Rozdział 20


Claudia

Obudziłam się z wtuloną Michelle przy moim boku. Uśmiechnęłam się do siebie i próbowałam jakoś wstać, aby jej nie obudzić. Domyślałam się, że ostatnio ma problemy ze snem, więc skoro dzisiaj ma wolne niech jeszcze śpi. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłony na boki. Ciepłe promienie słońca wpadły do pokoju, przy okazji lekko mnie oślepiając. Spojrzałam w okno i widok za nim raczej mnie nie zdziwił. Pełno ludzi, każdemu gdzieś się śpieszy, niektórzy wyglądają na szczęśliwych, a inni na przygnębionych. Ci pierwsi na pewno udają. Każdy ma jakieś problemy, po prostu czasami dobrze je się ukrywa. Moim na ten moment jest brak pracy. Dla ciebie może być to banał, ale dla mnie nie. Każdy mierzy dane rzeczy, sprawy, kłopoty swoją miarą. A ja już powoli miałam dość bezczynnego siedzenia na dupie. Dzisiaj znowu się rozejrzę. Ale przed tym wpadnę do dziewczyn.

Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zmierzyłam się wzrokiem i przeszedł mnie dreszcz. Dreszcz obrzydzenia. Nigdy nie lubiłam swojego ciała. Nieproporcjonalnie duże piersi do drobnej sylwetki. Dużo razy mi ubliżano z tego powodu. Że robiłam sobie jakieś operacje plastyczne, co było nieprawdą. Z reguły miałam to gdzieś, ale ile tak można? Człowiek czasami pęka. Mam dość lubieżnych spojrzeń facetów, którzy tylko szukają sposobu aby mnie zaliczyć ze względu na moje "walory". Nawet Saulowi czy Stevenowi się zdarza, ale nie mam do nich dużego żalu o to. Może kiedyś je sobie zmniejszę? Co za ironia, tak dużo dziewczyn płacze, że mają małe cycki, a ja tu narzekam, że mam je za duże. Oj Claudia, zawsze byłaś inna. Sięgnęłam po szczoteczkę i szybko umyłam zęby, uczesałam włosy i przemyłam twarz. Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z szafy jakąś pierwszą lepszą koszulkę i podarte szorty. Ostatnio było tak gorąco, że nie szło wytrzymać. Gdybym była jakoś bardzo wierząca to może nawet pomodliłabym się o deszcz. Wpadłam do kuchni i wzięłam łyk wody, założyłam moje znoszone trampki, które powoli zaczynały się rozlatywać. Świetnie, akurat teraz jak nie mam roboty. No cóż, ja i moje szczęście. Wyszłam i zapukałam w drzwi mieszkania na przeciwko. Przez 5 minut nikt nie odpowiadał, jednak w końcu w drzwiach pokazała się ostro skacowana Monica.
- I co, warto było? - zakpiłam z niej i wpakowałam się do środka.
- Weź nie pierdol, bo sama nie jesteś lepsza. - odgryzła mi się i usiadłyśmy przy dosyć chwiejnym stoliku.
- Gdzie Vera? Nadal śpi? - spytałam, bo nigdzie nie mogłam dostrzec jej towarzyszki.
- Nie, pewnie gdzieś polazła, od samego rana jej nie widziałam. Boże, mój łeb... Kurwa! - przeklnęła i oparła głowę o ścianę.
- Przestań jęczeć jak jakiś mały bachor, nie od dziś wiesz jakie są skutki takiego imprezowania. - po chwili dodałam. - Szczególnie z Panem Brownstone. - ta nie powiedziała nic, tylko spuściła wzrok. Obie wiedziałyśmy, że powoli traci nad tym wszystkim kontrolę. Nie chciałam, aby zmarnowała sobie życie.
- Mon, słuchaj, ja-
- O, cześć Claudia! No, i cześć MONICA. - w tym momencie przerwała nam Veronica, specjalnie mówiąc głośno aby wywołać jeszcze większy ból głowy u dziewczyny. Spojrzała tylko na nią złowrogo i zirytowana zatrzasnęła się w swoim pokoju. Świetnie.
- Nie uważasz, że było to niepotrzebne? - zapytałam, zmęczona już tą sytuacją.
- Chuj mnie to obchodzi czy było to potrzebne czy nie, zaczyna mnie już ostro wkurwiać. Znika sobie prawie na całe noce, olewa pracę i praktycznie tylko ja tutaj utrzymuję ten dom w jakimś stanie! Całą kasę przepierdala na dragi! - wykrzyknęła blondynka. W pewnym sensie ją rozumiałam.
- To może zamiast zachowywać się jak dzieci w piaskownicy i robić sobie na złość spróbowałabyś z nią pogadać i dojść do porozumienia?
- Ciekawe kurwa jak, jeśli zazwyczaj jest albo naćpana albo skacowana i niezdatna do jakiegokolwiek myślenia. - powiedziała i postawiła zakupy na blacie. - Tak w ogóle, to co jest? Bo chyba nie przyszłaś tutaj porozmawiać o naszej kochanej ćpunce.
- No nie. Zastanawiałam się, czy Ty albo Monica nie widziałyście jakichś ofert pracy czy coś. Bo przysięgam, jeszcze trochę i dostanę pierdolca. - westchnęłam ciężko i zaczęłam gapić się w szklankę.
- W sumie to raczej nie... Sama chwytam się czegokolwiek jak tonący brzytwy, bo ostatnio w naszym Mieście Aniołów trudno o robotę. Ale głowa do góry, jak coś znajdę to dam Ci znać! - wyszczerzyła się do mnie i wzięła gryz surowej marchewki. Boże, jak tak można? Albo to po prostu ja jestem nienormalna. Nigdy nie byłam zwolenniczką zdrowego trybu życia.
- Dzięki. - wstałam i uściskałam dziewczynę, po czym skierowałam się do wyjścia.

Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, bo nie chciałam siedzieć w domu. Postanowiłam udać się do Rainbow na jakieś piwo. Tak, sama. Czasami człowiek potrzebuje trochę czasu "sam na sam" aby przemyśleć pewne rzeczy. Bo oprócz kłopotów z pracą był jeszcze jeden... i nazywał się Duff. Nie rozumiałam go kompletnie. Wtedy kiedy poszliśmy sami do pubu, wydawało mi się, że cały ten dystans zniknął. A wczoraj na plaży? Unikał mnie jak powietrza, zamieniliśmy tylko parę zdawkowych zdań. Ja już naprawdę nie wiem jak mam go traktować.
Usiadłam przy barze i zwróciłam się do mężczyzny w podeszłym wieku.
- Cześć Rory. - przywitałam się i oparłam rękę o blat.
- O, witam panienkę. Dawno Cię tu nie widziałem. O tej porze to chyba coś lżejszego kalibru? - posłał mi swój zawadiacki uśmiech, którym pewnie kiedyś czarował dziewczyny takie jak ja.
- Jak Ty mnie dobrze znasz. - odwzajemniłam uśmiech. - Piwo, jeśli można.
- Dla Ciebie, zawsze. - puścił mi oczko i sięgnął po butelkę spod lady. Z resztą uporałam się sama.
Spędziłam tam może z godzinę, sącząc wciąż ten sam napój. Czasami zagadał do mnie Rory, jednak zauważył, że nie przyszłam tutaj na towarzyskie pogawędki. Dziękowałam mu w duchu, że nie był natrętny. Miałabym potem wyrzuty gdybym chamsko go potraktowała. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Już przymierzałam się do ciosu, jednak przeszkodziła mi w tym burza czarnych loków.
- Hudson, kurwa, nie strasz mnie tak! - krzyknęłam na przyjaciela.
- Wyluzuj kochanie, przecież nie złapałem Cię od tyłu i nie zaciągnąłem do ciemnego konta. Jesteś zbyt przewrażliwiona. - pouczył mnie i lekko się roześmiał. Po minucie również się dosiadł.
- Co ty tu właściwie robisz sama? Bez Michelle? - zaczął się dopytywać.
- Nie jesteśmy złączone pępowiną, a czasami potrzebujemy chwil dla siebie. Zresztą, co ty się tak o nią wypytujesz? Wpadła Ci w oko? - szturchnęłam go i wreszcie skończyłam moje piwo.
- No bo odkąd przyjechała do L.A zawsze jesteście razem... I czy ja wiem czy wpadła. Jest ładna, bardzo ładna. Śliczna wręcz. Ale bardziej traktuję ją jak młodszą siostrę.
- No to cieszę się w takim razie, bo uwierz Saul... Gdybyś ją tylko zranił, nie miał byś już czym ruchać. - powiedziałam to całkiem serio, a ten tylko przełknął ślinę. Trudno mi było stłumić śmiech, bo wyraz jego twarzy był bezcenny.

