Rozdział 23

 Michelle
 
Bosko. Okłamałam moją kochaną żonkę, że mam dzisiaj robotę, a przecież Anna wzięła specjalnie wolne żeby pobyć trochę z małą. Udałam się do parku. Muszę pobyć sama, mam dość udawania, że jest dobrze. Jak ma być kurwa dobrze, skoro moja wielka miłość z lat licealnych nagle się objawiła jak grom z jasnego nieba. Nie chcę mi się nawet rozmawiać o tym z Claudią, bo dobrze wiem co mi powie. Że to śmieć, dupek, i tak dalej. I ma rację, on jest tym wszystkim, jednak dlaczego mam takie rozdarcie... Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
-Dlaczego Pani płacze? - nagle zapytało mnie jakieś dziecko. Co? Ja płaczę? Dotknęłam swoich policzków. Faktycznie były mokre od łez.
-Trochę smutno, wiesz. No nic dziecino, idź, baw się dalej.- odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Chłopczyk mi pokiwał i pobiegł do swojej mamy. Trzeba przyznać, że takie dzieciaki są słodkie.  Spojrzałam na zegarek, dopiero 16, a już się czuję jakby był wieczór. Chyba czas się zbierać, bo niedługo chłopcy się zejdą i pewnie dziewczyny, a nie ma w ogóle obiadu. 

Postanowiłam wrócić do domu dłuższą drogą. Tak sobie szłam i patrzyłam w boczne uliczki. Zawsze można tam było spotkać jakieś dziwki albo dilerów. Naprawdę zastanawiam się jak można tak sobie spieprzyć życie. Ja z pewnością nie umiałabym zarabiać na życie swoim ciałem. Gardziłabym sama sobą. Gdy byłam już blisko domu, przy jednej uliczce stanęłam jak wryta. Spojrzałam na chłopaka, który sprzedawał komuś podejrzany towar. Ten kapelusz... znam go. Izzy taki nosi. Nie, to niemożliwe... Stradlin byłby dilerem? Hahah, na pewno nie, on jest zaspokojony. Przyjrzałam się jeszcze raz dobrze osobie która zaledwie stała kilka metrów ode mnie, nagle odwrócił się w moją stronę i ukazał swoją twarz. Szukał kogoś wzrokiem i znalazł. Niedaleko ode mnie stała dziewczyna. Zawołał ją, a ona pobiegła do niego jakby dawał pieniądze za darmo. To jakieś żarty. 

Wystarczyły mi tylko cztery minuty żebym już siedziałam skulona i zapłakana w swoim pokoju. Kurwa mać! Jak ten debil mógł zostać dilerem? No jak, ja się pytam. Ten spokojny i miły chłopak z Lafayette którego znałam. Ja rozumiem, trzeba znaleźć jakoś kasę, ale dlaczego ten idiota akurat wybrał taki sposób? Czułam jak łzy nadal mi lecą, jednak ja tylko wgapiłam się w ścianę i rozmyślałam. Znowu. Nie mogę powiedzieć Claudii. Przecież to jej przyjaciel, już w liceum nim był. Czy Axl wie? A co z chłopakami? Ten pierwszy na pewno, ale czy reszta... nie mogę nic nikomu powiedzieć. Muszę zatrzymać to dla siebie.
Z tych całych zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi, a raczej walenie. Jeszcze chwila i zawiasy przecież pójdą. Godzina 18:30, super Michelle. Na pewno wszyscy będą zadowoleni, że siedziałaś w pokoju zapłakana i nie zrobiłaś tego pieprzonego obiadu.  Wstałam i otworzyłam drzwi. Jak mogłam się spodziewać, stał w nich Axl i Stradlin. Bosko, chyba zacznę skakać na ich widok.
-Mizernie wyglądasz kwiatuszku. - dogryzł mi lekko rudy palant.
-To, że mizernie wyglądam nie oznacza, że moja siła także taka jest. Więc lepiej się wstrzymaj z twoim kwiatuszkiem i innymi uwagami jeśli nie chcesz mieć rozciętej wargi zaraz. - nie mam w zupełności humoru na jego teksty, a tym bardziej na kolejną kłótnie. Usłyszałam tylko jak brunet zaśmiał się pod nosem. Tak, tak ty też nie jesteś bez winy i śmiej się póki możesz, bo niedługo także cię czeka poważna rozmowa ze mną.
