraz musiałam poukładać ubrania i przyszykować się do jutrzejszego dnia. Tak, już jutro szłam do nowej szkoły. I szczerze? Bałam się. Wiedziałam tylko gdzie leży budynek, i że droga zajmie mi może z 20 minut. Lekcje zaczynały się na 8:45, więc będę musiała wcześniej wstawać. Świetnie.

Kiedy skończyłam robotę z układaniem, postanowiłam, że pozwiedzam trochę moją nową okolicę. Była dopiero 18, więc mam wystarczająco czasu aby rozeznać się w terenie i może wyszukać najkrótszą drogę do szkoły. Wzięłam też trochę pieniędzy, bo nie powiem, ale lekko mnie suszyło. Chyba nie popadam w alkoholizm? Założyłam jakieś podarte spodnie, koszulkę z Sex Pistols i moją nieśmiertelną ramoneskę. I oczywiście glany. Przed wyjazdem zdążyłam kupić nowe, bo poprzednie nie wytrzymały wspinaczki po ogrodzeniu.

Wychodząc zauważyłam, jak Margaret męczyła się ze swoimi kartonami. Nie pomogłam jej, bo i po co? I tak pewnie by się darła, że źle otworzyłam pudło albo postawiłam je w nieodpowiednim miejscu. No, ale koniec o mojej matce, trzeba wyczaić jakiś monopolowy. Gdy wyszłam na zewnątrz deszcz przestał już padać, jednak ciemne chmury nadal wisiały nad miastem. Trudno, jak zmoknę to zmoknę, najwyżej będę chora i nie pójdę do szkoły, co było dla mnie fantastyczną opcją. Szłam przed siebie licząc, że po drodze spotkam jakiś sklep. Chyba szczęście zdecydowało mi dziś potowarzyszyć, bo gdy skręciłam w prawo od razu przed moimi oczami pojawił się mały sklepik. Sprawdziłam, czy nie zgubiłam po drodze pieniędzy i wmaszerowałam do środka. Rozejrzałam się i zauważyłam na kasie starszą panią. Wizja napicia się coraz bardziej stawała się dla mnie nieosiągalna, ponieważ z reguły staruszki takie jak ona nie sprzedawały alkoholu "młodzikom". Jednak wierząc w moje dzisiejsze szczęście postanowiłam spróbować.
- Witam, chciałabym kupić to wino. - starałam się brzmieć najdoroślej jak mogłam i wskazałam palcem na półkę z trunkami.
 - 21 lat skończone? - zapytała kasjerka mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Oczywiście, nie widać? - próbowałam się wysilić na najszczerszy uśmiech jaki posiadałam. Problem w tym, że ta kobieta strasznie działała mi na nerwy i zamiast tego wyszedł jakiś niezgrabny grymas.
- Dziecinko, dałabym Ci maksymalnie 19 lat. - zakpiła ze mnie. Ludzie, trzymajcie mnie.
- No wie pani, te dzisiejsze kremy naprawdę są rewelacyjne. - zaśmiałam się sztucznie, bo na prawdziwy śmiech byłam zbyt wkurzona. Jednak ktoś na drugim końcu sklepu miał z tego niezły ubaw. Tym kimś okazał się chłopak z bujną czupryną brązowych włosów. Miał na sobie koszulkę z Ramones, na co lekko się uśmiechnęłam. Jednak starszej pani nie było do śmiechu.
- Koniec żartów. Wróć kiedy skończysz swoje 21 urodziny, dziecinko. - no wyjebie jej za tą dziecinkę. Zacisnęłam zęby i wyszłam z tego sklepu. Usiadłam na schodkach i myślałam co zrobić. Nie wpadnę tam i nie wyrwę jej tych win siłą. Pierwszy dzień w tym mieście, a ja już czuję, że go nie polubię. Nagle z moich przemyśleń wyrwała mnie czyjaś ciepła dłoń na ramieniu.
- Masz złe podejście do Pani Bitterbuck. - powiedział do mnie chłopak podając mi butelkę. Ten sam, który wcześniej śmiał się z mojej "konwersacji".
- Więc tak ta stara torba ma na imię... - stwierdziłam i wzięłam od niego butelkę. - Nie musiałeś, ale dziękuję. Ratujesz mi życie. - mówiąc to uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Zauważyłam, że ma ładne brązowe oczy. Chwila, Claudia, co?
- Hahah, nie ma sprawy. Widzę, że mamy podobne gusta. - mówiąc to spojrzał na moją koszulkę, a przy okazji pewnie i piersi. Dziwnie się poczułam.
- No, przynajmniej ktoś normalny w tym mieście. - tak, jakbyś już poznała tu wszystkich ludzi, brawo.
- Czy ja wiem czy normalny. - zaśmiał się pod nosem. - Michael jestem, ale mów mi Duff. - usiadł koło mnie i podał mi rękę.
- Claudia. - uścisnęłam jego dłoń dosyć niepewnie.
- Ładne imię. - cały czas się uśmiechał.
- Dziękuję, ale ja tak nie uważam. - otworzyłam w końcu moje wino i wzięłam pierwszy łyk.
- Właśnie, nie widziałem Cię tu wcześniej. Przeprowadziłaś się? - próbował jakoś podtrzymać naszą rozmowę.
- Dzisiaj przyjechałam do tego miasta. - odpowiedziałam mu lekko przygnębiona. Ciekawe co u Michelle? Właśnie! Miałam do niej zadzwonić! Ja i moja niezawodna pamięć. Może powinnam zacząć brać jakieś tabletki? Zadzwonię od razu gdy wrócę do domu.
- Aha... - chyba trudno było mu cokolwiek powiedzieć gdy zobaczył mój wyraz twarzy. - Masz tu jakichś znajomych? - zapytał po chwili.
- Nie, ogólnie o przeprowadzce dowiedziałam się dwa dni temu. Bosko, prawda? - powiedziałam sarkastycznym tonem.
- Rany, czemu tak?
- Bo moja matka jest pojebana, tyle w temacie. Wybacz, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać. - może zabrzmiałam wrednie, jednak na wspomnienie ostatnich dni krew nadal mi wrzała. Nie wiem, czy kiedykolwiek jej to zapomnę. Gadam, jakby zrobiła mi najgorszą rzecz na świecie, ale dla mnie tak właśnie było.
- Nie no, rozumiem. Zresztą, znamy się dopiero z pół godziny. - znowu się zaśmiał. Czy on zawsze ma dobry humor?
- Dziękuję. A tak w ogóle to muszę się już zbierać, jutro szkoła a ja nadal nie znam drogi. Nie chcę zawalić pierwszego dnia. - próbowałam zażartować, jednak nie wiem czy mi wyszło, zważając na mój nastrój.
- Odprowadzę Cię. W końcu nie znasz jeszcze dobrze miasta, a robi się dosyć ciemno, nieprawdaż? - podniósł się i podał mi po raz kolejny rękę, której tym razem nie chwyciłam.
- Jaki gentleman. Ale wiesz, potrafię sama wstać. - puściłam do niego oko i ruszyłam w swoją stronę. Po chwili do mnie podbiegł.

W drodze powrotnej rozmawialiśmy głównie o muzyce. Dowiedziałam się, że słuchamy prawie tych samych zespołów. Z wyjątkiem, że ja lubiłam jeszcze wykonawców typu The Cure, The Smiths, etc. Przez całą naszą rozmowę był strasznie pogodny, co udzieliło się również i mnie. Pocieszył mnie też fakt, że Duff jest w mojej szkole. Czyli może nie będzie aż tak źle.
- No, to ja już będę się żegnać. - nie wiem czemu, ale chciałam go uściskać. Był jedyną osobą, z którą mogłam tutaj porozmawiać. Zamiast tego zdecydowałam się mu pomachać. Znam go przecież może z dwie godziny.
- Czyli to Ty wprowadziłaś się do domu starego Carla! Jaki zbieg okoliczności! - wykrzyczał, kiedy spojrzał na mój dom i na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech niż do tej pory u niego zaobserwowałam.
- Nie wiem kto to stary Carl, ale czemu zbieg okoliczności? - spytałam, bo byłam trochę zdezorientowana jego reakcją.
- Tak się składa, że mieszkam obok. - banan nadal nie schodził mu z ust.
- Serio? - takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. I nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego powodu czy już zacząć się przeklinać.
- Nie, żarty sobie robię wiesz? - zaśmiał się pod nosem. - Tak, mieszkam w tym domu obok. A skoro tam mieszkam, to spodziewaj się rano mojej wizyty, bo idziemy razem do szkoły. - narzucił mi już z góry. Może najlepiej jak mi od razu cały dzień rozplanuje?
- Czy to rozkaz?
- Nie, ale chyba nie znasz drogi, hmm? - no dobra, punkt dla niego.
- Ale jeśli Cię jutro nie będzie, to wiedz, że bardzo łatwo znajdę twoją osobę, nieważne gdzie byś się ukrył... a potem nie chcesz wiedzieć co dalej. - próbowałam być jak najbardziej poważna, jednak obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Dobrze, to bądź gotowa o 8:20 - powiedział i udał się do swojego domu.

Kiedy weszłam do środka matka już siedziała w swoim nowym biurze i nie bardzo ją obchodziła moja obecność. Wyniosłam z kuchni jakąś bułkę i poszłam do swojego pokoju. Ściany wydawały mi się takie przytłaczające, mimo, że były koloru czerwonego. Nie mogę się doczekać kiedy będę mogła powiesić moje plakaty i inne pierdoły. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Była godzina 21, ale wiedziałam, że prędko nie zasnę. Miałam zbyt dużo spraw na głowie, o których musiałam pomyśleć. I jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć o co chodziło. Po paru minutach intensywnego myślenia przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do Michelle. Chyba faktycznie będę musiała brać jakieś tabletki.
Wstałam i pędem pobiegłam na dół, po czym wykręciłam numer i czekałam na sygnał. Za pierwszym razem się nie udało. Podejście numer dwa. Nikt nie odbiera. Do trzech razy sztuka, jak to mówią. W końcu raczyła podnieść słuchawkę.
- Boże, dziewczyno, co się z Tobą dzieje?! Nawet nie wiesz jak się martwię! - wykrzyczała mi do ucha.
- Ok, ok, rozumiem, ale proszę, nie drzyj się. Przepraszam.
- Chyba będę musiała prosić Cię o to samo, bo mam Ci coś ważnego do powiedzenia. - oho, to nie oznaczało niczego dobrego.
- No wal.
- Jestem z Axlem.
- Co kurwa?! - krzyknęłam z niedowierzaniem. Jak to jest? Od tak sobie? Boom i już? Wiem, że wcześniej coś tam ze sobą kręcili, ale nie sądziłam, że już są na tym etapie. - Jak to jesteście? Co się wydarzyło podczas moich DWÓCH dni nieobecności?
- No... jakoś tak wyszło...
- Takiej wymówki używa się jak wpadniesz, a nie jak z kimś jesteś. Mów mi tu jak na spowiedzi. - wypytywałam się, bo kompletnie nie wiedziałam jak mogło do tego dojść.
- Rany no, upiłam się, mieliśmy... intymny moment i jakoś no... na drugi dzień byliśmy razem. - widać, że tłumaczenie tej całej sytuacji przychodziło jej z trudem.
- Intymny? To znaczy?
- Całowaliśmy się i gdyby nie policja to już bym nie była dziewicą. - halo, policja? Co? Ja pierdole, wyjedź człowieku z miasta na dwa dni, a wszystko się pokomplikuje. Ja nie chcę wiedzieć co się będzie działo potem.
- Dobrze, resztę opowiesz mi jutro, bo muszę się wyspać. Jak coś to u mnie wszystko dobrze, i zapisz sobie ten numer. - kiedy wyrecytowałam jej rząd cyferek skończyłyśmy gadać i wróciłam do swojego pokoju. Nie spałam do jakiejś 1, a i tak nie przemyślałam wszystkiego co chciałam. I najważniejsza rzecz. Jak to jutro będzie?