Długo tam nie siedzieliśmy, bo mi jak i mojemu przyjacielowi pusty żołądek dawał się we znaki. Udaliśmy się do mojego mieszkania z nadzieją, że Michelle już się obudziła i wpadła na pomysł przygotowania jakiegoś śniadania. Podczas naszej drogi dowiedziałam się, że w sobotę ma grać jakiś zespół w Cathouse, jednak to nie było najważniejsze. Podobno po tym ma być jakaś spora impreza i jest wstęp wolny. No, czyli plany na weekend już mamy. Teraz trzeba tylko powiadomić resztę.
W domu powitał nas zapach jajecznicy na bekonie, z czego Slash był bardzo zadowolony. Kiedy weszliśmy do kuchni spostrzegliśmy też Stevena, jak zwykle oglądającego telewizję.
- Gdzie ty poszłaś już z samego rana? - spytała Michelle, nie odrywając wzroku od patelni.
- Poszłam się przejść i poszukać pracy. - no, może druga część nie była do końca prawdą, ale w końcu byłam u dziewczyn, nie?
- I pewnie nic nie znalazłaś. - westchnęła i zaczęła przewracać jajko na drugą stronę.
- Nie, ale poprosiłam Verę aby dała mi znać jak coś znajdzie. Długo się jeszcze będziesz babrać z tą jajecznicą? Bo chłopakom zaraz chyba język ucieknie do dupy. - powiedziałam odwracając się do naszych gości, którzy już czekali przy stole jak małe dzieci. Dołączyłam do nich i po paru minutach w końcu zapełniliśmy nasze żołądki. Muszę przyznać, że Michelle stawała się tak dobra jak jej tata. Kolejny plus mieszkania z nią pod jednym dachem. Z Monicą zazwyczaj żyłyśmy na mrożonkach i zamówionej pizzy, bo ta gotowała raz na ruski rok. A już wiecie, że moje zdolności kulinarne ograniczają się tylko do robienia kanapek i wstawienia wody na herbatę.

Gdy zajadaliśmy się jajecznicą postanowiłam wspomnieć o imprezie w Cathouse o której mówił Slash, bo czułam, że muszę odreagować. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni do tego pomysłu, a dziewczyny z naprzeciwka tym bardziej będą. Boję się tylko o Monicę, bo z jej braniem jest ostatnio coraz gorzej... No i była jeszcze kwestia Duffa. Nie wiem, czy chłopaki mieli zamiar go zabrać, ale on i mulat nawiązali dobry kontakt i coraz częściej umawiali się na próby. Więc szansa na pojawienie się blondyna była bardzo możliwa. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy już zastanawiać się nad wymówką aby zostać w domu.
Czwartkowe popołudnie minęło powoli i spokojnie. Popcorn i Saul po śniadaniu stwierdzili, że dwa dni to nie dużo i zostaną u nas do soboty, bo w końcu bez sensu by było znowu tu przychodzić, prawda? Większość czasu spędziliśmy na oglądaniu telewizji i słuchaniu razem muzyki, o której czasami żywo dyskutowaliśmy. Nie raz wywiązała się kłótnia pomiędzy którymś z nas na temat danych zespołów czy wykonawców. Zawsze jednak kończyły się one rozejmem. Podczas tych dwóch dni odwiedziła nas tylko Veronica, bo jej współlokatorka od tamtej imprezy przebywała tylko w swoim pokoju, czasami zaglądała do kuchni. Martwiło mnie to, nie powiem, ale wiem, że Monica i tak by mi nic nie powiedziała. Chociaż zarzekła się, że na imprezę z nami pójdzie. Nie rozumiem jej kompletnie.

W końcu nadeszła sobota. Od rana wszyscy byli w dosyć dobrych humorach, tylko nie ja. Bo nadal nie wiedziałam, czy nasi przyjaciele zaprosili Duffa czy też nie, co ciągle wybijało mnie z rytmu. Oczywiście, że mogłam zapytać. Ale nie, bo przecież ucierpiała by na tym moja jebana duma i inni zaczęli by snuć jakieś domysły. Chociaż Michelle i tak widziała, że coś jest nie tak. Wzięła mnie na stronę.
- Claudia, co jest? Myślałam, że chcesz iść na tą imprezę. - zmierzyła mnie uważnie wzrokiem i czekała na moją odpowiedź.
- No niby chcę, ale...
- Ale nie wiesz czy będzie tam pan McKagan? - dokończyła i chytrze się do mnie uśmiechnęła. To się zaczynało już robić straszne.
- Po części masz rację. - odburknęłam.
- Słuchaj, ja głupia nie jestem, a on ewidentnie coś do Ciebie ma, nie zaprzeczysz.
- Tak, tylko raz jest kurde ok i gadamy normalnie a potem zachowujemy się, jak byśmy się pierwszy raz na oczy widzieli. I nie wiem jak będzie dzisiaj jeśli on się pojawi. - powiedziałam jej wszystko co mnie trapiło, a ta tylko przewróciła oczami.
- Boże, wyluzuj! Może Ty tego nie widzisz, ale nie jesteś mu obojętna, nawet po tym co mu odwaliłaś. Więc dzisiaj masz się dobrze bawić i przestań mi tu wynajdywać problemy z dupy.
- No dobra, ale jest też druga część.
- A mianowicie...?
- Monica.
Zapadła krępująca cisza. Michelle też wiedziała co się z nią zaczyna dziać. A dzisiaj może się powtórzyć sytuacja sprzed tygodnia. I obydwie się tego obawiałyśmy.
- Słuchaj, postaramy się mieć dzisiaj na nią oko i tyle.
- Michelle, kurwa, to nie jest małe dziecko, żeby mieć na nią oko. Ty wiesz ile tam będzie ludzi? Nie wspominając o tych, którzy będą mieć ze sobą kokę albo herę, czy inne gówno. Dzisiaj jest idealna okazja dla niej, aby coś wyłapać.
- Ale my też nie jesteśmy jebanymi niańkami Claudia. Ma własny rozum.
- Niby ma, a niby nie ma. Zresztą, koniec tematu.