-Naprawdę jesteś nie w sosie.
-Brawo! Axl, masz aż 10 punktów za spostrzegawczość. A teraz jeśli mogę was prosić to zajmijcie się sobą, a ja idę się na chwilę przespać. – kiwnęłam im lekceważąco ręką i udałam się powrotem do siebie. Rzuciłam się na łóżko, owinęłam mocno kołdrą i spojrzałam w stronę okna. Znowu się tak czuję jak kilka lat temu. Po raz kolejny czuję pustkę w tym miejscu gdzie powinny być płuca. Ktoś wszedł do pokoju. Szybko zamknęłam oczy udając, że śpię.
-Mnie nie nabierzesz. Wiem, że nie śpisz. Michie, co się dzieje?- no tak, opiekuńczy Izzy się w nim odezwał.
-Nic się nie dzieje, po prostu jestem zmęczona.- znowu kłamstwo, tyle tylko, że inna okłamana osoba.
-Michie.
-No a co mam ci kurwa powiedzieć. No co? Że mnie boli to, że on tam siedzi? Że przypominam sobie wszystkie te dawne czasy? A może to, że dzisiaj cię widziałam w pracy? - wyszeptałam cicho, po raz kolejny łkając. Ostatnio zbyt często mi się to zdarza. Zdecydowanie za często.
- W jakiej znowu pracy?- zapytał zdziwiony.
-Błagam cię, przestań udawać, że nie wiesz o co chodzi. Widziałam cię jak sprzedawałeś jakiejś dziewczynie narkotyki. Po co to robisz? Nie możesz znaleźć sobie innej pracy. Dlaczego dilerka Izzy, dlaczego?
-Michelle... na tym łatwo zarobić. I nie są to jakieś małe pieniądze, ale też nie duże. A nie obchodzi mnie życie tych co im sprzedaję. Chcą brać, niech biorą.- odpowiedział mi na moje pytanie, jednak nie spojrzał na mnie ani razu.
-Czyli jakbym chciała brać, nie obchodziło by cię to? Miałbyś to gdzieś, że sprzedajesz mi jakieś gówno od którego mogę umrzeć? - krzyknęłam na niego. Jak on mógł tak powiedzieć, jak może go nie obchodzić życie tych ludzi?!
-Nie. Ty byłabyś wyjątkiem, ale ty nie bierzesz. I nie będziesz brała. Nigdy. – zamknął oczy i zacisnął dłonie. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, już nie mogłam wytrzymać.
-Zagraj mi coś. Błagam, zagraj mi coś żeby przerwać tą ciszę.
-Jak chcesz. - odpowiedział krótko i wziął gitarę. Zaczął coś grać, jednak nigdy w życiu nie słyszałam tej melodii. Była piękna. Powolna i smutna, ale miała w sobie trochę nadziei. Idealnie pasowała do zaistniałej sytuacji. Przytuliłam się do pleców chłopaka. Rzadko go dotykałam, dlatego też wzdrygnął się po tym czynie. Musiałam to zrobić, bo gdybym tego nie uczyniła to czułabym się, jakbym spadała w jakąś wielką przepaść. W nicość.
-Izzy, obiecaj mi, że nie będziesz się tym długo zajmował. Obiecaj mi to.- szepnęłam od razu gdy muzyka się skończyła.
-Przepraszam, nie mogę ci tego obiecać, ale postaram się. A wracając do Axla. Nie przejmuj się nim. –poklepał mnie po ręce i usiadł obok mnie na łóżku zapalając papierosa.
-Łatwo powiedzieć. Co ty byś zrobił gdybyś zobaczył dziewczynę, dla której mógłbyś zrobić wszystko jeszcze dwa lata temu?- poszłam w jego ślady i także zapaliłam.
-Nie wiem. A teraz chodź, bo czuję, że zaraz coś się zacznie. Claudia przyszła.- wstał i podciągnął mnie do góry z łóżka, gdy miałam z powrotem owinąć się kołdrą.