Wstałam o 7:40, a może bardziej zwlokłam się z łóżka. Aby się rozbudzić wzięłam 5 minutowy, lodowaty prysznic. Zawsze mi to pomaga. Potem ubrałam się w skórzane spodnie i luźną koszulkę z Aerosmith, na to założyłam jeansową kurtkę i kowbojki. Włosy puściłam luźno. Nie chciało mi się bawić z makijażem więc pomalowałam tylko rzęsy. Jakoś nie zależało mi na opinii mojej klasy i co o mnie powiedzą. Wzięłam moją wysłużoną torbę i wyszłam na zewnątrz. Pogoda nie była taka zła, przynajmniej na ten moment. Usiadłam na schodkach i czekałam. Spóźniał się. Jeśli mnie wystawił, to mu tego nie podaruję. Nie lubię, gdy ktoś robi ze mnie idiotkę. Jednak po kolejnych 5 minutach zobaczyłam jak Duff wybiega ze swojego domu i o mało się nie przewrócił o kosz na śmieci. Zachichotałam pod nosem, ale kiedy do mnie podbiegł udawałam, że tej sytuacji nigdy nie było.
- 10 minut spóźnienia. - powiedziałam surowym tonem i zaczęłam mierzyć go wzrokiem.
- Naprawdę przepraszam, miałem ... małą wymianę zdań z rodzeństwem. - podrapał się po głowie i widać po nim było, że jest dość zmieszany.
- Daj spokój, żartowałam. Aż tak poważnie wyglądałam? - zaczęłam się śmiać aby rozładować trochę atmosferę.
- No, nie powiedziałbym, że żartujesz. Lepiej już chodźmy, bo mamy 10 minut do nadrobienia. - mówiąc to chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szliśmy szybkim marszem, jednak to nie przeszkadzało nam w rozmowie. Przyznam, że dobrze mi się z nim gadało. Nawet bardzo. Nie byłam spięta, jak to miałam w zwyczaju kiedy rozmawiałam z nowo poznanymi osobami. Duff wydawał się być zawsze w dobrym humorze, co mi się podobało i nawet chyba tego potrzebowałam. Nadal nie mogłam przestać myśleć co u Michelle i chłopaków, jednak dzisiaj zadzwonię do niej ponownie aby dokończyć wczorajszą konwersację.
Kiedy dotarliśmy do szkoły, momentalnie zrobiłam się blada. Nie mogłam zrobić kolejnego kroku. Po prostu ta szkoła była OGROMNA. Nie ma porównania do tej szopy z Lafayette. I jeszcze tak dużo ludzi... Przecież ja się w niej zgubię i odnajdą mnie po kilkunastu latach, koczującą w jakimś zapuszczonym składziku. Chłopak chyba też zauważył, że coś jest ze mną nie tak.
- Ej, wszystko ok? Nie wyglądasz najlepiej. - spytał zmartwiony.
- Nic, tylko ta szkoła jest... duża. - wydukałam.
- Hahah, nie martw się, przyzwyczaisz się do tego. Zresztą, nie zostawię Cię samej, nie bój. - po tym uśmiechnął się do mnie serdecznie i to dodało mi otuchy. Claudia, ogarnij się. Jeszcze będziesz znała tą szkołę najlepiej ze wszystkich!

Kiedy weszliśmy do środka Duff wyjaśnił mi gdzie leżą poszczególne klasy, a potem musiał udać się do toalety. Nie chciał mnie zostawić, jednak nie mam przecież 5 lat, dam sobie radę. Jakoś. Po intensywnych poszukiwaniach mojej klasy w końcu mi się udało. I nawet się nie spóźniłam. Gdy zobaczyłam nauczyciela postanowiłam poinformować go aby wiedział, że to ja jestem nową uczennicą. Wydawał się dosyć miły i zdecydował przedstawić mnie klasie jak wszyscy uczniowie wejdą do środka. Świetnie, będę pewnie musiała powiedzieć jakieś bzdety typu mam na imię Claudia, liczę sobie 16 lat, lubię kucyki i ABBĘ. Rzygam.
Gdy ludzie zaczęli wchodzić do środka, ja stałam przy biurku i stawałam się coraz bardziej nerwowa. Czułam wzrok innych, co było dla mnie jeszcze bardziej stresujące. W końcu nastał moment w którym miałam się, że tak powiem zaprezentować.
- Cisza! - próbował stłumić nastolatków, którzy już zaczęli pewnie wymyślać niestworzone historie na mój temat. - Jak widzicie dołączyła do nas nowa osoba. I proszę zakończyć wszelkie rozmowy w tym momencie. - kiedy wypowiedział te słowa klasa w końcu ucichła. Przełknęłam ślinę i stanęłam na środku klasy.
- Mam na imię Claudia, 16 lat, przyjechałam z Indiany. Więcej nie musicie wiedzieć. - pewnie zabrzmiałam jak Jeffrey, ale nie interesowało mnie to, czy dobrze wypadłam, bo gdy zobaczyłam dwie blondyny wytykające mnie palcem krew od razu zaczęła mi buzować. Mam nadzieję, że nie zrobiłam się czerwona. Jednak kiedy ponownie rozejrzałam się po klasie w ostatnim rzędzie po prawo dostrzegłam nikogo innego jak szczerzącego się Duffa. Kamień spadł mi z serca, może nie będę do końca takim wyrzutkiem. Zajęłam miejsce na drugim końcu sali przy oknie. Spojrzenia innych wciąż koncentrowały się na mnie, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi. Zwróciłam swój wzrok w stronę mojego kolegi i oboje uśmiechnęliśmy się do siebie.

Lekcje minęły dosyć szybko, poznałam już większość nauczycieli a przerwy spędziłam z Duffem. Zaznajomiłam się też z jego przyjacielem o imieniu Andy, który w sumie był mi obojętny. Nie to, że go nie polubiłam. Po prostu wydał mi się trochę nijaki. Jednak nie powinnam go skreślać już na starcie, prawda?
Wróciliśmy wszyscy razem do domu, chociaż Andy opuścił nas wcześniej, bo mieszkał bliżej. Umówiłam się potem z chłopakami na przechadzkę po mieście, bo w końcu wychodzić będzie trzeba, a nie mogę spacerować tylko po naszym osiedlu. Kartony jeszcze nie doszły, co zaczęło mnie strasznie irytować ze względu na puste ściany mojego pokoju i braku płyt. Zapisałam sobie jeszcze na dłoni aby zadzwonić potem do Michelle, bo z moją pamięcią różnie bywa jak już wiecie. Matki nie było w domu. Chociaż ta rzecz pozostała bez zmian.

Rozdział 7


Michelle

Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie stało. Moja najlepsza przyjaciółka się wyprowadziła. Jasne, że nie z własnej woli, ale sam fakt, że koło mnie już jej nie będzie był nie do zniesienia. Stałam na chodniku przed jej „byłym” domem i płakałam, nie mogłam przestać, nawet gdybym bardzo chciała. Ten fakt był okropny. Zawsze byłyśmy razem, nawet nie dopuszczałyśmy do siebie opcji by kiedyś było inaczej. Nie chcę myśleć jak sobie poradzę w szkole bez niej. Mam chłopaków, ale ona nie będzie miała tam nikogo. Przyznajmy szczerze, to nie jest to samo.

Czułam ogromną pustkę po tym, jak jej samochód zniknął mi z pola widzenia. Pustkę, smutek oraz złość na jej matkę. Jak ona mogła jej to zrobić?! Z dnia na dzień. No wyskoczyła z dupy z wyprowadzką i Claudia ma się do niej dostosować, bo ona sobie tego życzy. Słyszałam kogoś, nie wiem kogo. Ale wydawało mi się, że mówił on do mnie. Chciałam zostać teraz sama, jednak ten  ktoś był uparty.
-Michelle... Michelle, odezwij się kurwa!- krzyczał do mnie znajomy głos.
-Czego?!- odpowiedziałam nieźle wkurzona. Dopiero po chwili zauważyłam, że to Axl.
-Ej, dziecino, dlaczego płaczesz?
-Nie mów tak do mnie.- nie miałam nastroju na te jego słówka. Lubiłam go, nawet bardzo. Ale właśnie opuściła mnie jedna z najważniejszych osób w moim życiu. To nie był najlepszy moment na to.
-Dobra, dobra. To powiesz czemu wylewasz z siebie hektolitry łez?
-Claudia właśnie wyjechała.
-No tak… to faktycznie nie zbyt fajnie...- odpowiedział zmieszany. Pewnie nie wiedział co zrobić by mnie pocieszyć. Ja miałam ochotę się porządnie nawalić. Tak, upiję smutki w alkoholu. No bo co innego można robić na tym zadupiu? A tym bardziej jak ma się doła.
-Chodźmy się napić. –powiedziałam do Axla i ruszyłam w stronę mojego domu.
-Jak chcesz.- nic więcej nie dodał, po prostu szedł za mną i się nie odzywał. I dobrze, tak było lepiej.
W końcu doszliśmy do mnie. Kazałam koledze poczekać przed domem i powiedziałam, że z czymś wrócę. Na całe szczęście taty oraz Kate nie było w domu. Zostawili kartkę, że pojechali do sklepu. Wzięłam pierwszą lepszą wódkę z barku ojca i wyszłam zostawiając wiadomość by się nie przejmował, ponieważ muszę pobyć sama.
Chłopak gdy tylko mnie zobaczył z wódką, spojrzał na mnie i pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Czy ty chcesz dzisiaj się napić czy nachlać?- zapytał podchodząc.
-Hmmm… nachlać. I mam w dupie to czy jutro mamy szkołę czy też nie.- odpowiedziałam mu lekko się uśmiechając. Nawet nie wiem jak to zrobiłam.
-No, i porządnie gadasz dziewczyno! Idziemy do parku.