Przez resztę czasu praktycznie nic nie robiliśmy, każdy zajął się czymś innym. Ja czytałam, Michelle rysowała, Slash grał na gitarze a Adler oglądał telewizję. Jak zwykle. Potem przyszła do nas już wyszykowana Veronica oznajmiając, że jej współlokatorka dołączy w klubie. Gdyby nie ona to pewnie ja i Michelle siedziałybyśmy jak te trusie, wciąż się obijając. Tym razem to ja dobiegłam szybciej do łazienki, przez co potem zostałam ostro wyzwana. Kto pierwszy ten lepszy, takie jest życie.
Natapirowałam lekko włosy, przejechałam bladoczerwoną szminką po moich ustach i podkreśliłam oczy kredką. Więcej mi nie potrzeba. Co do mojego stroju to założyłam swoje skórzane spodnie, czarny biustonosz i prześwitującą bluzkę z logo Queen'u. Na to jeansową kamizelkę. Wyobrażając sobie już mój jako taki powrót do domu, założyłam kowbojki zamiast glanów. Nie chciałam się w nich zabić. Chłopaki raczej nie przejęli się tym jak będą wyglądać, idą tam by się zabawić i tyle. Czasami im tego zazdroszczę. Michelle wyglądała podobnie jak ja, ale nie byłyśmy na siebie z tego powodu złe, jak niektóre dziewczyny. Wręcz przeciwnie, byłyśmy w sumie z tego zadowolone, bo wyglądałyśmy jak siostry, a przecież tak się nawet czujemy.

Wyszliśmy wszyscy razem z domu o jakiejś 21, bo nie kwapiliśmy się aby posłuchać zespołu, który miał być gwiazdą dzisiejszego wieczoru. Po prostu, jest wstęp wolny, dużo ludzi, można zaszaleć. Tylko to się liczy. Kiedy dotarliśmy na miejsce moje najgorsze przypuszczenia się sprawdziły. Duff już stał przed wejściem, a Monica razem z nim. O czymś rozmawiali, ale sądząc po ich minach, niecierpliwie na nas czekali, bo chyba nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Slash, już lekko wcięty, zawołał ich do nas, jednak musiał powtórzyć tą czynność kilka razy, bo było kurewsko głośno. W końcu nas zauważyli i natychmiast podeszli. Przywitaliśmy się wszyscy, a kiedy doszło do mnie i Duffa tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Claudia, co ty odpierdalasz? Weź się w garść. Nie mogłam tego tak zostawić.
- No, cześć. - próbowałam brzmieć spokojnie, ale chyba coś nie wyszło.
- Hej. Coś się stało? - spytał, lekko zmieszany tonem mojego głosu. Świetnie, idiotko.
- Nie, po prostu strasznie dużo tu dzisiaj tych ludzi, nie spodziewałam się tego. - zaśmiałam się głupkowato. Tak, nie wiedziałaś, mhm.
- W sumie to ja też, bo nie sądzę aby ten zespół co dzisiaj gra był jakiś popularny. Nigdy o nim nie słyszałem przynajmniej.
- Większość pewnie przyszła tylko żeby się najebać i zaliczyć jakieś groupies. - wypaliłam, po czym obydwoje się roześmialiśmy.
- Ej, macie tu zamiar spędzić tak cały wieczór, czy wchodzicie do środka?! - krzyknął do nas Steven, znikając gdzieś w tłumie. Dzięki Adler, akurat kiedy rozmowa zaczynała jakoś się kleić.
- Ta, już idziemy.
Ogólnie atmosfera nie była zła, czasami ktoś postawił kolejkę, na co ludzie rzucali się jak sępy. W niektórych kątach można było dostrzec laski obrabiające pały spoconym gościom, co strasznie odstręczało. No ale cóż, ich życie. Przynajmniej nie robili tego na środku sali. Tak jak myślałam, po Monice nie było śladu już po godzinie. Jednak stwierdziłam, że chcę się dzisiaj dobrze zabawić, a nie robić za opiekunkę. A i tak byłam młodsza od niej.

Aby nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy, które ostatnio są nam bardzo potrzebne, szukałam jakichś naiwniaków, którzy postawiliby mi procenty na śliczne oczy. Udało się z 3 razy, bo reszta liczyła na coś więcej po jednym drinku. Potem wracałam do Michelle i Veronici, aby trochę potańczyć i się rozluźnić. Szczerze powiedziawszy, nawet nie mogłam rozpoznać co leci w głośnikach. Jednak dobrze się bawiłyśmy, i to się liczyło. Slash, Popcorn i Duff siedzieli przy stolikach i pili, o dziwo bez towarzystwa tanich dziw... pań do towarzystwa. Nie umawialiśmy się przecież, że spędzamy czas tylko w swoim gronie, prawda?

W pewnym momencie musiałam pójść do toalety, bo mój pęcherz nie wytrzymywał. Spytałam się przypadkowego gościa, który pokierował mnie w stronę drzwi z odwróconym trójkątem. Sprawdziłam parę kabin, czy są zdatne do jakiegokolwiek użytku, ale kiedy otworzyłam drzwi do ostatniej, zamurowało mnie. W środku leżała nieprzytomna Monica, z igłą nadał w żyle i głową w kiblu. Od razu do niej podbiegłam i sprawdziłam puls. Zalała mnie fala zimnego potu. Żyła, ale była nieprzytomna. Oparłam ją o ścianę i zaczęłam policzkować. Nic. Wzięłam w garść trochę zimnej wody i ją oblałam. Podziałało, ale tylko na chwilę. Zamroczona, spojrzała na mnie i znowu zamknęła oczy.
- Monica, do chuja pana! Obudź się, słyszysz?! Ja cię kurwa nie będę taszczyć, a tym bardziej inni! Monica! - uderzyłam ją w twarz, na co a tylko się uśmiechnęła. Byłam już ostro wkurwiona, nie powiem.
- No to zajebiście.
Upewniłam się, że dziewczyna jest w miarę bezpiecznej pozycji i pobiegłam do chłopaków. Najlepiej z nich mimo wszystko trzymał się Duff, ale i tak widać było po nim, że mało nie wypił. Nie mogłam przecież zadzwonić po pogotowie, bo miałaby jeszcze większe kłopoty niż dotychczas.
- Kurwa, któryś z was musi mi pomóc. - powiedziałam, widocznie spanikowana.
- Ej, mała, wyluzuj. Co się stało? - zapytał kompletnie zalany Saul.
- Monica ostro zaćpała i sama jej nie przytargam do domu, dlatego zwracam się do was. - odpowiedziałam zirytowana.
- Ale co ty jesteś, jej matka czy co? Skoro się zaćpała, to jej sprawa. - stwierdził mulat i wziął łyka Jima Beama.
- Pomógł by mi któryś z was w końcu, czy nie? Ładnie, kurwa, proszę. - wysyczałam przez zęby.
- Dobra, nie denerwuj się Claudia, ja pójdę. - zaoferował się Duff. Dzięki Bogu on, bo wątpię, że ci dwaj pozostali na wiele by mi się przydali.
- Dzięki wielkie. A ty Adler, przekaż dziewczynom co jest grane. - rozkazałam i skierowałam się w stronę toalet.
- Tak jest, sierżancie! - zasalutował i zerwał się na równe nogi. Wyglądało to komicznie, bo prawie się przewrócił na Saula.
Ludzie raczej nie zwrócili uwagi na to, że blondyn wszedł razem ze mną do damskiej łazienki. W końcu mogliśmy tam pójść aby zaliczyć jakiś numerek, nie? No cóż, nie tym razem. Monica nadal siedziała oparta, nadal nieprzytomna.
- Duff, mógłbyś ją podnieść? - spytałam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ta, spróbuję. Ale nie obiecuję, że się nie wywrócę. - zażartował, co trochę rozluźniło atmosferę. Monica nie należała do najcięższych, więc poradził sobie z nią bez większych komplikacji. Wynieśliśmy ją stamtąd na barkach Duffa, czym ochrona kompletnie się nie przejęła. W sumie, czemu by miała? Kolejna zaćpana dziewczyna. Pewnie widzieli to nie raz. Ludzie też nie zwracali na nas uwagi, a Michelle i reszty już nie mogłam dostrzec. Kiedy w końcu przecisnęliśmy się przez grupy ludzi, wyszliśmy na zewnątrz.
- Dasz radę zanieść ją do mieszkania? Bo nie mam zbytnio kasy na taksówkę...
- Jeśli ładnie poprosisz, to kto wie. - na jego twarzy pojawił się ten typowy zadziorny uśmiech. Jak ja za tym tęskniłam, naprawdę.
- Oh, przestań się zgrywać, mówię poważnie. - szturchnęłam go lekko, aby nie zrzucił brunetki.
- Nie jest taka ciężka, więc chyba dam.
- No to w drogę.