Miał rację, Claudia przyszła z Duffem, a po niecałej minucie do mieszkania wszedł Adler z Slashem. Moja żonka była wręcz piekielnie szczęśliwa i nawet nie zwróciła uwagi na wiewiórkę. Miała zaczerwienione policzki. Coś się musiało stać. Spojrzałam szybko na blondyna i on także miał je czerwone. Oho, już chyba nawet wiem co się działo.
-Michelle, zrobiłaś obiad?- zapytała Claudia wchodząc do kuchni. Chłopcy jak zawsze rozsiedli się na kanapach i o czymś tam gadali.
-Nie, źle się czułam więc postanowiłam się przespać. – usiadłam na blacie i wlepiłam w nią wzrok.
-Co się tak patrzysz?
-Jesteś czerwona, tak samo McKagan. Claudia, co się działo? - po moim pytaniu zrobiła wielkie oczy i jeszcze bardziej się zarumieniła. Od razu zaczęła wyjmować chleb i obkład który był potrzebny do kanapek, a to było u niej rzadkością.
-Nic, co by się miało dziać? Gdzie mamy nóż?
-Druga szuflada. Nie umiesz kłamać, dobrze o tym wiesz. No mów już co się wydarzyło, noo!- krzyknęłam cicho, cała podekscytowana.
-Nie tak głośno! Już dobrze... ale nic takiego się nie wydarzyło. Tylko się całowaliśmy.- szepnęła i wbiła wzrok w ziemię.
-Tylko?! Tylko się całowaliście?! No brawo żonko, ale mi jesteś wierna. Już moja miłość ci nie starcza, tak? A tak na serio, to wreszcie jakiś postęp. Jestem z was dumna.- zeskoczyłam z blatu i uściskałam mocno przyjaciółkę. Po 10 minutach wszyscy siedzieliśmy w salonie i objadaliśmy się kanapkami. To chyba jedyna rzecz jeśli chodzi o jedzenie która udaje się Claudii.
-Tak po za tym, to może chciałybyście przyjść na naszą próbę?- wyleciał z propozycją mulat.
-Jasne, czemu nie. Zawsze chciałam iść na próbę jakiegoś zespołu. Może być fajnie. Co o tym sądzisz?- szturchnęła mnie moja przyjaciółka, lecz ja tylko spojrzałam na Stradlina który kiwnął ledwo zauważalnie głową na znak, że mam przyjść.
- Ok. Może być ciekawie. No ,i zobaczę jak Popcorn gra na bębnach.
-Oj malutka, nie zawiedziesz się, mogę ci to zagwarantować!- objął mnie jednym ramieniem i wszyscy wyszliśmy z domu. 

Przez około 10 minut chodziliśmy jakimiś ścieżkami, aż w końcu dotarliśmy do jakiegoś budynku mieszkalnego. Okazało się, że w piwnicy mieści się salka do ćwiczeń.
Kiedy już wszystko przygotowali, zaczęli grać. Muszę przyznać, że... robili to niesamowicie. Jakby byli stworzeni do tego. Wszyscy mieli to coś, jednak wokal Axla, to najbardziej we mnie uderzało. Nadal ochrypnięty, ale głębszy. Taki jak wtedy, taki jak za dawnych lat. Poczułam, że znowu zbiera mi się na płacz. Nie no kurwa, okres mi się zbliża, że mam takie wahania nastrojów? Spojrzałam na Claudię. Patrzyła jak zaczarowana na Duffa, który miał świetne zgranie z Popcornem. Slash kompletnie zatracił się w swojej grze, natomiast Stradlin patrzył na mnie. Chyba sprawdzał jak się trzymam. Odpowiedziałam mu ciepłym uśmiechem, a on pomylił się w grze.
-Nie no, kurwa stary! Weź się skup! W takim tępię to my możemy się pożegnać z koncertami. - krzyknął rudy. No tak, wszystko u niego musi być idealnie. Szkoda tylko, że on sam w sobie nie jest idealny. –Jeszcze raz!
-Przestań już tak na niego patrzeć, bo zaraz on się pomyli.- szepnęłam do przyjaciółki, która zalała się rumieńcem. Ależ to jest piękny widok. A jaki rzadki!
-Mamy ten urok osobisty, no nie? - zapytałam ją żartobliwie i szturchnęłam w bok.
-Mhm, jasne.- odpowiedziała mi dosyć niechętnie, ale po chwili się roześmiała. Podniosłam rękę do góry, jakbym była w szkole podstawowej.