Gdy doszliśmy do ulubionej ławki mojej i Claudii, na której spędzałam codziennie po szkole godzinę z rudym na rozmowach o wszystkim i o niczym, otworzyliśmy od razu wódkę i zaczęliśmy pić. Była 17, niby takie małe miasto, a wszędzie długo się szło.  Po kilku łykach całkiem dobrze się trzymałam, oczywiście chłopak lepiej, no ale cóż poradzić. Próbował mnie rozśmieszać i ogólnie pogadać o tej całej sytuacji. Szczerze? Pomogła mi to. Co było dla mnie dziwne, ale wytłumaczył mi, że przecież Claudia będzie do mnie przyjeżdżać oraz będziemy do siebie dzwonić, więc to nie koniec świata.  Po tej rozmowie już przez cały czas byłam uśmiechnięta oraz coraz bardziej wstawiona.

Po pewnym czasie nie wiem co mnie napadło, ale przytuliłam się do Axla. Po mnie było widać, że jestem pijana jednak po nim jakby nic nie pił. Cholera, miał mocny łeb. Nie jestem pewna, kiedy nasze usta się spotkały. Były takie miękkie… same ciągły moje do siebie. Jakby były idealnie dopasowane.  Poczułam jego rękę na plecach pod koszulką. Naparłam na niego bardziej oraz usiadłam mu na kolanach. Na chwilę przerwaliśmy nasze czułe pocałunki by złapać trochę oddechu, jednak po chwili wróciliśmy do poprzedniego stanu. Jego usta znalazły się na mojej szyi, przez co wydobyłam z siebie ciche westchnienie. Podobało mu się to. Czułam jak robi mi malinkę na szyi. Przyznam, że mi także spodobały się te doznania i chciałam coraz więcej. Spojrzałam na niego. Mój przyjaciel także tego chciał. Jego ręka była coraz bliżej zapięcia mojego stanika, a usta znowu powróciły do moich, by złączyć się w namiętnym pocałunku. Kciukiem drugiej dłoni ocierał o mój zarumieniony policzek, za to ja podgryzałam jego dolną wargę. Było fantastycznie. Jednak za nim doszliśmy dalej ktoś nam przerwał chrząknięciem.
-Ekhem...- zauważyliśmy że tuż nad nami stało dwóch policjantów.
No tak, nie ma to jak dwójka ludzi obmacująca się w parku, a obok nich na ławce stoi prawe pusta butelka wódki. Oczywiście policja ją zauważyła, oraz zauważyła to, że jestem nieletnia i pijana, tak samo jak Axl.
-Widzę, że nieźle się bawicie.- powiedział do nas jeden z policjantów, jednak nie był on uśmiechnięty.
-Zajebiście, ale byłoby jeszcze lepiej jakbyście nam kurwa nie przeszkadzali.- odpowiedział z irytacją mój towarzysz.
-Cóż chłopczyku, nie będzie po twojej myśli, ponieważ pójdziecie z nami na komisariat, a stamtąd zadzwonimy po waszych rodziców.
Nie no, cudnie, mój ojciec mnie chyba zabije, a tym bardziej jestem ciekawa jak zareagują rodzice Axla. Współczuje mu. Sytuacja u niego w domu nie była zbyt ciekawa. Kiedyś mi trochę opowiadał, że ma patologiczną rodzinę, jednak wolał nic więcej mi o tym nie mówić. Jak zawsze kazał mi się tym nie przejmować.
-Ależ oczywiście panie władzo.- wziął mnie za rękę i oboje wstaliśmy z ławki. Gdy policjanci rozmawiali, przez chwilę poczułam, że rudy ściska bardziej moja rękę.
-Słuchaj, na trzy biegniesz za mną tak szybko jak tylko umiesz i możesz, bo twój stan nie należy do najlepszego, ale warto spróbować.- powiedział mi na ucho.
-No więc, raz… dwa… trzy!- krzyknął i pociągnął mnie za sobą w biegu. Policjanci byli totalnie zdezorientowani. Biegłam tak szybko jak nigdy życiu, przez cały czas Axl trzymał mnie za rękę. Nawet nie wiedziałam gdzie zmierzaliśmy, słyszałam tylko za sobą krzyki policjantów żebyśmy się zatrzymali. Jednak nie to było w naszym planie. Przez jakieś 20 minut cały czas biegliśmy. Jak to na mnie przystało, około 4 razy się wywaliłam co powodowało napad śmiechu u wiewiórki, jednak na krótki czas. W końcu zatrzymałam się i usiadłam na krawężniku. Nie miałam już siły dalej biec, po prostu nie mogłam. Na całe szczęście nikt już nas nie gonił. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. Cała ta sytuacja była jednocześnie śmieszna jak i przerażająca. Już widzę co by mój ojciec powiedział gdyby mnie zobaczył na komisariacie, dodatkowo pijaną.  Była już 23 więc stwierdziłam, że czas iść do domu. Nie chciałam zbytnio martwić staruszka. Axl uparł się, że odprowadzi mnie do domu. Przez całą drogę nie puścił mojej ręki.

Droga zajęła nam pół godziny. Na pożegnanie chłopak pocałował mnie czule i odszedł z wielkim bananem na twarzy. Wszyscy w domu już spali. Standardowo, pierwsze co weszłam do domu to poszłam się wykąpać. Podczas tego relaksującego czasu myślałam o tym co się dzisiaj wydarzyło. W końcu, kurcze jeszcze trochę i bym straciła dziewictwo w parku na ławce. Super. A nawet nie wiedziałam czy z nim jestem.
-Brawo Michelle, jesteś bardzo mądra. Weź się, dziewczyno, ogarnij.- powiedziałam sama do siebie jak jakiś nierównoważony psychicznie człowiek.

Nawet nie chciało mi się suszyć włosów, po prostu ubrałam się w piżamę i poszłam spać. Zbyt dużo się dzisiaj wydarzyło.

Na drugi dzień, zaspałam na trzy pierwsze lekcje. Bomba, no normalnie znakomicie. Ale mogłam się tego spodziewać. Stwierdziłam, że pójdę na następne, bo i tak nie mam nic do roboty w domu. A sama po mieście łazić nie będę. Pomyślałam wtedy: Gdyby tak była tu tylko Claudia.  Tęskniłam za nią, i  to cholernie. Jak dojedzie to ma do mnie zadzwonić. Przynajmniej myślę, że tak zrobi.
W szkole było nudno. Nasza wychowawczyni oświadczyła, że Claudia nie będzie już uczęszczała do naszej szkoły z powodu wyprowadzki. Na dużej przerwie znaleźli mnie chłopcy tam gdzie zwykle oraz jak zwykle paliłam papierosa. No bo, jaki to byłby dzień bez chociaż jednej fajki? Axl objął mnie w pasie i  uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam ten gest.
-Stary, Michelle została moją nową dziewczyną. Zajebiście, co nie?- powiadomił chłopak swojego przyjaciela, a zarazem mnie. Aaa... czyli po tym co się wydarzyło wczoraj zostałam jego dziewczyną? Nie żebym się nie cieszyła czy coś. Wręcz przeciwnie, darzyłam go wielkim uczuciem. Jednak nie umiałam się cieszyć z tego faktu kiedy zobaczyłam minę Izziego. A raczej jego oczy. Były smutne, jednak na twarzy zagościł wymuszony uśmiech. Pogratulował nam i zapalił fajkę.
- Jak będziesz miała jakieś wieści od Claudii to mi powiedz. - poprosił brunet.
- Nie ma problemu.

Lekcję skończyłam o 15:05. Od razu po tym udałam się do domu, z nadzieją, że może są już jakieś wieści od mojej przyjaciółki. Niestety, musiałam czekać dalej. Zastanawiałam się co powie Claudia na to, że jestem z Axlem. Chyba nie będzie tym bardzo zadowolona.
Po obiedzie odrobiłam swoje lekcje, jak zawsze musiałam w czymś pomóc Kate. Mała była przybita tym, że mojej najlepszej przyjaciółki już nie było w tym mieście. O 22 poszłam spać. To szybko jak na mnie, ale nie chciałam już o niczym myśleć. Puściłam Deep Purple - Soldier of Fortune i pogrążyłam się w głębokim śnie z nadzieją, że następny dzień będzie lepszy od tych dwóch ostatnich.

Rozdział 6


Claudia

Ostatnie miesiące były dla mnie i Michelle naprawdę dobre. Nadal nie znałyśmy większości ludzi z klasy mimo, że jest już połowa listopada. Nie ubolewałyśmy jakoś przez to. Na przerwach trzymałyśmy się z Axlem i Jeffreyem, i jakoś to było. Fakt, z rudym wciąż się kłóciłam, jednak to chyba z powodu naszych wybuchowych charakterów. Mamy chociaż momenty, w których porozmawiamy normalnie. Lepszy kontakt miałam z Jeffem. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jako przyjaciele, oczywiście. Jest skryty, to fakt, ale jak znajdziesz z nim wspólny język to jest naprawdę w porządku. Po szkole chodziliśmy do parku albo na forty, wracaliśmy o 2 w nocy do domów a w weekendy odsypialiśmy. Nie myśleliśmy o szkole, i tak nas w niej niczego już przydatnego nie nauczą. Dziwię się, że jeszcze nie popadłam w alkoholizm, naprawdę. Jednak taki stan rzeczy mi odpowiadał i nie chciałam, aby to się zmieniło. Nigdy. Ale w życiu nie zawsze jest tak jak chcemy.
***

W końcu nastał długo oczekiwany piątek. Dzisiaj nie spałam u Michelle, bo obydwie chcemy się wyspać. Również razem dziś nie wracałyśmy, bo ostatnio moja przyjaciółka łazi gdzieś cały czas z Axlem. Nie to, że mi to jakoś przeszkadza, tylko po prostu... Nie przekonałam się do niego jeszcze tak do końca. Przez te kilka miesięcy zdarzały mu się dziwne akcje, gdzie wkurwiał się o byle co i bił się z Jeffem. To mi tylko przypomina zachowanie byłego Michelle, a to był niezły kawał skurwysyna. Mam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę, bo nie chcę trafić do poprawczaka.