Dojście do domu zajęło nam 40 minut, a kiedy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Monici, przypomniał mi się bardzo istotny fakt. Nie mieliśmy kluczy do jej mieszkania. A nie widziało mi się nocowanie jej u nas, bo pewnie Steven i Slash zostaną na noc.
- Co teraz zrobimy? - zapytał, stawiając dziewczynę na nogi.
- Chyba będę musiała zmarnować moją wsuwkę. - wyjęłam ową rzecz z moich włosów, rozprostowałam i wsadziłam w zamek. Zaczęłam nią kręcić naokoło, aż w końcu usłyszałam przeskakujący mechanizm. W końcu na coś mi się to przydało.
- Nigdy mi nie mówiłaś, że potrafisz zawodowo otwierać czyjeś zamki i włamywać się do mieszkań. - powiedział zdumiony, ale też i zaciekawiony.
- Nie ma się czym chwalić kochany.
Weszliśmy do środka i natychmiast położyliśmy Monicę w jej łóżku. Postawiłam również miskę i szklankę wody na komodzie, aby rano nie musiała się z tym męczyć. Jednak nadal byłam na nią zła. Zniszczyła wieczór i mi, jak i Duffowi. Była 2 w nocy.
- Wracasz teraz do siebie? - spytałam, patrząc na wychodzącego blondyna.
- Ta, zmęczony jestem, a mam trochę do przejścia.
- Jak chcesz... - zrobiłam małą pauzę aby jeszcze szybko zebrać myśli. - to możesz spać u nas. Vera pewnie przenocuje Saula albo Stevena, więc wciąż mamy miejsce. - wypaliłam, lekko się czerwieniąc. Na szczęście tego nie zauważył.
- Właśnie ratujesz mi dupę. - wyszczerzył się i poszliśmy do mieszkania naprzeciwko, zamykając za sobą drzwi.

Zapaliłam światło w "telewizorni" i poszłam poszukać jakichś koców. Czułam się trochę niezręcznie. Ale to minie. Musi. Kiedy wróciłam do pokoju rzuciłam w Duffa stertą koców tak mocno, że prawie się przewrócił.
- Wiesz, że oddam dwa razy mocniej? - powiedział, zwijając kawał materiału w dużą kulę.
- Tak, ale najpierw musisz mnie złapać! - krzyknęłam, wbiegając do łazienki, po czym szybko przekręciłam klucz.
- Nie ma tak!
- Jest, bo właśnie muszę wziąć prysznic.
- To może dołączę? - spytał, na co ja głośno się roześmiałam.
- Za wysokie progi na twoje nogi, panie McKagan. - odpowiedziałam, odkręcając wodę w prysznicu.
- Jeszcze się przekonamy.
Kiedy wyszłam, zobaczyłam go śpiącego na kanapie. Mogłabym nawet powiedzieć, że wyglądał bardzo niewinnie, ale chyba nie przeszłoby mi to przez gardło. Wzięłam jeden koc i przykryłam go całego, jednak ten nagle się obudził. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chwycił mnie i przyciągnął do siebie tak, że teraz leżałam razem z nim.
- Co ty robisz idioto?! Chcesz, żebym zeszła tu na zawał?! - wykrzyczałam, próbując uwolnić się z jego uścisku, jednak on i tak był za silny.
- Jesteś zbyt młoda na zawał, więc nie ze mną te numery. - powiedział, ciągle się uśmiechając.
- Bardzo śmieszne, a teraz mógłbyś mnie już puścić?
- Nie. To jest zapłata za to, że wyciągnęłaś mnie ze środka imprezy. - stwierdził i przytulił mnie jeszcze mocniej. Czułam, że serce zaczynało mi bić coraz szybciej, ale natychmiast próbowałam się uspokoić.
- Gdybym o tym wiedziała, to poprosiłabym już kogoś innego. - wymamrotałam.
- Ale nie wiedziałaś, a teraz Dobranoc. - mówiąc to zamknął oczy i chyba naprawdę zasnął, teraz już na dobre. A co ja miałam zrobić? Nawet nie chcę wiedzieć, co powie Michelle jak nas zobaczy, nie wspominając o reszcie.

Rozdział 19


Michelle

Po dość długiej rozmowie na zewnątrz,  Claudia przedstawiła mnie Duffowi. Na całe szczęście pogodzili się i było w miarę normalnie, chociaż i tak można było zauważyć dystans między nimi. Razem z chłopakami obstawialiśmy jak to wszystko się skończy. Wygrałam wraz ze Slashem, niestety biedny Adler musiał nam zapłacić po 50 dolców. Więc to był ten chłopak co rozpuścił zimne serce mojej przyjaciółki... Na pierwszy rzut oka wydawał się całkiem w porządku. Brawa dla niego, wielu próbowało lecz poległo. Trochę z nim pogadałam, a później chłopcy zwinęli się na próbę, za to my poszłyśmy poszukać pracy. Niestety, nie było to takie łatwe jakby się wydawało, lecz moja wspaniałomyślna żoneczka znalazła ogłoszenie w gazecie, że potrzebna jest opiekunka do dziecka. Akurat z maluchami zawsze miałam dobry kontakt, więc praca była wprost dla mnie.
Gdy wróciłyśmy doznałam szoku. Rano poświęciłam prawie dwie i pół godziny na ogarnięcie tego syfu, a tu nagle było gorzej niż przedtem. Nakrzyczałam na chłopaków, co spowodowało że przez kilka dni nie pokazywali się u nas. Na dodatek w ciągu tych dni Claudia straciła pracę. Nie martwiłam się zbytnio o kasę bo przecież ja zarabiałam i jeszcze tata przesyłał pieniądze, lecz o to jak dziewczyna wytrzyma w domu. Nie potrafiła siedzieć w miejscu i nic nie robić, zupełnie jak ja.
Co do mojej roboty to była całkiem porządku. Dziecko mnie polubiło, rodzice dobrze płacili. Czego chcieć więcej? Kiedy rano się obudziłam i poszłam zrobić sobie kawę (dzisiaj miałam wolne od pracy, suuuper!), w kuchni już siedziała Claudia.
-Siema. Co jest że masz takie wory?- zapytałam. Wygląda jakby przez trzy dni nie spała.
-Musiałam odbierać z policji tego idiotę, Duffa, bo debil wdał się w jakąś bójkę. A z tego co się dowiedziałam, to nie miał raczej nikogo innego do kogo mógłby się o to zwrócić.
-Ouu, no to niezbyt fajnie. Ale zobacz, jakież to romantyczne. – powiedziałam słodkim głosikiem.
-Zamknij się, błagam. Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że go tu spotkam. Ba! Że go kiedykolwiek jeszcze spotkam. -powiedziała cicho.
-Różne są przypadki w życiu. Ja bym nie chciała GO spotkać. Pierdolę, nie wiem co bym wtedy zrobiła.- zaśmiałam się pod nosem i usiadłam naprzeciwko dziewczyny.
- Na Twoim miejscu chyba bym zabiła. Zresztą, jak go kiedykolwiek spotkam ma w ryj za to co ci zrobił. Głupi Isbell także.- poklepała mnie po ręce.
-Trzymam cię za słowo.-uśmiechnęłam się do niej porozumiewawczo.
-Możesz trzymać za co tylko chcesz.- po tych słowach wybuchłyśmy śmiechem.