-Co mała?- jako pierwszy odezwał się Slash.
-Kotku… można tu palić, prawda?- on do mnie mała, to ja do niego kotku.
-K-kotku? Znaczy, tak jasne. Wszyscy tutaj palimy więc się nie krępuj kochanie.- puścił mi oczko i sam zapalił.  Poszłam w jego ślady. Musiałam się od stresować.
-A może by na chwilę Michelle zastąpiła Izziego? – wyleciał z propozycją Alder. No tak. On zawsze musi wymyślić coś bezsensownego, cały Steven.
-Czemu nie? Rzadko komu daję swoją gitarę, no ale ty jako moja uczennica to co innego. Masz i zagraj coś z nimi.- podał mi gitarę, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
-TY tak na serio mówisz?- odpaliłam papierosa i wstałam.
-No tak, dalej chętnie posłucham jak kaleczysz ten piękny instrument.- odpowiedział i usiadł na moim miejscu.
-Dupek.- po kilku minutach zaczęliśmy grać. Całkiem dobrze nawet szło, tylko przeważnie ja się trochę gubiłam, co wprawiało rudego w furię, więc szybko oddałam Dzwonkowi  gitarę i z powrotem usiadłam. Claudia wręcz umierała ze śmiechu. Dzięki, zawsze zapewniasz mi wsparcie.
Po kilku godzinach grania wreszcie udaliśmy się wszyscy do swoich domów, ale za nim to nastąpiło szybko podziękowałam Izziemu za poprawienie mi humoru. Mimo, że to on się przyczynił do tego, że był taki fatalny, to chociaż umiał go naprawić.
Wróciłyśmy do domu, ale byłyśmy tak zmęczone, że nie miałyśmy ochoty rozmawiać ani podzielić się wrażeniami z próby po powrocie. Od razu gdy weszłam do pokoju rzuciłam się na łóżko, nawet nie chciało mi się przebierać w piżamę.

-Michelle! Michelle, no obudź się wreszcie!- po głosie poznałam, że to Claudia. Była jakoś dziwnie podekscytowana.
-Umm... co się dzieje?- usiadłam i przetarłam oczy. W ogóle się nie wyspałam. Super.
-Dostałam pracę, uwierzysz?!- zaczęła mi skakać po łóżku. Okej… zaczynam się jej bać. McKagan, co ty z nią robisz człowieku?
-Nie wierzę. – odpowiedziałam sarkastycznie. - A tak serio, jaką pracę?
-Jakąś za biurkiem w biurze, nie wiem. Ojciec mi coś załatwił. Jednak się do czegoś przydaje. Pewnie chce mi odpłacić te wszystkie lata. Więc czemu nie skorzystać?
-No to super. Mam nadzieję, że będziesz dużo zarabiać.
-Żoneczko, doskonale widać twój entuzjazm.- zaśmiała się pod nosem. Spiorunowałam ją wzrokiem i poszłam się wykąpać. Wiedziała, że mnie obudziła i że nie jestem w humorze.
Kąpiel była przyjemna, później poranna herbata. Tak, wiem. To dziwne, przeważnie pije się kawę, ale ja zbytnio za nią nie przepadam.  Taka jest już moja natura.
-I jak, już lepszy humorek?- do kuchni weszła Claudia i od razu wzięła jedną z kanapek, którą uszykowałam.
- Trochę lepszy, jednak jestem wykończona. Niby spałam, ale jestem nadal zmęczona.  No, ale przynajmniej jedna miła wiadomość od rana, że nie będzie już cienko z kasą.
-Kochanie… bo jest sprawa.- zaczęła nagle inny temat z dupy.
- O nie. Jak już mi mówisz „kochanie” to coś chcesz. No, ale dobra. Co jest?
-Bo... trzeba zrobić zakupy, a mi się nie chce iść do sklepu.- zrobiła ten swój uśmiech numer pięć i czekała na moją odpowiedź.
-Serio? Kurwa, serio Claudia? Tylko o to ci chodziło?- po prostu ręce opadają. Przecież to ja przeważnie robię zakupy i jeszcze gotuję, i co?! Nagle by to się miało zmienić, ja pierdolę.