Gdy doszłam do domu pierwsze co rzuciło mi się w oczy to samochód. Czyli jest w domu. Mam nadzieję, że zajmuje się jakimiś papierami. Chociaż ostatnio była wyjątkowo cicha. Nawet gdy wracałam późno nie dostawałam żadnych reprymend. Wydawało mi się to dosyć podejrzane, ale skoro się nie przypieprzała to powinnam się cieszyć, prawda? Kiedy weszłam do środka nie mogłam uwierzyć w to co widzę. W kuchni stały pudła wypełnione rzeczami, w salonie wszystkie meble zostały po części zabezpieczone, a w środku tego wszystkiego stała matka i nad czymś się zastanawiała.
- Co to ma być do jasnej cholery?! - wykrzyczałam do niej.
- Nie drzyj się z łaski swojej. Wyprowadzamy się. - odpowiedziała mi swoim chłodnym tonem.
- Jak to się wyprowadzamy?! Tak z dnia na dzień?! No chyba nie! - mówiłam nadal podniesionym głosem.
- Normalnie, pakujemy pudła i wysyłamy. I nie, nie z dnia na dzień. Planowałam to od kilku miesięcy. Dostałam lepszą ofertę pracy. W niedziele po południu wyjeżdżamy. - powiedziała to tak, jakby mówiła mi o dzisiejszej pogodzie.
- To czemu mi nie powiedziałaś?! - I w tym momencie sobie coś uświadomiłam. To o tym chciała pomyśleć kiedy wygoniła mnie z domu tego dnia! - Czy moje zdanie się już kompletnie kurwa nie liczy?! Skoro mam się wyprowadzić z Tobą to chociaż powinnaś mnie o tym wcześniej poinformować!
- Nie powiedziałam, bo cały czas byś mi truła. Wolałam Cię postawić przed faktem dokonanym. I nie przeklinaj przy mnie, nie jesteś wśród swoich rynsztokowych znajomych. - nie raczyła nawet na mnie spojrzeć.
- Świetna matka, nie ma co. I od moich znajomych się odczep, bo nawet ich nie znasz. - powiedziałam jakoś opanowanym, lecz wciąż zdenerwowanym głosem.
- Patrząc po sposobie jakim się nosisz to pewnie nie są lepsi od Ciebie. - było czuć pogardę w jej głosie.
- Nie zmieniaj tematu! Tak właściwie, to co ze szkołą? Nie wypiszesz mnie tak z dnia na dzień. - łapałam się ostatniej deski ratunku.
- Tak właściwie to już Cię wypisałam, mianowicie załatwiłam to w poniedziałek.
- Boże... - usiadłam na podłodze i ukryłam głowę w kolanach. Tak, nienawidziłam Lafayette i chciałam się stąd wyrwać w przyszłości, ale nie teraz, nie kiedy akurat wszystko dobrze szło.
- Nie mazgaj się jak jakiś bachor, wstawaj i zacznij pakować swoje rzeczy. - rzuciła beznamiętnym tonem moja tak zwana matka.
- Czy widzisz kurwa gdzieś żebym płakała?! Widzisz, czy może już Ci padło na ten jebany mózg kompletnie i oślepłaś?! - wstałam i wskazałam palcem na moje oczy. Nie wytrzymałam. Już nie chodzi o to, że się tak do mnie odzywała. Nie powiedziała mi o tak ważnej decyzji. Zignorowała mnie, jakbym była po prostu żywą lalką, która sobie jest w jej domu i zrobi z nią to co chce.
- Nie pozwalaj sobie szmato! - w tym momencie poczułam jak zaczął piec mnie prawy policzek. Stałam jak wryta.
- A teraz z łaski swojej idź się spakuj i nie pokazuj mi się przez najbliższy czas na oczy.
Nic nie powiedziałam. Poszłam po prostu do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i dopiero teraz dotarło do mnie, co się stało. Łzy same zaczęły mi cieknąć po policzkach. A prawy wciąż piekł. Jak ja mam się z nią wyprowadzić i mieszkać kiedy nie będę miała wokół siebie nikogo? Ja tam nie wyrobię psychicznie. I jak ja to powiem Michelle i chłopakom? Przecież ona chyba się bardziej załamie niż ja, na bank będzie ryczeć. Nic nie wiem. Najlepiej jak faktycznie zacznę pakować swoje rzeczy. Moja matka jest nieugięta, a ze szkoły i tak już zostałam wypisana. Wszystko przepadło.

Kiedy skończyłam pakować swoje płyty, plakaty, ciuchy i inne rzeczy postanowiłam, że jeszcze dziś odwiedzę Michelle, mimo, że miałyśmy się wyspać. Ja dzisiaj spokojnie nie zasnę, a został nam jeden dzień ze sobą i połowa niedzieli. Zdecydowanie za mało, o wiele za mało.
Ubrałam się w byle jakie ubrania i założyłam moje czarne trampki. Matka była wciąż na dole, więc postanowiłam wyjść oknem. Było to możliwe, ponieważ przy murze rozciągała się krata na winogron. Otworzyłam okno i zeszłam powoli na dół. Raz ześlizgnęła mi się stopa, jednak po chwili znów złapałam balans. Gdy już byłam na ziemi cała i zdrowa bez namysłu pobiegłam do Michelle jak torpeda. Nie myślałam nawet ile mi to zajęło, po prostu wpadłam do ogródka i weszłam po drabinie. Zajrzałam do środka i zauważyłam ją czytającą jakąś książkę. Zapukałam mocno do okna, a ta natychmiastowo mnie zauważyła.
- Ja pierdole, Claudia, dzisiaj piątek. Stało się coś? - zapytała.
- Stało się... - Nawet nie dokończyłam, bo zalałam się łzami. Weszłyśmy do środka i usiadłyśmy na łóżku i przytuliłyśmy się do siebie.
- Ej, co jest? Coś z Twoją matką? Znowu Ci ubliżała? - zapytała ponownie z widocznym zmartwieniem wymalowanym na jej twarzy.
- Gorzej...
- To może w końcu mi powiesz?
- ...
- Claudia no do kurwy nędzy, wyduś to z siebie! - wykrzyczała i lekko mną potrząsnęła.
- Wyprowadzam się. - wydukałam.
- Co proszę... - nie mogła uwierzyć w to co powiedziałam. Zsunęła się z łóżka na podłogę i patrzyła się tępo w ścianę.
- Jak to wyprowadzasz? Jaja sobie ze mnie robisz? - zapytała, zaczynając śmiać się jak histeryczka.
- Nie, ja nie żartuję. Kurwa, sama w to nie mogłam uwierzyć... Nie mówiłam Ci tego, ale pewnego razu jak poszłam do domu w nocy po rzeczy, zastałam tam moją matkę. Wygoniła mnie, bo chciała nad czymś pomyśleć. No i kurwa już wiem o czym chciała pomyśleć... - próbowałam jej wyjaśnić chociaż trochę tą chorą sytuację.
- Czemu Ty mi wcześniej o tym nie powiedziałaś?!
- Bo myślałam, że może jej chodziło o jakieś gówno w pracy, ale nie spodziewałam się jebanej przeprowadzki! - powiedziałam z lekką irytacją.
- No dobra, ale co ze szkołą? Nie może Cię przecież wypisać od tak. - zapytała wciąż z nadzieją.
- Zrobiła już to w poniedziałek. - cisza.

-Czyli faktycznie się wyprowadzasz... - Michelle bardzo dobrze znała moją matkę i wiedziała, że ona zdania nie zmieni.
- Na to wychodzi... Ja nie chcę... - i w tym momencie znowu się rozpłakałam, po raz kolejny. Wtuliłyśmy się w siebie i Michelle również zaczęła płakać. Nigdy nie rozstawałyśmy się na długi czas, a wizja przeprowadzki napawała nas strachem. Fakt, Michelle zostanie Axl i Jeffrey, ale to nie to samo. Nie wspominając już o mnie, bo ja będę kompletnie sama.
- Kiedy wyjeżdżasz? - nagle odezwała się, wycierając nos o rękaw.
- W niedziele po południu... - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół.
- Kurwa ona jest niemożliwa, jak mogła nam zostawić tak mało czasu. Nienawidzę jej...
- Wykorzystajmy go jak najlepiej.

Wstałyśmy o jakiejś 11, potem się ogarnęłyśmy i zeszłyśmy na dół. Pan White kończył właśnie smażyć naleśniki, a Kate już siedziała gotowa przy stole.
- Dziewczyny, co takie spuchnięte oczy macie? - spytał zmartwiony.
- Tato, bo... Claudia się wyprowadza... - odezwała się Michelle.
- Ale jak to, tak nagle? - na jego twarzy pojawił się piękny przykład zdziwienia.
- Nie zna pan mojej matki...? - byłam nieźle przybita, było to widać, słychać, a czuć to już nie wiem.
- No tak... Ale naprawdę decyzja już zapadła na dobre?
- W niedzielę po południu wyjeżdżam.
- Boże. Strasznie szybko. I nic Ci nie mówiła wcześniej?- dopytywał.
- Nie... Zresztą, przepraszam, ale rozumie pan, nie mam ochoty o tym rozmawiać. Trzeba jeszcze korzystać, póki jestem w Lafayette. - próbowałam wysilić się na uśmiech, ale coś nie wyszło.
- Rozumiem. No, ale przynajmniej mam dla was pyszne naleśniki! - uśmiechnął się do nas serdecznie i usiadłyśmy przy stole. Michelle miała zajebiste szczęście mieć takiego ojca.
- Claudia, ja nie chcę, żebyś się wyprowadzała. - powiedziała Kate z widocznie smutną miną.
- Niestety tak czasami musi być, nie wszystko dzieje się po naszej myśli... - westchnęłam i zaczęłam jeść swojego naleśnika.
- Nie martw się mała, Claudia będzie nas odwiedzać! - próbowała pocieszyć ją jakoś jej siostra i chyba się udało.

Po śniadaniu postanowiłyśmy iść na forty, bo pewnie tam siedzą dziś chłopaki, o ile wstali. Chociaż nawet jeśli nie, to i tak w końcu tam przyjdą. A ja chcę zmarnować swój ostatni dzień właśnie w tym miejscu.
Miałyśmy jednak szczęście, bo rudy z Jeffreyem siedzieli na murku popijając jakiegoś taniego winiacza, jak zwykle. Axl zauważył nas pierwszy.
- Co wy tak wcześnie? - zapytał zdziwiony, nie racząc nas przywitać.
- Claudia się wyprowadza. - walnęła prosto z mostu Michelle. W tym momencie patrzyłam się na jakiś kamień nieopodal mojej stopy. Nie wiem czemu, było mi wstyd.
- Ale jak to? - spytał Jeff, który zareagował tak samo jak Axl.
- Normalnie, moja pojebana matka tak postanowiła i wyjeżdżam jutro po południu, więc proszę was abyśmy spędzili ten dzień tak, jak to zawsze robimy. - wygłosiłam swój monolog i popatrzyłam na chłopaków. Zrozumieli, a w oczach bruneta dostrzegłam smutek. Bolało mnie to cholernie. O nic więcej nie pytali.
- To ja pójdę kupić jeszcze jakieś wino. - zaoferował się Jeffrey.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
Cały dzień spędziliśmy praktycznie w tej dziurze, wypijając 7 butelek wina. Nie pytajcie skąd kasa, bo taką zawsze się znajdzie. Ci dwaj jakoś się jeszcze trzymali, ale gorzej było z nami. Jednak i tak wszystko pamiętam. Te śmiechy, rozmowy o wszystkim i niczym, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem, póki jeszcze byliśmy wszyscy razem. Niestety, o godzinie dwudziestej drugiej musieliśmy się zbierać. W końcu trzeba dokończyć pakowanie. Uściskałam ich mocno, nawet Axla, i rozeszliśmy się w swoje strony. Michelle postanowiła spać dzisiaj u mnie, pomoże mi jeszcze z ogarnianiem moich rzeczy. I oczywiście chciałyśmy spędzić ze sobą jak najwięcej czasu.