Po południu Saul i Steven złożyli nam wizytę, razem z Duffem. Usiedliśmy na kanapie i zauważyłam, że przez cały czas patrzył się w stronę mojej żonki. Ona też to wyczuła, bo zaczęła przez pewien czas poprawiać włosy. Tylko ja o tym wiedziałam. Jej, to było bardzo zabawne widzieć ją w takiej sytuacji. Muszę przyznać, że miała rację co do wzrostu tego osobnika. On był ogromny! Czułam się przy nim jak jakiś skrzat. Szybko wzięłam dziewczynę do kuchni bo widziałam, że nie może już wytrzymać. Uparcie się w nią wgapiłam gdy wyciągała mąkę z szafki.

-Nie gap się tak. A po za tym to dzięki...- powiedziała lekko wnerwiona.
-Wpadłaś złotko, i to cholernie. Po za tym nie masz za co dziękować,  jeszcze kilka minut i byś wybuchła na tej kanapie.- odpowiedziałam z rozbawionym głosem.
-Oh, już koniec! Pomóż mi przy tym cieście na naleśniki. Dobrze wiesz, że z moim gotowaniem to jak z chodzeniem po polu minowym.- sypnęła mi mąką w twarz. Przez kilka sekund stałam oszołomiona. Wzięłam dużą garść białego proszku i rzuciłam nim w Claudię.  Dziewczyna nagle chwyciła do ręki jajko.
-No chyba nie! Nie rób tego!- wykrzyczałam, akurat wtedy gdy tuż koło mojej ręki to przeleciało. Ja także nie byłam dłużna. Teraz była to bitwa na jajka i mąkę. Jak dzieci.
Gdy już w końcu wyszłyśmy z kuchni całe w jajkach oraz  białym proszku, oznajmiłyśmy Stevenowi że ma za nas zrobić obiad, bo... nam jakoś to nie wychodzi. Chłopaki wybuchnęli natychmiastowym śmiechem jak tylko nas zobaczyli. Spojrzałyśmy na siebie i dostałyśmy takiej samej reakcji.
-Wyglądasz paskudnie.- objęłam przyjaciółkę w pasie i położyłam jej głowę na ramieniu.
-Haha, ale nie tak jak ty. - po chwili dodała - Blee.. całe się kleimy.
-Ja zajmuję pierwsza łazienkę!- szybko pobiegłam w jej kierunku i zamknęłam się na klucz.
-Pff! Dobra! Ja nadal będę udawać ducha. - odburknęła.

Podczas kąpieli myślałam o przyszłości. Ale nie mojej. Tylko Claudii. Zastanawiałam się jak to wszystko potoczy się z Duffem. Czy zdobędzie odwagę by się w końcu zaangażować? Mimo, że od ich ostatniego spotkania minęły ponad dwa lata to myślę, że z tamtą chwilą gdy otworzyła drzwi wszystko do niej wróciło. Jeśli ona sama się za to nie zabierze, to ja jej pomogę.

Gdy zmieniłyśmy ubrania, byłyśmy w zupełności ogarnięte i jakoś tam wyglądałyśmy. Usiedliśmy do stołu i wszyscy wręcz rzucili się na naleśniki przygotowane przez Popcorna. Chłopak naprawdę nieźle gotował. Jednak nie tak dobrze jak mój tata. No, ale co tam, ważne że coś tam umiał. Przyznajmy szczerze, niektórzy faceci nawet herbaty nie potrafią zrobić.

W wieczornych godzinach zadzwoniłam do ojca i powiadomiłam go, że mieszkam z Claudią oraz że wszystko jest ok więc nie ma się przejmować. Rozmawialiśmy chyba z pół godziny. Opowiadał mi jak Kate mu się teraz buntuje tak jak ja kiedyś. Sama powiedziała, że chce być w przyszłości jak jej starsza siostra. Zaśmiałam się na to, gdyż raczej nie byłam dobrym przykładem i nie świeciłam świętością ani wspaniałym zachowaniem. Wręcz przeciwnie, w końcu w jej w jej wieku już uciekało się z domu, czy piło się pierwsze wina. Trzeba się uczyć od najmłodszych lat, no nie? Miałam tylko nadzieję, że będzie mieć większe szczęście niż ja w miłości. Resztę wieczoru spędziłam z przyjaciółmi oglądając telewizję. Do tego wpadły jeszcze dziewczyny z naprzeciwka. Nasz salon nie był zajebiście duży, więc totalnie nie wiem jak się tam mieściliśmy w siódemkę. Może dlatego, że ja siedziałam na kolanach Claudii, a Monica na Very. Blondynka wymyśliła żebyśmy obejrzeli jakiś horror. Super, już czułam ciarki na skórze. Może nie bałam się wszystkiego, jednak ten gatunek filmowy to moja cholerna słabość... Zawsze darłam się jak opętana albo chowałam głowę pod kołdrę gdy oglądałyśmy takie filmy z przyjaciółką u mnie lub u niej na nocce. Monica szybko pobiegła do swojego mieszkania i przyniosła jakąś kasetę. Saul przygotował popcorn i pociągnął mnie do siebie na kolana, na co lekko się zdziwiłam.
-Już nawet teraz widać że się boisz. -powiedział chyba usatysfakcjonowany moim zachowaniem.
-Kurwa... No bo nigdy nie wiesz co się wydarzy za chwilę. - odparłam.
-Haha, jakby co to możesz mnie ściskać, bić, chować się za mną, a nawet płakać ze strachu.- poklepał mnie pocieszająco po plecach.
-Wybacz, ale chyba jeszcze nie jest ze mną tak źle żebym miała płakać.- uśmiechnęłam się lekko. Chłopak był naprawdę sympatyczny i to miło z jego strony, że wziął mnie pod swoje „skrzydła”. Seans się zaczął.  Zaledwie po kilku minutach byłam już przytulona do mulata i ściskałam mocno jego koszulkę. Zakrył mi uszy gdy główna bohaterka została opętana i zaczęła się drzeć na cały dom, nienaturalnie wić się po podłodze i inne takie. Spojrzałam na Claudię, nawet ona ściskała rękę Monici która głaskała po głowie Veronice gdy ta zakrywała rękoma oczy. Była to chyba jedyna dziewczyna która nie reagowała tak jak reszta. Gdy tylko film się skończył, zapanowała cisza.
-Buu!- wydarł się Popcorn wyskakujący za fotela. Skąd on się tam wziął?
-Popierdoliło cię?! Kurwa, zaraz umrę ze strachu!- mówiła przerażona Vera, która trzymała się za serce.
-Chyba zemdleję zaraz.-wymruczała Claudia, widocznie zażenowana swoim zachowaniem. W końcu zawsze miała być tą twardą, prawda?
-Ej, ej. Nie panikuj mała.- próbował ją jakoś uspokoić wysoki blondyn. O mało się nie roześmiałam kiedy zobaczyłam jak bardzo zakłopotana jest moja przyjaciółka.