-No tak. Oh, zrobisz je prawda? Kocham cię! To ja idę porysować. – wstała i pobiegła do pokoju. Pewnie myślała, że zmienię zdanie. Dopiłam do końca herbatę i poszłam się ubrać. 

Wbiłam się w krótkie spodenki i jakąś cienką bluzkę. Naprawdę ostatnie dni w L.A znowu zrobiły się takie gorące. Jeszcze szybko spięłam jakoś włosy w koka, ubrałam trampki i wyszłam. Droga do sklepu wcale nie jest taka długa jednak jak na mnie przystało i tak musiałam zapalić papierosa. Oczywiście szybciej doszłam niż spaliłam. Gdy stałam tak pod tym sklepem, dokańczając papierosa, ktoś mnie chwycił za ramię.
-Malutka, jesteś tu sama?- zapytał jakiś starszy facet. Naprawdę? To jest obrzydliwe. Jeszcze zgaduję, że ma żonę i dwójkę dzieci. Ale pewnie woli młodsze.
-Tak, jestem tu sama. Jednak źle pan trafił. Nie daję dupy, może pan poszukać gdzieś indziej jakiejś naiwnej idiotki lub iść po prostu do żony.
-Ty mała szmato! Nie wyglądasz na taką co nie daje, więc przestań się zgrywać. - chwycił mnie za nadgarstek i już miał mnie gdzieś zaciągnąć, kiedy nagle… ktoś po prostu wymierzył mu idealny cios w szczękę. Zaskoczony gwałciciel nie podjął się nawet na oddanie uderzenia, oszołomiony gdzieś uciekł. Łatwo poszło.
-Dziękuję. Myślał, że może niewiadomo co.- pomasowałam chwilę nadgarstek i spojrzałam na mojego wybawcę. Wyśmienicie.
-To co? Może jakiś całus na podziękowanie?- zapytał cwaniacko nie kto inny jak Axl.
-Śnisz kurwa. Możesz iść, dzięki i spadaj.

Weszłam do środka. Po 15 minutach miałam wszystko w koszyku co było nam potrzebne na kolejne dni. Kasjerka strasznie się gubiła, ponieważ jak mówiła plakietka, dopiero się uczyła i prosiła mnie o wyrozumiałość. Wreszcie wyszłam. I co? Stał oparty o ścianę i palił czerwone Marlboro. Jak zawsze, i jak zawsze poczułam tą pierdoloną ochotę na przytulenie się do niego. Żeby było jak dawniej. NIE! Michelle, stop. On cię zostawił, wyjechał sobie a ciebie zostawił na tym zadupiu. Nie myślał nawet o mnie przez te lata. Dosyć, nie poddawaj się.
-Co ty tu robisz?- warknęłam na niego. Tak, dobrze. Nie możesz mu pokazać,  że cię obchodzi w innym znaczeniu.
-Czekam na ciebie. Nie widać? Długo ci to zajęło.-uśmiechnął się szeroko i puścił mi oczko. Czułam jak moje nogi lekko się ugięły. Ja pierdolę.
-Nie musisz. Dam sobie radę i bez twojej pomocy.
-Właśnie widziałem jakieś kilkadziesiąt minut temu jakbyś sobie dała radę beze mnie. Michelle, o co ci chodzi?- chwycił mnie za łokieć i obrócił w swoją stronię. O nie, to nie jest bezpieczna odległość. Jest za blisko. Odsunęłam się na kilka kroków od niego.
-O co mi chodzi? Ty tak na poważnie?! O chuj mi chodzi! Co ty myślisz, że nagle mnie znalazłeś i będzie tak jak dawniej? Tak jak w liceum? Śmieszne. Zostawiłeś mnie i przez kolejne lata nawet słowem się nie odezwałeś! Ba, jestem pewna, że nawet przez sekundę o mnie nie pomyślałeś tylko pieprzyłeś jakieś laski! – krzyczałam na środku chodnika. Kilku ludzi nawet się zatrzymało i gapili się na tą całą scenę. Czułam się zażenowana. - Wiesz co? Nie idź za mną, bo ci po prostu przyjebię. Nie żartuję.- on tylko stał i patrzył na mnie z bólem. Tak, ma cię boleć tak jak mnie. Ruszyłam szybkim krokiem do domu.  Jak zawsze trzasnęłam  drzwiami. Rzuciłam siatki do kuchni i poszłam do siebie. Puściłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Tego właśnie potrzebowałam. Muszę się wyluzować. Sięgnęłam do mojej szafki nocnej. Wzięłam małą paczuszkę i bletki, które załatwił mi pewien ktoś. Szybko zrobiłam skręta i zapaliłam.  Po kilku minutach poczułam ulgę. Wszystko mnie bawiło i chodziłam uśmiechnięta. Nareszcie. Tak było jeszcze przez godzinę. Później wyszłam do salonu gdzie okazało się, że siedzą chłopcy. Wszyscy. Miałam ochotę się zastrzelić, ale musiałam zachować pozory. Usiadłam Slashowi na kolana i oparłam głowę na ramieniu.