Przez całą drogę powrotną byłyśmy cicho. Nam to nie przeszkadzało. Tego potrzebowałyśmy. Zastanawiałam się jak to będzie. Znowu nowa szkoła. Tylko tym razem nie będę znała kompletnie nikogo, Michelle i chłopaków przy mnie nie będzie. A ludzie już będą siebie znać i pewnie będę typowym wyrzutkiem. Nie to, że zależy mi na jakiejś popularności czy reputacji. Po prostu bycie wyrzutkiem samemu a z kimś to duża różnica. W grupie raźniej, prawda?

Gdy weszłyśmy do domu moja mama siedziała w swoim biurze i nawet nie zwróciła uwagi na nas kiedy weszłyśmy, wspomniała tylko coś o pakowaniu i więcej nic od niej nie usłyszałyśmy. Mój pokój, wcześniej oblepiony plakatami i zdjęciami, teraz świecił pustkami. Ten widok był strasznie dobijający. Podzieliłyśmy moje rzeczy na te do wysyłki i na te, które wezmę ze sobą. Gdy skończyłyśmy, usiadłyśmy razem na łóżku i przytuliłyśmy się do siebie raz jeszcze. Zaczęłyśmy wspominać ostatnie kilka miesięcy i inne mniej ważne wydarzenia z naszego życia. Gadałyśmy do jakiejś 6 rano. Michelle zasnęła, jednak ja nie miałam takiego zamiaru. Postanowiłam zachować sen na męczącą drogę. Właśnie, nawet nie wiem gdzie się przeprowadzam. Świetnie Claudia, brawa dla ciebie. Zapytam matki kiedy się obudzi.

Siedziałam tak do 10 rano, sama nawet nie wiem jak mi się to udało. Wyglądałam jak zombie, jednak to mnie jakoś nie obchodziło. Nic mnie właściwie nie obchodziło. Po chwili obudziła się Michelle.
- O, widzę, że wstałaś wcześniej ode mnie. - powiedziała jeszcze zaspana.
- Tsa, wstałam... - wymamrotałam pod nosem.
- No, to mamy jeszcze jakieś kilka godzin dla siebie. - stwierdziła, uśmiechając się. Jednak wiem, że za tym uśmiechem krył się smutek.
- Zostańmy tu, nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
- Dobrze.
Kolejne godziny dłużyły się niemiłosiernie. Pewnie powinnyśmy się cieszyć, jednak nie potrafiłyśmy, ponieważ myśl o bliskim rozstaniu nie dawała nam spokoju. Rozmowa się nie kleiła, ja byłam znowu nerwowa. Przynajmniej dowiedziałam się, gdzie się przeprowadzam. Miejscem mojego zamieszkania niedługo będzie Seattle, po prostu pięknie. Już nie wiem co jest gorsze, Lafayette pełne ćpunów i dziwek czy może Seattle, gdzie ciągle pizga deszcz i jest w chuj duże. Dla mnie, przynajmniej. Każde miasto większe od tego zadupia jest dla mnie duże.

Wybiła godzina 15, stałam przed domem z Michelle i czekałam, aż matka załaduje moje rzeczy do samochodu. Dziewczyna nie mogła przestać płakać, jednak ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie, gdy ona była w pobliżu. Nie chciałam wysłuchiwać potem jaka to ja jestem w drodze do Seattle.
- Dobrze, wszystko gotowe. Możecie zacząć się żegnać i jedziemy. - powiedziała moja tak zwana matka i wsiadła już za kierownicę.
- No, to w końcu nastał ten moment... - powiedziałam to tak cicho, że ledwie było mnie słychać.
Michelle nic nie powiedziała tylko przytuliła mnie mocno i zaczęła płakać jeszcze bardziej. Ja w końcu też nie wytrzymałam.
- Obiecaj, że jak będziesz już na miejscu to do mnie zadzwonisz. - wyszlochała.
- Obiecuję. - przytuliłam ją ostatni raz i wsiadłam do samochodu. Pomachałam jej jeszcze przez szybę i odwróciłam się w drugą stronę. Nie mogłam już na nią patrzeć, tak zapłakaną. Sama byłam nie lepsza. O dziwo matka nic nie mówiła. Czyli może miała jakieś tam uczucia. Zaczyna się dla mnie nowe życie, niekoniecznie lepsze.

Rozdział 5


Michelle

Gdy skończyłyśmy w końcu lekcje, tradycyjnie wracałam z Claudią do domu. Dotarłyśmy do jej furtki, na co dziewczyna nie wyglądała na bardzo zadowoloną.
- No, to widzimy się potem! - uściskałam ją i zaczęłam iść w swoją stronę.
- Tsa, do potem. - odburknęła. Nie wyglądała na najszczęśliwszą osobę pod słońcem. Jednak ja bardzo chciałam spotkać się z chłopakami, lepiej ich poznać, a szczególnie Axla. W końcu są jedynymi osobami w szkole, które znamy.

Kiedy otworzyłam drzwi podbiegła do mnie Kate.
- Cześć mała! - uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam.
- Czeeeść! - odwzajemniła mój uścisk, bardzo mocno. Miałyśmy dobry kontakt.
- Co taki nagły przypływ miłości, hm? - zapytałam.
- Nic, po prostu mam dobry humor. I widzę, że Ty też. - mówiąc to walnęła swój zadziorny uśmiech. Już wiem o co jej chodzi.
- W czym Ci pomóc? - westchnęłam i zaśmiałam się cicho.
- Matematyka. - wymamrotała pod nosem.
- Dobrze, tylko szybko, bo nie mam zbytnio czasu. Za godzinę muszę wyjść. - rzuciłam i udałam się na piętro.
Młodej musiałam wytłumaczyć równania. Nie byłoby to takie trudne gdyby szybko załapała, jednak jak na moją siostrę przystało, była ciemna. No, ale w końcu się udało.
-Dziękuje siostrzyczko, że mi pomogłaś. Jesteś kochana!- powiedziała mała przytulając mnie mocno i całując w policzek.
-Tak, wiem że jestem kochana, jednak nie zadowala mnie fakt, że zostało mi 15 minut do wyjścia.- mruknęłam cicho pod nosem.

Szybko poprawiłam makijaż i wypiłam łyk herbaty. Pocałowałam Kate w czoło i kazałam jej przekazać tacie, że dzisiaj mogę wrócić trochę później. Szybko wybiegłam z domu i ruszyłam po Claudię. Niby jedna ulica dalej, ale biegło się okropnie. W końcu dotarłam pod jej dom, jej matki nie było. Zaczęłam walić w drzwi by mi otworzyła.
-Kurwa, bo mi drzwi wyłamiesz dziewczyno.- powiedziała lekko zirytowanym głosem.
-Wybacz żonko, ale zaraz będziemy spóźnione.- odpowiedziałam zniecierpliwiona gdy ona zakładała swoje glany.
-Śpieszy ci się jak widać.
-Trochę, bo bym chciała jeszcze kupić jakieś wino. No wiesz, nie wypada przychodzić z pustymi rękoma.
Ona tylko przewróciła oczyma i skierowałyśmy się w stronę sklepu. Oby była Lisa na kasie, bo jak nie to możemy pokiwać winom i papierosom.
Jednak miałyśmy szczęście, Lisa akurat miała zmianę.
-Jeju, to znowu wy. Pewnie to co zwykle. -uśmiechnęła się do nas i podała nam dwa wina.
-Tsa, to co zwykle.- odpowiedziała znudzonym głosem Claudia.
-Coś się stało dziecino?
-Nic, kurwa, ważnego.
Zapłaciłam za wina i wyszłyśmy ze sklepu. Claudia naprawdę nie miała dobrego humoru. Cóż... wiem, że nie lubiła Axla, a może nie tyle co nie przypadł jej do gustu. Jednak mnie ten chłopak zaciekawił, tak samo Izzy. Był cichy, ale hmm… to było w nim właśnie fajne.

Dochodziłyśmy na forty i do naszego ukochanego murku. Było już po czasie, jednak chłopcy jeszcze nie przybyli.
-I widzisz, po co się tak śpieszyłyśmy?- Claudia usiadła na murku i zaczęła nucić jakąś piosenkę.
-Ja pierdole a stało się coś, że jesteśmy jako pierwsze? Rozumiem, że nie przepadasz za Axlem, ale ja chcę go bardziej poznać. Nie wytrzymasz dla swojej żonki?
-Ehh... niech ci będzie, spróbuje się jakoś dogadać z Jeffreyem.
-No i zajebiście!
Odpaliłam papierosa i zaczęłyśmy gadać o szkole. Jakie to są u nas puste laski, a faceci to zwykli frajerzy. Widać mojej przyjaciółce poprawił się humor, bo aż zaczęła się śmiać z moich niektórych żartów.
-Witam was! - nagle usłyszałyśmy głos nadchodzący ze strony krzaków. Obie wiedziałyśmy, że należał do rudego, hmm... czasami pacana.
-Cześć wam. – odpowiedziałyśmy jak zawsze równo z Claudią, na co spojrzałyśmy na siebie i zaśmiałyśmy.
Byłyśmy jak siostry. Nie wiem jakby to było, gdybym jej nie poznała. Zresztą, nie zastanawiałam się nad tym. Bo po co? Byłyśmy razem  i tak było najlepiej. Nie zawsze się ze wszystkim zgadzamy, jednak i tak na końcu dochodzimy do porozumienia. Raz nawet miałam kłótnię z jej matką gdy ta nazwała ją dziwką przy mnie. Ja rozumiem, że można czasem nie mieć czasu dla dziecka. Ale nie notorycznie! A gdy nagle wróci i coś zrobi nie tak, to obudzi się w niej instynkt macierzyński. No kurwa mać. To nie na tym polega. Przez cały czas ma ją w dupie, ale jak Claudia zrobi coś źle to nagle wielka matka. Nie cierpię tej kobiety.
Zauważyłyśmy z dziewczyną, że chłopak także przyniósł jakiś alkohol, jednak o wiele więcej niż my.
-Gdzie masz Jeffreya?- zapytała Claudia schodząc z murku i szukając kolegi wzrokiem.
-Aaa on, zaraz dojdzie. A co, stęskniłaś się za nim malutka?- zapytał się jej, uśmiechając się porozumiewawczo.
Cóż.. nie było to mądre posunięcie z jego strony. Serio. Moja przyjaciółka nie cierpiała jak się tak do niej mówiło, i ja tak samo.
-Tak, cholernie za nim tęsknie.- wysyczała przez zęby. Jakby miała jad to by tryskał na wszystkie strony. Dosłownie.
Po 5 minutach rozmowy o tym jakie mamy procenty, zza krzaków przyszedł Izzy. Claudia aż się uśmiechnęła gdy zobaczyła chłopaka. A może faktycznie coś poczuła do niego? Zapytam jej się o to gdy pójdziemy do mnie do domu. W końcu kolejna nocka u mnie.