Gdy tylko Veronica poczuła się lepiej, wraz z szatynką udała się do mieszkania naprzeciwko. Duff wrócił do siebie, a my rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Slash z Adlerem kolejną noc przespali u nas. Jednak tym razem mogli iść do domu, ponieważ nie wiedzieć czemu krzyczałam przez sen. Ciężko oddychałam i czułam jak krople potu spływają po moim czole.
-Mała obudź się. To tylko sen.- mówił po cichu mulat, którego zauważyłam dopiero po kilku minutach.
-Saul...- przytuliłam się do chłopaka i wybuchłam płaczem.
-Ej, czemu płaczesz? Co takiego ci się śniło? To przez ten horror tak? Michelle to tylko film, takie rzeczy nie dzieją się naprawdę.- głaskał mnie po włosach, co mnie uspokajało.
-Ale to nie przez pieprzony film. Znowu mi się to śniło, znowu śnił mi się on. Pomimo tego minionego czasu on znowu zaczął mi się śnić.- wyszlochałam.
-Kto taki?- zapytał. W tym momencie poczułam potrzebę wygadania się komuś. Dlatego też opowiedziałam mu całą historię która mi się przytrafiła.
-Co za sukinsyn. Jak można tak z dnia na dzień wyjechać. Frajer...- odpowiedział po czasie. Mimo, że znałam go dopiero kilka dni czułam jakbyśmy się znali odkąd byliśmy dziećmi.
-Slash... zostaniesz ze mną aż nie zasnę?- zapytałam niepewnie.
-Jasne malutka, nie ma sprawy.-odgarnął swoje bujne loki i położył się koło mnie gładząc mnie przez cały czas po włosach bym do końca się uspokoiła. Przytuliłam się do niego mocno i wystarczyło dosłownie kilka minut bym znowu pogrążyła się w krainie marzeń... lub koszmarów.

Obudziły mnie promyki słońca które padały mi na twarz. Cholera, która to mogła być już godzina? Obok mnie leżał śpiący Slash. Wyglądał na zmęczonego, pewnie zasnął później niż ja.
-Dziękuje.- szepnęłam cicho i wygramoliłam się z łóżka tak by go nie obudzić. Chwilę później zorientowałam się, że przecież jestem w piżamie. Kurde. Mam nadzieję, że nie przez to chłopak zasnął tak późno. Była godzina 10, wszyscy w domu jeszcze spali. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę łazienki. O mało co nie nadepnęłam Stevena, który spał za tapczanem. Brawo idioto, zamiast spać na nim, leżysz na podłodze. Tylko ty tak umiesz, prawda? Popcorn był świetnym kumplem, uśmiech praktycznie nigdy nie znikał z jego twarzy co sprawiało, że sam zaczynałeś się tak czuć. Uwielbiał płatać figle. Niektóre doprowadzały mnie do białej gorączki, jednak inne były dosyć śmieszne. Wykorzystałam okazję i dopóki wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie wzięłam ciepły, długi prysznic. Claudia mnie chyba zabije jak przyjdzie rachunek za wodę. Zresztą, co mi szkodzi? Od czasu do czasu chyba mi wolno wziąć dłuższą kąpiel. Ona brała taką prawie co dwa dni. Boże... czym ja się kurwa przejmuje?  Powinnam się cieszyć chwilą i żyć bez zmartwień, a ja wynajduję problemy z dupy. Co jest ze mną nie tak? Nagle usłyszałam jak moja przyjaciółka wrzeszczy. Szybko owinęłam się ręcznikiem i wbiegłam do jej pokoju. O mało co się nie poślizgnęłam przy tym.
-Co się dzieje?!- zapytałam krzycząc.
-Czy ty widzisz która jest godzina?! Mam tylko 25 minuty by zdążyć na umówione spotkanie w sprawie pracy! Zajebię się jak się spóźnię! - wybiegła z łóżka, wręcz rzuciła się w stronę szafy i wyjęła jakieś ciuchy. Pięć minut i już jej nie było w domu. Natomiast ja klęczałam cała mokra na podłodze i śmiałam się głupia. Ja tu myślę że się pali albo coś, a ta drze się bo zaspała. Matko najświętsza, z kim ja mieszkam? Wróciłam do pokoju by się ubrać, mimo wrzasków chłopcy nadal spali. Z szafy wyjęłam krótkie spodenki (dzisiaj naprawdę było gorąco) oraz jakąś bluzkę na ramiączkach. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, zostawiłam tylko grzywkę. Zrobiłam jeszcze codzienny makijaż i zabrałam się do robienia śniadania. Tym razem będą tosty. Łatwo i szybko, powinno się sobie życie ułatwiać a nie komplikować.  W połowie pracy nad kanapkami do kuchni wszedł Saul. Usiadł na blacie i wlepił we mnie wzrok.
-Co?- zapytałam niepewnie.
-Nic, wyglądasz o wiele lepiej niż w nocy.-uśmiechnął się i zapalił fajkę.
-To chyba dobrze?
-Tak. Muszę przyznać, że nieźle mnie wtedy przeraziłaś. Byłaś cała spocona, zapłakana i dodatkowo roztrzęsiona.
-No widzisz... Dużo rzeczy o mnie nie wiesz, a teraz czas na śniadanie.-powiedziałam stawiając talerz z tostami.
-Chętnie się dowiem.-odpowiedział mój towarzysz gdy usiedliśmy.
-Wszystko w swoim czasie.

Po umyciu naczyń i wypiciu ciepłej herbaty, powiadomiłam Slasha, że wychodzę. Jeszcze tylko na chwile wpadłam do mojego pokoju by się przebrać w odpowiedniejsze ciuchy i wyszłam.
Udałam się na zakupy. Może trafię na jakąś fajną okazję i kupię sobie nowe ubrania. Była taka ładna pogoda, nie chciałam  znowu spędzić całego dnia na oglądaniu telewizji. W sklepie kupiłam sobie jakieś szorty oraz obcisłe jeansy z dziurami. Stwierdziłam, że nie chcę wracać jeszcze do domu. Skręciłam w stronę parku gdzie znajdowała się wielka fontanna. Zawsze przy sobie nosiłam mały szkicownik i ołówek. No co? Nigdy nie wiadomo kiedy będziesz miał przypływ... inspiracji. Zresztą, Claudia miała tak samo, obie byłyśmy uzdolnione plastycznie. Oraz ona muzycznie, ja tylko gram na gitarze prawie tak dobrze jak mój były przyjaciel. Szczerze mówiąc, cieszyłam się z tego, bo chyba tylko to mi po nim zostało. Gdy tak szłam do tego parku, paląc papierosa i nucąc piosenkę z licealnych lat, to znaczy The Beatles – Twist and Shout, kątem oka zauważyłam kogoś kto przechodził koło mnie i miał długie, rude włosy. Stanęłam na chwile i odwróciłam się do tyłu. Moje serce biło jak szalone, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Brawo Michelle, mylisz już kobietę z facetem! Naprawdę jest z tobą źle.  Szybkim krokiem doszłam do ławki pomiędzy dwoma drzewami tak, żebym miała doskonały widok na fontannę. Zapaliłam kolejnego papierosa i zaczęłam rysować. Lubiłam to robić, odprężało mnie to na swój sposób. Mogłam wtedy o niczym nie myśleć, tylko szkicować, zagłębiać się w moją fantazję lub precyzyjnie odzwierciedlać cel który sobie obrałam. W ciągu pierwszej godziny narysowałam idealną fontannę, tryskającą wodą a wokół niej bawiące się dzieci. Ten obrazek zachowałam. Zabrałam się za następny, tym razem portret. Nie mogłam się powstrzymać... Musiałam jakoś wyładować te uczucia. Zajęło mi to kolejne dwie godziny. Był idealny, taki jak go pamiętałam, z tym zadziornym uśmiechem na twarzy. Te kości policzkowe, oczy oraz włosy. No i usta, które niegdyś tak uwielbiałam, a teraz nienawidziłam. Nie radzę sobie, wiem o tym doskonale. Jednak wiem, że muszę sobie z tym poradzić sama, a na to potrzebuje czasu, chociaż.. i tak miałam go już dużo. Wiem, wiem, muszę się ogarnąć. Tylko uwierzcie, to nie jest wcale takie proste. Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała o tym wszystkim zapomnieć, byłoby mi o wiele łatwiej. Nie zabrałam ze sobą tego portretu, zostawiłam go na ławce. On był tylko po to by mi ulżyć. Nie musiałam na niego patrzeć. W końcu i tak w moim pokoju na sznurku nadal wisi zdjęcie.