-Michelle, Stradlin się gapi. I chyba nie jest zbytnio zadowolony. –szepnął do mnie mulat.
-Niech się odpierdoli. On mnie też zostawił.
-Brałaś co? Spójrz na mnie.- I spojrzałam. Wiedziałam, że się dowie że paliłam. Przecież widać to po moich oczach. Jednak on nic nie powiedział tylko pokręcił głową i mocniej przytuli
-Michie, mogę cię prosić na stronę?- nagle cały nastrój zepsuł nie kto inny, a Izzy. Claudia przerwała rozmowę z Duffem i spojrzała na nas.
-Tak, tato.- odpowiedziałam i od razu się zaśmiałam.
Gdy byliśmy już sami na klatce przyparł mnie do ściany. Jezu, czuję się tak samo, gdy zrobił to Slash.
-Co brałaś?!- był zdenerwowany. I to bardzo.
-Wyluzuj. Zapaliłam tylko. A co, przejmujesz się mną? – zapytałam rozbawiona.
- Masz niczego nie brać, zrozumiałaś?! I tak, przejmuję się tobą. – puścił moje ramiona i odsunął się trochę.
-Ooo, to miło z twojej strony. Dziwne, że nie przejmowałeś się mną i nie dawałeś żadnego znaku życia gdy wyjechałeś z tym dupkiem! Wtedy cię jakoś nie obchodziłam.
-Michie… przecież wiesz, że żałuję. Ile razy mam to jeszcze powtarzać i udowadniać?- no tak, stary kochany Jeff. Patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
-Wiem. Wiem to, ale to nadal boli. Przepraszam. – przytuliłam się do niego. Musiałam. Wiem, że żałuje. Że mu głupio. Ale mi się wszystko nawraca.
-Nie musisz. To ja powinienem cię co chwilę przepraszać, a nie Ty mnie... Dobra, wejdźmy do środka.- tak jak powiedział tak też zrobiliśmy. 

Adler z Veronicą poszli po kolejne piwa, a my się śmialiśmy i opowiadaliśmy historię z dawnych lat. Oczywiście żadne z naszej czwórki nie zaczął tematu mojego i Axla. Temat tabu. Stwierdziłam, że Slash miał nawet ciekawe dzieciństwo, jednak najbardziej rozśmieszyło mnie to, że przyłapał swoją matkę z Davidem Bowie. Chciałabym zobaczyć jego minę wtedy. Po 10 minutach przyszła Vera i jej wierny towarzysz Popcorn z kolejną dawką alkoholu.
Była 3 nad ranem. Gdy już wszyscy mieliśmy się zbierać spać czyli:  ja z Slashem do mnie (tylko zbyt dużo sobie nie wyobrażajcie), Claudia z Duffem do niej (o dziwo) a reszta w salonie. Nagle Rose wstał i podniósł butelkę piwa do góry.
-Chciałbym coś ogłosić!- nagle spojrzałyśmy na siebie z Claudią. O co mu znowu może chodzić?
-Za dwa tygodnie gramy nasz pierwszy koncert!- momentalnie wszyscy zaczęli skakać, przytulać się, a nawet całować (w wypadku McKagana z moją przyjaciółką), jakby nastąpił Nowy Rok.
-No nie idziemy spać w takim razie i oblewamy nasz przyszły występ!- krzyknął Slash i zakręcił mną dookoła.  Cały czas czułam na sobie wzrok rudego. Trudno, nie zepsuje mi tej nocy.