Minęły bodajże 2 godziny. a my wypiliśmy 3 wina. Cóż... każdy z nas był już lekko wstawiony, jednak wszyscy się dobrze trzymaliśmy. Rudy zaczął śpiewać, na co my z Claudią spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać. W odpowiedzi na to wiewiórka walnęła focha i nie odzywała się do nas przez następną godzinę, oraz sam wypił jedno wino. Taa… został nam tylko tani jabol. Axl w końcu się do mnie odezwał i zaczął mi się wypytywać jaką lubię muzykę, czego najczęściej słucham oraz czy mam chłopaka. To pytanie wydawało mi się troszkę dziwne, bo poczułam jakby się do mnie zalecał. Naprawdę. Niby tylko pytanie, ale byście musieli widzieć jak mu się oczy świeciły. Jakby mnie błagał, żebym powiedziała, że nie. No, ale taka była prawda. Nie miałam chłopaka. Ostatni okazał się zwykłym zboczeńcem. Gdy nie chciałam z nim pójść do łóżka po miesiącu nazwał mnie dziwką i uderzył mnie w twarz. Super, no nie? Nie ma to jak szczęście w miłości. Zauważyłam, że Claudia daje radę z cichym chłopakiem. Cieszyło mnie to. Jednak żałowałam, że ja także nie mam z nim takiego kontaktu. No ale cóż.. może w przyszłości się to zmieni.
Minęły 4 godziny rozmów, śmiechów oraz śpiewów. Bardzo się śmiałam gdy Claudia zaczęła śpiewać. Ponieważ nie robiła tego jak zwykle, tylko próbowała naśladować Axla. Jego głos nie był jakiś wspaniały, jednak miał to coś...  Zaskoczyło mnie to, że nawet on zaczął się śmiać sam z siebie. Później próbowaliśmy namówić Izziego by coś zaśpiewał jednak on był twardy i się nie dawał. Jeszcze lepszym występem było to, gdy Axl razem z moją przyjaciółką dali nam popis.
-A teraz nasi drodzy fani, występ na który tak czekaliście!- darł się rudy do mnie i Izziego, który siedział koło mnie i się śmiał. On się śmiał, to było aż niewiarygodne! Chociaż musiałam przyznać, że do twarzy mu było z uśmiechem. Był wtedy bardzo przystojny.
-Macie nas słuchać i nas wielbić!- dodała dziewczyna, co wywołało u mnie napad śmiechu, zresztą u mojego kolegi obok także. I się zaczęło. Obydwoje skrzeczeli jak nigdy w życiu. Co prawda do Axla to cholernie pasowało, jednak u Claudii było to już śmieszne. Ale po to był ten cały „występ”.

Wybiła pierwsza. No cóż, kiedyś trzeba było się pożegnać. Hahaha, Claudia przybiła sobie piątkę z Axlem na pożegnanie. TO był bezcenny widok. Z Izzym zrobiła to samo jednak ten gest mnie nie zdziwił tak jak tamten. Ja także przybiłam piątkę z chłopakiem. Natomiast gdy miałam się pożegnać z Axlem chciałam no… nie wiem. Go przytulić? Jednak stało się coś czego bym nigdy nie oczekiwała. Chłopak objął mnie i zbliżył swoje usta do moich tak żeby się dotykały. Byłam w szoku.
-Następnym razem będzie lepszy pocałunek. To tak na dobry początek. – powiedział odsuwając się ode mnie i puszczając mi oczko. Mogłam przysiąc, że wyglądałam jak burak.
Odwróciłam się do jeszcze rozmawiających przyjaciół jednak gdy zobaczyłam Claudię to nie wiedziałam co mam zrobić. Zrobiła wielkie oczy, ona także była w szoku, jednak gdy zobaczyła moja twarz od razu zachichotała. To robi alkohol z ludźmi. Spojrzałam na bruneta. Wtedy to dopiero mój szok się powiększył. Wyglądał na smutnego, a może zmartwionego. No dobra, wyglądał jakby mu się nie podobało to co właśnie Axl zrobił. Ale nie, że był wciekły czy coś. Tylko właśnie zawiedziony i smutny. Nie wiedziałam już kompletnie co się dzieje. W końcu wiewiórka zawołała kolegę i poszli razem do domu lub gdzieś indziej. Po prostu poszli i tyle. Skierowałyśmy się w stronę domu Claudii by wziąć rzeczy na przebranie. Nie rozmawiałyśmy o tym co przed chwilą się stało, zamiast tego śpiewałyśmy różne piosenki. Jednak i tak wiedziałam, że gdy  dotrzemy do mnie to będziemy musiały o tym pogadać.

Gdy doszłyśmy do jej domu jej matki nadal nie było. Pieprzona pracoholiczka. Nie życzę nikomu takiego rodzica. Niby fajnie, bo masz luz. Możesz robić co chcesz, ale według mnie oraz Claudii miłość rodzica jest cholernie potrzebna. Niestety ona jej nie miała, a ja tak. Jednak moi rodzice traktowali ją jak własną córkę. Gdy moja mama jeszcze żyła bardzo lubiła Claudię, nawet można powiedzieć, że na swój sposób ją kochała. Traktowała ją jak własną, tak samo mój tata. Zresztą, do teraz tak jest. Kate uwielbia Claudię i czasem też jej się wymsknie powiedzieć do niej siostro. Moja mama zmarła na gruźlicę gdy miałam 12 lat, a Kate 8. Była już bardzo chora. Lekarze mówili, że to cud, że przeżyła poród małej. Tęsknie za nią bardzo. No wiecie, z ojcem nie na wszystkie tematy można porozmawiać, natomiast z mamą tak. Jedyne co mam po niej to zdjęcia i naszyjnik, który podarowała mi na moje dziesiąte urodziny. Ostatnio gdy byłam u Claudii zauważyłam, że nawet ona ma zdjęcie na szafce jak byłyśmy małe. Na tym zdjęciu mama nas obejmuje, my trzymamy się za ręce a mała Kate siedzi i się śmieje.

Weszłyśmy do domu i cóż, jak myślałyśmy jej matki faktycznie nie było. Normalka. Claudia wzięła szybko ciuchy i udałyśmy się do mnie. Weszłyśmy po drabinie na balkon a ja go otworzyłam. Nie chciałam budzić całego domu o 2:30 bo kochana córcia przyszła. Tata wiedział, że wróciłam bo się przebudził i wszedł do nas, do pokoju. Myślałyśmy, że będziemy mieć wielki gnój za to że wróciłyśmy tak późno. Lecz on pokręcił tylko głową, powiedział że się cieszy, że jesteśmy całe i wyszedł.
-Claudia mam pytanie...
-No wal.
-Czy ty... no wiesz poczułaś coś do Izziego?- gdy tylko to usłyszała zaczęła się śmiać. – No co?! Kazałaś zadać no to zadałam.
-Hahaha, ale nie myślałam, że to pytanie będzie aż tak głupie! Nie Michelle, nic nie czuję do Jeffreya. Po prostu ciekawi mnie ten chłopak. Nie wiem jak można być tak małomównym. No, a ty? Ten pocałunek z Axlem. Czujesz coś do niego?
Czułam jak się rumienię.
-Nie wiem czy coś do niego czuję... jest fajny i myślę że, przyszłości mogło by coś z tego być, jednak teraz to wszystko idzie za szybko.
-Chyba masz rację. Wiesz, że za nim nie przepadam, ale jeśli ty go lubisz no to ok. Ja też spróbuje go... tolerować. Tylko nic na siłę, pamiętaj. I z niczym się nie śpiesz!
-Emm... dzięki? To co teraz robimy?- zapytałam, ponieważ nie wiedziałam co możemy jeszcze robić. Mi się chciało cholernie spać, ale nie wiem jak jej.
-Najlepiej to już się połóżmy, jestem cholernie zmęczona po dzisiejszym.
-Jeju, jak ty mnie dobrze znasz. Najlepsza żono na świecie. - zaśmiałam się cicho.
Przebrałyśmy się w piżamy oraz weszłyśmy do mojego wygodnego łóżka. Jak zawsze przytuliłyśmy się i zasnęłyśmy.

Następnego dnia poszłyśmy jak zawsze do szkoły, tym razem udało się obejść bez uciekania, jednak jedna nauczycielka nas wyzwała, że wczoraj nas nie było na geografii i co to ma być za zachowanie. Zdarza się. Jak zawsze dużą przerwę spędzałyśmy z chłopakami. Jednak dzisiaj Izzy poprosił mnie na bok na chwilę.
-Słuchaj... bo chciałbym ci coś powiedzieć.- zaczął niepewnie.
-No jasne, mów. –zachęciłam go, bo wyglądał jakby zaraz miał jednak nic mi nie powiedzieć, a ja byłam bardzo ciekawa co miał do powiedzenia.
-No bo wiesz… Axl to spoko chłopak. Znamy się już wiele lat, jak ty z Claudią. Jednak jak mu coś odpierdoli to… jest dziwny oraz agresywny. Wiesz... mówię to tak w razie czego jakbyś chciała z nim być. Po prostu Cię przestrzegam. - wypowiedział to z troszkę smutną miną.
-Dzięki Izzy. To miło z twojej strony, jednak jak na razie nie planuje nic w tym rodzaju. Ledwo co go znam. Sama byłam bardzo zaskoczona wczorajszym buziakiem z jego strony.

Po tym wróciliśmy do Claudii i Axla i udawaliśmy jak gdyby nigdy nie było tej rozmowy.

***

Minęło kilka miesięcy. W ciągu tego czasu zaczęłam coraz bardziej się zbliżać do Axla oraz stałam się dosyć dobrymi przyjaciółmi z Izzym. Claudia nadal miewała kłótnie z rudym, jednak dawali radę. Ona za to bardziej niż ja zbliżyła się do Jeffreya i zaczęli się bardzo, ale to bardzo przyjaźnić. W szkole szło nam nieźle, tylko nauczyciele jak zawsze tyrali nas o byle co. A to strój, o wymowę czy o makijaż. No, i codzienne kłopoty za uciekanie z lekcji, czy tylko ja z chłopakami za palenie papierosów gdy nas przyłapali.

Była już połowa listopada. Wszystko układało się znakomicie, jednak mój instynkt podpowiadał mi, że niedługo się to zmieni.

Dziękujemy!

Bardzo się cieszymy że wciągu dwóch dni mamy aż ponad pięćset wejść! Chciałybyśmy szczególnie podziękować stronom, które pomogły nam się "wybić" i ludziom, którzy tu wchodzą. No i oczywiście naszym czytelnikom! Mamy nadzieję, że następne rozdziały was nie zawiodą. A teraz ogłoszenia parafialne. W nadchodzących dniach postaramy się często dodawać nowe rozdziały, natomiast gdy skończą się jednej z nas ferie, planujemy dodawać dwa rozdziały na tydzień. Trzymajcie kciuki!

Rozdział 4


Claudia

Gdy skończyłyśmy grać i śpiewać, postanowiłam wrócić na chwilę do domu po rzeczy i ubrania do szkoły, mimo, że było już po 2 w nocy. Nie obchodziło mnie, czy matka była w domu. I tak mnie nie usłyszy, a jak będę miała szczęście to może jej nie będzie. Tak, zostaje w pracy po godzinach i to ostro. Czasami zdarza jej się nie wrócić do domu przez całą dobę. Lepiej dla mnie. Nauczyłam się żyć bez niej. Na obiady przychodzę zazwyczaj do Michelle, a jeśli nie mogę z jakiegoś powodu to jem na mieście. Z resztą rzeczy też nie ma problemów.