Powolnym krokiem szłam do domu. Po drodze wstąpiłam do sklepu by kupić coś do jedzenia oraz do picia. Przecież Claudia ma wolne jutro, a chłopcy dzisiaj u nas nie śpią. Warto zrobić taką nockę jak kiedyś. Gdy weszłam do domu zastałam w salonie Slasha, Popcorna, Duffa oraz Veronicę. Claudia siedziała u siebie w pokoju.
-Gdzie Monica?- zapytałam z ciekawością. Przeważnie moja kumpela przychodziła do nas właśnie z nią.
-Poszła do Roxy. Pewnie znowu nie ma kasy na działkę i ma nadzieję, że ktoś jej odpali jedną lub dwie. –wzruszyła ramionami.
Zapukałam do drzwi przyjaciółki.
-Michelle?
-Nie, króliczek wielkanocny.
-Właź i nie pierdol.- odpowiedziała chichocząc.
-Co ty na to, żebyśmy zrobiły dzisiaj sobie taką nockę jak za dawnym lat?- zapytałam z promiennym uśmiechem na twarzy. U niej także taki zagościł.
-Mówiłam ci, jak bardzo cię kocham?
-Tylko z tysiąc razy, ale możesz jeszcze raz.-usiadłam na łóżku i wyjęłam procenty oraz przekąski.
-Kocham cię najmocniej na świecie moja żoneczko.-dziewczyna usiadła koło mnie i otworzyła paczkę Haribo. Nagle to pokoju wpadła Vera. Świetnie.
-Dziewczyny, mam zajebisty pomysł! Chłopcy się już zgodzili, teraz tylko wy jeszcze musicie.
-No ale jaki to jest ten pomysł?- zapytała Claudia, szukając w paczce miśków o smaku pomarańczowym.
-Pojedziemy wszyscy na plażę! Teraz.-odpowiedziała z widocznym entuzjazmem. Popatrzyłyśmy na siebie z Claudią, ona tylko wzruszyła ramionami na znak, że jej wszystko jedno.
-Czemu nie. Jeszcze nie byłam na plaży tutaj, może być ciekawie. A tym bardziej że robi się ciemno. Claudia, wyobraź sobie kąpiel o północy... Ależ to kurwa romantyczne! Mogłam kupić truskawki w czekoladzie i szampana zamiast taniego wina i żelek.- szturchnęłam przyjaciółkę która spojrzała się na mnie jakbym urwała się z innej planety, po czym wybuchła głośnym śmiechem. Zostawiłyśmy wszystko na łóżku i poszłyśmy ubrać stroje kąpielowe.  Z tego co mi wiadomo od naszego domu do plaży czekała nas co najmniej godzina drogi. Szalony pomysł, ale żyje się raz. Gdy wszyscy byli już przygotowani, zabrałam szybko moją gitarę i wpakowaliśmy się w dwa samochody. Jednym jechała Veronika z Steven i Duffem, a drugim ja z Claudią oraz ze Slashem.
-Mała, po co ci ta gitara?- zapytał, uderzając lekko o instrument.
-Jak to po co? Na tym się gra, więc ja zamierzam to robić na plaży, a Claudia będzie śpiewać.
-Co?- odpowiedziała zdziwiona.
-Ty umiesz grać? Bomba, ja kocham to robić.
-Pamiętasz? Jak za dawnych czasów.-uśmiechnęłam się do dziewczyny.- A no widzisz, umiem. Przyjaciel mnie uczył jeszcze w liceum. I skoro Ty też grasz to chętnie sobie posłucham.
-Nie ma sprawy, będziesz zaczarowana. To ci mogę gwarantować.-uśmiechnął się łobuzersko i puścił mi oko.
-Zobaczymy.- odpowiedziałam tym samym.
-Michelle, ale co ty będziesz grała? Przecież wiesz, że nie wszystko znam na pamięć.- zapytała niepewnie dziewczyna.
-Oh, nie narzekaj, dasz radę. Mam nadzieję, że ćwiczyłaś i nie będziesz skrzeczeć tak jak na fortach.
-Weź przestań, to było dla żartów. Dobrze o tym wiesz.-zrobiła tą swoja wyćwiczoną minę obrażonego dziecka. Zawsze powodowało to u mnie napad śmiechu.

Dojechaliśmy po 90 minutach. Bylibyśmy szybciej gdyby Veronika nie pomyliła drogi. Zanim weszliśmy na plażę wszyscy zdjęliśmy buty, chwilę potem znajdowaliśmy się tuż przy wodzie. Chłodnawa bryza wiała mi w twarz, jednak nie było zimno. Noce tutaj były ciepłe, tak samo woda. Blondynka szybko zdjęła swoje ciuchy i poszła popływać. Popcorn do niej dołączył, a Slash dryfował na wodzie jak kłoda. Ja z Claudią poszłyśmy usiąść na koc żeby nastroić gitarę, natomiast  Duff usiadł na piasku, zapalił papierosa i przypatrywał się chłopcom.
-To co będziesz grała jako pierwsze? Powiedz, żebym mogła przypomnieć sobie tekst.- cały czas wierciła mi tym dziurę w brzuchu.
-The Rolling Stones - Lady Jane.- odpowiedziałam bez emocji.
-Michelle... –spojrzała na mnie znacząco. Wiedziała że tą piosenkę grał mi Izzy.
-Claudia, jest dobrze. Naprawdę chcę to zagrać.- uśmiechnęłam się do niej ciepło.
-No ok, jakby co to mów. Szybko zmienimy by nikt nie zauważył, że coś jest nie tak.-poklepała mnie po ramieniu i zdjęła wszystkie ciuchy by zostać w samym stroju. Zrobiłam dokładnie to samo po odłożeniu gitary.
-Idę dołączyć do Very i Stevena, zobaczę jaka woda i cię zawołam.-klepnęła mnie jeszcze raz i pobiegła. Widziałam jak Duff wbił w nią wzrok. „Chłopie, jak ciebie łatwo rozszyfrować.” pomyślałam.
Po minucie usłyszałam głos przyjaciółki. Wstałam i skierowałam się ku niej. Gdy byłam w połowie drogi nagle poczułam na mojej talii czyjeś ręce, a po chwili ktoś przerzucił mnie sobie przez ramię. Moją twarz łaskotały bujne czarne loki.
-Postaw mnie wariacie!- darłam się i biłam go rękami po plecach.
-Ani mi się śni maleńka. Wskakujemy do wody!- odpowiedział radośnie i zaczął biec, jeszcze przy tym obrócił się dwa razy wokół własnej osi.
-Odbiło ci?! Slash do cholery postaw mnie, wywalimy się przy pierwszych twoich krokach! – nie mogłam się nie śmiać. Owszem, bałam się bo chłopak już pił, jednak było to tak głupie, że aż zabawne.
-Nie wierzysz we mnie? Będę szedł powoli. – słyszałam jak małe fale obijają się mu o nogi. Nadal się wierciłam, ale chłopak tylko zacieśnił uchwyt na moich nogach. Wszyscy się z nas śmiali, a już najbardziej Adler. Gdyby śmiech mógł powodować zgon, on na pewno by już nie żył. Podniosłam na chwilę głowę i zauważyłam, że rozbawiony McKagan także postanowił do nas dołączyć.
-Hudson, jak mnie nie puścisz to zobaczysz jakie piekło będziesz miał w domu!
-Jak sobie życzysz kochanie.- chłopak podniósł mnie tak, że na wysokości jego oczu był mój brzuch. Po 4 sekundach znajdowałam się już pod wodą. Debil rzucił mnie do niej bez żadnego problemu. Na całe szczęście bardzo dobrze umiałam pływać. Postanowiłam trochę ich wystraszyć. Przez jakiś czas nie wypływałam na powierzchnie. Ktoś pociągnął mnie do góry.
-Michelle! Kurwa odezwij się ja nie chciałem! No mała, odezwij się!- mówił zrozpaczony chłopak, przytulając mnie do swojej klatki piersiowej. Claudia nie reagowała. Wiedziała że udaję, w końcu znała mnie bardzo dobrze.  Obok mnie znalazły się nagle jeszcze dwie inne osoby.
-A jak umarła?- zapytał przerażony Popcorn.
-Popierdoliło cię Adler? Sprawdź czy ma puls.- powiedziała Vera.
-Ale was da się łatwo nabrać. – otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do nich.
-Nigdy tak więcej nie rób! Ja pierdolę.. jak dobrze, że nic się nie tobie nie stało. -mulat przytulił mnie mocno po czym popchnął mnie do wody. Przy okazji sam się do niej wywrócił.
-A to za co?!
-Za karę! Myślałem, że będę musiał pogotowie wzywać.
-Dobra, dobra. Widzisz, jestem cała!- skoczyłam w wodzie tak by się cała ukazać. I to był mój błąd, wielki błąd. Nawet nie zauważyłam jak Steven się podkradł do mnie od tyłu i pociągnął za sznurki od górnej części stroju. Przez wodę oraz wyskok biustonosz spadł, ukazując moje piersi. Saul, ku mojemu zdziwieniu, zrobił się czerwony na twarzy dalej się patrząc, Duff zaczął kaszleć i natychmiast się obrócił (jedyny normalny) a reszta się śmiała.
-Adler, kurwa, ja cię zabije! Claudia, chodź tu i pomóż mi powrotem to zawiązać! Tym razem na supełki!- no co za idiota. Uduszę go. Na całe szczęście nie tylko ja byłam poszkodowana. Vera, która płynęła do nas by mi pomóc także padła ofiarą tej głupiej zabawy. Mój przyjaciel dalej uparcie patrzył się w moją klatę piersiową.
-Ja pierdole, przestań się gapić.-chlapnęłam mu w twarz zażenowana.
-C- co? Aa.. tak racja. Ja.. ja idę na koc. –odwrócił się jak poparzony i odszedł od nas.
-Hahah, no, no. Ładne masz wejścia.-szepnęła mi do ucha Claudia.
-Oj, zamknij się.-odpowiedziałam chichocząc.
-POMOCY! ONA MNIE UDUSI!- krzyczał biedny Steven, którego topiła Vera. I dobrze mu tak, nikt nie kwapił się aby mu pomóc, o co później miał wyrzuty.