- Słuchaj, ja wrócę na chwilę do domu po jakieś ubrania i inne pierdoły. - powiedziałam, wstając z łóżka.
- Ocipiałaś? O tej godzinie? - zapytała z nie małym zdziwieniem.
- Rany, mieszkam tylko ulicę dalej i wiesz to nie od dziś. Nic mi się nie stanie. Znasz mnie i wiesz, że Twoja żona łatwo się nie daje. - puściłam do niej oko i wyszłam przez balkon, przy którym nadal stała drabina.
- Jak chcesz, ale ja Cię ostrzegałam. Jak znajdę Cię gdzieś zgwałconą w krzakach to potem mnie nie wiń. - zaśmiała się cicho pod nosem.
- Ja pieprzę, dzięki, że tak we mnie wierzysz. - mówiąc to przeszłam przez poręcz i starałam się zejść ostrożnie, aby nie upaść na swój zacny zad.
Przeskoczyłam przez płot i biegłam najszybciej jak mogłam. Mimo wszystko, gdzieś tam w środku byłam lekko przestraszona. Uwierzcie mi, Lafayette to nie jest najmilsze miasto pod słońcem. Kiedyś ledwo uszłam z życiem gdy zaczepił mnie jakiś ćpun na fortach. Głupia ja, mimo, że widziałam jego oczy, które były jak piguły to nadal go przedrzeźniałam. W końcu się wkurwił i chwycił jakąś pustą butelkę i zrobił z niej tulipana. Jak zobaczyłam, że nie żartuje, zaczęłam uciekać nie patrząc pod nogi, no i z moim szczęściem przewróciłam się o jakieś śmieci. Już widziałam jak zbliżał się do mnie rozwścieczony jak pies z wścieklizną, gdy pojawiła się Michelle i walnęła go od tyłu jakimś prętem. Gdyby nie ona wąchałabym już kwiatki od dołu. Kolejny dowód, że możemy na sobie polegać nie wiadomo co by się działo. No i mam nauczkę. Nigdy nie drażnić naćpanych bezdomnych gdy się ma takie szczęście jak ja. Złota myśl Claudii na dziś.

Gdy dobiegłam już do domu, sprawdziłam, czy stoi samochód. Nie ma go. Świetnie. Jednak wolałam i tak wejść tylnymi drzwiami. Przeszłam przez ogródek i sprawdziłam, czy zapasowy klucz leży między szczeliną w deskach. Odsunęłam wycieraczkę i zaczęłam grzebać w szparach. Gdy wydostałam już klucz otworzyłam cicho drzwi i równie cicho je zamknęłam. Zamurowało mnie, gdy w salonie było zapalone światło. Momentalnie pobladłam. Czyżby złodzieje? Boże, oczywiście, że tak, idiotko! Na Świętego Mikołaja to jeszcze za wcześnie. Natychmiast zaczęłam się rozglądać wokół by dobyć czegoś, czym mogłabym się obronić. Jedyne co miałam na ten moment pod ręką to metalowa łyżka do butów. Bosko... W sumie, lepsze to niż nic.
Chwyciłam tą łyżkę i cichymi krokami udałam się do salonu. Zaczęłam szukać jakichś śladów włamania, jednak takich nie było. Nagle dostrzegłam czubek głowy osoby siedzącej w jednym z foteli. Pobladłam jeszcze bardziej, jednak i tak ruszyłam przed siebie na ową osobę.
- Nie ruszaj się albo wydłubię Ci oczy tą ... łyżką! - wykrzyczałam, jednak gdy zorientowałam się kogo mam przed sobą, zatkało mnie...
- Mama... ? - założę się, że moje oczy jeszcze nigdy nie były takie duże.
- To już Ci tak na mózg padło, że nie poznajesz swojej matki? - rzuciła do mnie z nutką pogardy w głosie i patrząc się na mnie jak na jakąś niedorozwiniętą psychicznie osobę.
- Nie... Ale co Ty tu robisz? Nie widziałam samochodu przed domem. - zapytałam dosyć niepewnie.
- Samochód też ma prawo się zepsuć. - odpowiedziała mi sięgając po szklankę wypełnioną zapewne koniakiem.
- R-rozumiem...
- Swoją drogą, to gdzie się szlajasz, że przychodzisz do domu o prawie 3 w nocy? - spojrzała się na mnie jak na jakiegoś śmiecia. Poczułam się okropnie.
- Byłam u Michelle i będę u niej spać, przyszłam po ubrania i rzeczy do szkoły.
- W takim razie bierz te rzeczy i wyjdź, muszę coś przemyśleć. - gdy wypowiedziała te słowa, nie mogłam w nie uwierzyć. Normalnie dostałabym opieprz i "karę" która i tak nigdy nie trwała do końca.
- Stało się coś, że nie dostaję wykładu? - ciekawość nie dawała mi spokoju.
- Na razie to nie Twoja sprawa, a teraz bierz te rzeczy i wynoś się, bo skupić się nie mogę. - powiedziała już zirytowana.
- Z przyjemnością. - wysyczałam przez zęby.
Pobiegłam na górę do pokoju, bo nie powiem, ostro się wkurwiłam. W sumie nie wiem czemu, powinnam przywyknąć do tego, jaki ma do mnie stosunek i jak się do mnie odzywa. Jednak wciąż to mi nie dawało spokoju. Może to moja duma? Tak czy siak, spakowałam do plecaka książki potrzebne na jutro i ciuchy. Wzięłam koszulkę z Misfits i moje sprane spodnie w kratę. Glany już mam na sobie, a kosmetyki pożyczy mi Michelle. Chwyciłam jeszcze jakąś bieliznę i jak najszybciej wyszłam z tego domu.

Droga powrotna zajęła mi może jakieś 5 minut. Wow, rekord. Znowu chciałam przeskoczyć przez płot, bo kto normalny używa furtek? Przynajmniej nie ja. Jednak nadal zdenerwowana wydarzeniami sprzed paru chwil padłam, że tak powiem, na ryj. Centralnie. Teraz twarz miałam całą ubrudzoną ziemią, nie wspominając o ciuchach. Chyba bon na szczęście już mi się skończył. Wstałam i otrzepałam się z ziemi, żeby jakoś wyglądać. Jakoś. W pokoju nadal paliło się światło, co wspomogło moją widoczność. Weszłam po drabince i zapukałam w drzwi od balkonu. Michelle gdy tylko mnie zobaczyła zrobiła się blada na twarzy i natychmiast mi otworzyła.
- BOŻE, MÓWIŁAM CI, ŻE CIĘ ZGWAŁCĄ!!! - wykrzyczała mi prosto w twarz zaciągając mnie do pokoju.
- Ja pierdole, ogarnij i się tak nie drzyj. Przewróciłam się, nikt mnie nie zgwałcił, a że się ubrudziłam to nie moja wina tylko grawitacji. - odpowiedziałam zażenowana.
- Rany, całe szczęście! Chociaż w sumie mogłam się domyślić, kto by chciał Cię zgwałcić. - powiedziała i zaczęła się śmiać.
- Dzięki. - spojrzałam na nią zimnym wzrokiem, jednak po chwili również zaczęłam się śmiać.
- Dobra, idź się może umyj czy coś, bo w jednym łóżku z Tobą w takim stanie nie będę spała.
- Właśnie miałam taki zamiar. - wytknęłam jej język i poszłam się umyć.
Prysznic trochę mnie uspokoił, bo nadal nie mogłam przestać myśleć o sytuacji z matką. Nad czym musiała się zastanowić? I czemu "na razie" nie moja sprawa? Wiem jedno, to nie wróży nic dobrego. Nie będę nic mówić Michelle, może się rozmyśli.
Gdy wróciłam do pokoju od razu położyłyśmy się spać, bo było już coś około 4. Zajebiście, wychodzą nam 4 godziny snu. Ja nie wiem jak jutro, a właściwie dzisiaj przetrwam. To samo tyczy się Michelle, bo obydwie najchętniej przespałybyśmy cały dzień.

Beeep! Beeep!

- Jebany budzik! Kto wymyślił to gówno to ja nie mam pojęcia! - zaczęłam krzyczeć półprzytomna w złości. Naprawdę, lepiej mnie nie budzić z rana.
- Boże, zamknij się... - powiedziała zaspana dziewczyna.
- Nie zamknę, trzeba wstawać, jest 8 rano, a mamy pół godziny żeby się wyszykować. Zbieraj dupę. - mówiąc to zwaliłam ją z łóżka.
- Pojebało Cię do reszty?! - wstała jak oparzona. Zawsze działało. Na mnie zresztą też.
- Może i tak, ale to ja zajmuję pierwsza łazienkę! - zeskoczyłam z łóżka i rzuciłam się w stronę toalety.
- Ok, czyli dzisiaj się spóźnimy do szkoły, a to dopiero drugi dzień. - westchnęła i usiadła na łóżku.
- Tym razem będzie krótko, obiecuję!
- Tsa, zawsze tak mówisz.
Więc moje poranne ogarnianie się zajęło mi 15 minut, włączając w to makijaż, włosy i inne babskie pierdoły.
- Ha, widzisz! 15 minut! Zazwyczaj zajmuje mi to jakieś 20. - powiedziałam z dumą.
 - Mi to by zajęło 10. - odparła obojętnie.
- Pff, to idź się teraz wykaż. - odpowiedziałam kpiącym tonem.
- Nie ma sprawy. - i zniknęła za drzwiami.
W tym czasie ja zdążyłam się już ubrać i posprzątać pokój, by wyglądał jakoś przyzwoicie. Po chwili wróciła Michelle, w pełni wyszykowana.
 - 8 minut. - szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Brawo, chcesz za to ciastko? - odpowiedziałam bez wyrazu.
- Wolałabym piwo.
- Pomyślimy po szkole.

W drodze do budynku, w którym ludzie podobno się edukują, przypomniałyśmy sobie, że pierwszą lekcją jest geografia, więc na nią nie poszłyśmy. Chujowy przedmiot. Udałyśmy się do parku, aby jakoś spędzić tą godzinę. Usiadłyśmy na naszej ulubionej ławeczce blisko czegoś, co miało być niby jeziorem czy stawem, ale chyba coś nie wyszło. Duża wierzba dawała przyjemny cień, bo słońce dzisiaj niesamowicie mocno grzało. Aż szkoda było taki dzień marnować w szkole, jednak nie będziemy już sobie odpuszczać drugiego dnia roku szkolnego. Nie jest z nami tak źle.
- Widzę, że dzieci coraz bardziej sobie pozwalają. - usłyszałyśmy za sobą znajomy głos. Odwróciłyśmy się i okazało się, że to niejaki William zwany Axlem i oczywiście zawsze przy jego boku Pan Małomówny, czyli Jeffrey. Nie to, że nie lubiłam Axla. Działał mi po prostu na nerwy, a to ludzka rzecz, prawda?
- A dorośli jak zwykle się przypierdalają. - odgryzłam mu się.
- Nawet jeśli, to mamy do tego prawo.
- Pokaż mi, gdzie jest spisane owe prawo, to może pomyślę. - odpowiedziałam zirytowana.
- Dobra, koniec! Claudia, spokój. - wtrąciła się Michelle.W sumie to dobrze, że to zrobiła. Nie chciałam sobie robić kolejnego wroga. Jeffrey za to poklepał rudego po plecach. Może to go jakoś uspokaja?
- A czemu wy nie w szkole, hm? - zapytała po chwili Michelle.
- Nie opłaca się na pierwszą lekcję, mamy historię z pojebanym nauczycielem. - odpowiedział jej rudzielec.
- Hahah, u nas podobnie, tylko my się urwałyśmy z geografii. - uśmiechnęła się do niego serdecznie. Takiego uśmiechu nie daje byle komu. Mam złe przeczucia.
- Jeffrey, czemu nic nie mówisz? - próbowałam nawiązać kontakt chociaż z nim, bo Michelle kompletnie zatraciła się w rozmowie z tą wiewiórą.
- Mówiłem, żebyś zwracała się do mnie Izzy.
- Ale mi się podoba Jeffrey i tak Cię będę nazywać.
- Jak wolisz. - powiedział, odpalając już drugiego papierosa. Potem zaczęliśmy rozmawiać o naszej szkole. Tak, rozmawiać!
- Spoko, to jesteśmy umówieni! - usłyszałam jak Axl krzyknął widocznie zadowolony. Chwila... umówieni?!
- Hola, hola! Co się dzieje, bo ja nie w temacie jestem? - próbowałam się dowiedzieć co jest grane.
- Po szkole idziemy wszyscy na forty. - odpowiedziała mi z uśmiechem na twarzy. Zajebiście, nie ma co.
- Dzięki za uzgodnienie tego ze mną. - pokazałam jej kciuka w górę z niezadowoloną miną, którą tylko ona mogła odczytać. Nie lubiłam, gdy mi coś z góry narzucano.
- Daj spokój, i tak nie robimy nic po szkole, a z dupą w domu nie będziemy siedzieć, gdy na dworzu taka pogoda.
- No dobra, ale stawiasz mi za to piwo.
- Postawię Ci nawet dwa. - ona naprawdę była w dobrym humorze i widocznie cieszyła się na to spotkanie, skoro chciała mi postawić aż DWA piwa.
- No, to o 17 na fortach. - powiedział rudy karzeł i puścił oko do Michelle. Ja pierdole, oni normalnie ze sobą flirtują!

Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, mi udało się nawet pogadać z Jeffreyem dłużej niż 10 minut, a potem wróciliśmy do szkoły. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie, a na dodatek potem miałyśmy udać się na to spotkanie. To chyba pierwszy raz, kiedy nie mam kompletnie ochoty by tam iść. Naprawdę.

Skończyła się ostatnia lekcja. Była godzina 16. Ja nie wiem jak ja tam wytrzymam z nimi. Jedyną moją nadzieją będzie Pan Małomówny, chociaż wątpię, aby udało mi się z nim nawiązać lepszy kontakt. Jestem w dupie.

Rozdział 3


Michelle

Obudziłam się o godzinie 7:00. Pierwsze co przyszło mi do głowy po wstaniu: „Cudownie, pierwszy dzień w nowej szkole”. Po tej myśli aż mi się zachciało na nowo przyłożyć głowę do poduszki. Niestety byłoby zbyt pięknie, mój tata wszedł do pokoju by upewnić się, że już nie śpię.
-Ej, mała! Wstawaj, pierwszy dzień w szkole.
-Tatooo, wiem o tym. Nie przypominaj mi. Nie chce mi się iść.
-Oj weź przestań. Pomyśl, że spotkasz się z Claudią i poznasz nowych ludzi.
Na ostatnią rzecz aż zachciało mi się zaśmiać, jednak wolałam tego nie robić, nie chciałam usłyszeć kolejnych pytań od ojca.

Wstałam z łóżka i powolnym krokiem udałam się do toalety żeby załatwić poranne sprawy. Zrobiłam od razu makijaż i upięłam jakoś włosy w koka. Ubrałam moje ulubione podarte jeansy oraz koszulkę z Aerosmith. Miejmy nadzieję, że przyniesie mi dziś szczęście. Spakowałam w torbę książki i zeszłam na dół by zjeść śniadanie. Tym razem mój tata usmażył naleśniki. Nie chciałam marnować czasu, więc darowałam sobie poranny posiłek. Pożegnałam się, zasznurowałam glany i wybiegłam z domu. Do szkoły miałam 15 min więc zapaliłam jeszcze fajkę. Szłam spokojnie rozmyślając jaką będę miała klasę. Cóż... na rozpoczęciu nie zrobili na mnie wielkiego wrażenia. Oprócz rudej wiewiórki oraz cichego gościa.

Widziałam że przed wejściem do szkoły Claudia czekała na mnie, rozglądając się wszędzie.
-Czekasz na mnie żonko?- odezwałam się do niej podbiegając.
-Tak, kochanie. Mam Ci do przekazania pewne wiadomości. - powiedziała lekko podekscytowanym głosem i z szerokim uśmiechem na twarzy. Haha, to był bardzo rzadki widok.
-No to mów jakie to są te wiadomości.
-Pamiętasz tych kolesi z wczoraj?
-Tego rudego i czarnego?
-Tak, dokładnie ich. Wczoraj jak cię odprowadziłam poszłam jeszcze na forty. I spotkałam tam Jeffreya, znaczy tego w czarnych włosach. Dowiedziałam się, że rudy zwie się Axl, ale na serio ma na imię William. Zresztą Jeffrey też sobie wymyślił nowe imię, Izzy. Cóż, wolę jego normalne, ale co ja mam do gadania. Mam wrażenie, że Jeff może okazać się naprawdę w porządku.
-Aaa, i to były te wiadomości, tak? Nie no, nie spodziewałabym się, że mają tak na imię. - odparłam z nutą sarkazmu.
-Tak w ogóle to masz pozdrowienia od tego Jeffa. Trochę… ciężko się z nim gada mimo wszystko. Jest małomówny i ogólnie jakiś cichy. Też przychodzą na forty.
-Myślałam, że tylko my tam przychodzimy.- odpowiedziałam zdziwionym głosem. Prawda była taka, że nigdy tam nikogo nie spotkałyśmy. Nikogo normalnego. Jedyne spotkane tam osoby to ćpuny, dziwki i pedofile.

Nagle usłyszałyśmy dzwonek i weszłyśmy do szkoły by poszukać sali. Jak to na nas przystało, spóźniłyśmy się dwie minuty na pierwszą lekcję. Godzinę wychowawczą. Bosko. Ja usiadłam w ostatniej ławce przy oknie, a Claudia przede mną. Mijały lekcje, aż nastała duża przerwa. Obie wyszłyśmy na boisko jako pierwsze. Znalazłyśmy jakieś miejsce gdzie nauczyciele by nie widzieli, że palę. Odpaliłam papierosa, gdy nagle usłyszałyśmy że ktoś idzie. Odwróciłyśmy się, a ja schowałam papierosa za sobą.
-Siema. Macie może fajkę?- powiedział tak zwany Axl, czyli ruda wiewiórka jak to dzisiaj rano stwierdziłam. Zauważyłam że powolnym krokiem dochodził do nas Izzy.
-Dzieci nie powinny palić więc nie mamy.-odpowiedziała mu moja przyjaciółka z lekkim grymasem na twarzy.
-Ja mam, ale mogę ci dać tylko jedną.-wyjęłam paczkę czerwonych Marlboro i poczęstowałam Axla.
-Dzięki młoda! Ja pierdole, ale chce mi się jarać. Mam dość tej pieprzonej budy, a to dopiero pierwszy dzień.- powiedział to z uśmiechem na twarzy. Miał naprawdę ładny uśmiech.
-Cześć. – przywitał się z nami Izzy.
-Hej.- odpowiedziałyśmy równo z Claudią.
-Tak w ogóle to jak wy macie kurwa na imię?- zapytał nam się odpalający fajkę rudzielec.
-Ja jestem Claudia, a moja przyjaciółka to Michelle.
-Michelle.. ładne imię.- puścił do mnie oczko, za to Izzy się uśmiechnął.
-Emm... dzięki. - wypuściłam dym z ust i zgasiłam papierosa.
-My się poznaliśmy wczoraj, prawda?- nagle odezwał się jego kolega. Claudia miała rację, na serio mało mówił.
-Tak, ty jesteś Jeff... Izzy, za to twój hmm.. uprzejmy kolega to Axl- aż się zaśmiałam pod nosem z tonu Claudii gdy wymawiała „uprzejmy”. Coś mi się wydaje, że nie przypadł jej do gustu.
-Jestem cholernie uprzejmy...-odpowiedział już lekko zdenerwowanym głosem. Brunet poklepał go po plecach i powiedział, że ma się uspokoić.
Ja pogadałam trochę z Axlem, który przez prawie cały czas dziękował mi za jedną fajkę, natomiast Claudia próbowała nawiązać kontakt z Izzym jednak.. nie było to takie łatwe. Przynajmniej się nie poddawała.

Lekcje skończyły nam się o 14:15, na szczęście pierwsze lekcje były organizacyjne dlatego nie miałyśmy nic zadane do domu. Tym razem Claudia przyszła do mnie na obiad. Pewnie jej zapracowanej matki znowu nie byłoby w domu. Nie lubiłam gdy była sama, dlatego często u mnie nocowała i jadła obiady. Potem poszłyśmy do mojego pokoju posłuchać piosenek i pogadać. Gdy tylko włączyłyśmy The Ramones- Baby I Love You, zaczęłyśmy śpiewać tekst i tańczyć.
-Zauważyłaś jakie ona ma wielkie cycki?! Jestem pewna, że są sztuczne!- mówiła Claudia śmiejąc się na cały pokój.
-Masz rację, no kurcze można mieć duże cycki, no ale nie takie!
-Dokładnie. Znowu jesteśmy wyrzutkami w klasie. Po raz kolejny trafiłyśmy do klasy pełnej lamusów.
-Fakt, ale co nas to obchodzi mamy siebie!
-Masz zupełną rację. Pierdolić resztę!- odpowiedziała mocno mnie przytulając.
Skończyło się na tym, że Claudia została u mnie na noc. Nie spałyśmy chyba do 2 w nocy, cały czas słuchałyśmy i śpiewałyśmy piosenki. A także próbowałam coś zagrać dla niej na gitarze, za to ona śpiewała. Nie byłam jakąś mistrzynią grania na tym instrumencie, ale nie byłam też znowu taka zła. Powiedziałabym, że całkiem niezła. Claudia też miała bardzo ładny głos, więc moja gra i jej śpiew wręcz idealnie się komponowały.