Po pół godzinie, doszłyśmy wraz z żoną do reszty ludzi którzy siedzieli już od dawna na kocu i wsłuchiwali się w gitarę Slasha. Chłopak był jeszcze lepszy niż Stradlin. Jego gra była taka hipnotyzująca, po prostu wspaniała. Jednak ja w sercu i tak miałam na pierwszym miejscu mojego dawnego przyjaciela. Ale prawdą było to, że Saul naprawdę kochał to robić. I wychodziło mu to genialnie.
-Mówiłem, że będziesz na mnie patrzeć jak zaczarowana.- powiedział gdy skończył piosenkę. – No okej, teraz ty pokaż co potrafisz. – podał mi gitarę, którą mocno chwyciłam.
-Claudia, pamiętasz już tekst?- zapytałam niepewnie.
-Tak, ale jak się pomylę to proszę się nie śmiać.-powiedziała z grozą w głosie.
-To ty będziesz śpiewać?- zapytał zdziwiony Duff.
-Jak widać.-odparła obojętnie.
Już po chwili rozległy się pierwsze dźwięki piosenki którą tak uwielbiałam. Gdyby nie ona, pewnie nigdy w życiu bym nie usłyszała jak Jeffrey śpiewa oraz nie nauczyłabym się tak grać. No bo przecież na fortach się nie skusił się, chociaż każdy go prosił. Głos Claudii doskonale zgrywał się z muzyką. Nie była ona tak dobra jak Jagger, to było wiadome. Mimo wszystko było w tym coś specjalnego. Boże, jak ten blondyn się na nią patrzył! Claudia chyba to wyczuła, bo raz się pomyliła, a to się rzadko zdarza. Ta cała sytuacja z nimi jest komiczna.

Piosenka się skończyła i wszyscy zaczęli bić nam brawo. Jakie zawstydzające.  Przy Rebel Rebel Bowiego zaczęłam śpiewać razem z nią. Posłałyśmy sobie ten typ uśmiechu, który pojawiał się na naszych twarzach tylko wtedy kiedy miałyśmy sentyment do jakiejś rzeczy. Już dawno nie było tak dobrze.
-Jesteście zajebiste! Nie myślałyście o zespole?- zapytała blondynka.
-Hahaha, to nie dla nas. Robimy to dla rozrywki. – odpowiedziała jej przyjaciółka.
-Dokładnie. I jak Slash? Nie kaleczę twoich uszów?
-Coś ty! Pierwszy raz widzę, by dziewczyna tak dobrze grała na gitarze. Twój kumpel także musi być dobry, skoro ty masz takie umiejętności.
-Tak. Jest wspaniały. - Claudia zauważyła, że mój humor spada dlatego zmieniła szybko temat.
W końcu wybiła północ. Zabraliśmy wszystkie nasze graty i wsiedliśmy do aut. Droga powrotna zajęła nam niecałą godzinę.
-To co, idziemy gdzieś jeszcze? Czy się rozchodzimy i widzimy się jutro?- zapytała blondi.
-Nie wiem. Mi to jest obojętne, możemy iść na chwilę do Roxy by sprawdzić czy Monica przypadkiem gdzieś nie leży zaćpana w kiblu.- odpowiedziałam, zaciągając się papierosem.
-Ja odpadam, jestem padnięty. Wybaczcie, idę do domu. - powiedział wysoki blondyn i pomachał nam na pożegnanie.
-My też się zbieramy. Nie będziemy kolejny raz spać u was.- odpowiedział mulat i puścił mi oko. Wiedział, że tą noc chcę spędzić z Claudią.
-No, to my w trójkę pójdziemy do Roxy, sprawdzimy czy żyje i zbieramy się także do chat. - rozkazała Vera.

Udałyśmy się w kierunku klubu. Stało przed nim pełno ludzi, jednak bez problemów dostałyśmy się do środka. Było cholernie tłoczno. Nigdzie nie widziałyśmy dziewczyny. W końcu postanowiłyśmy się rozdzielić i za 10 minut spotkać się przy barze. Sprawdziłam toalety, połowę parkietu i kilka stolików. Nigdzie jej nie było. Może Claudia z Verą miały więcej szczęścia.
-Michie...-usłyszałam cichy głos za mną. Obróciłam się jak poparzona, jednak nikogo znajomego za mną nie było. Nikogo nie rozpoznawałam. Dziwne. Naprawdę jest już ze mną źle. Nie dość, że ta akcja przed parkiem to teraz halucynacje. Lekarz się kłania i jakieś tabletki. Szybkim krokiem udałam się do baru gdzie czekały dziewczęta.
-I jak, widziałyście ją?- zapytałam z wyczuwalną nutą zdenerwowania w głosie.
-Taa, siedzi przy jednym z stolików z jakimś frajerem. Nie ma co się przejmować, możemy wrócić do domu.- odpowiedziała Veronica która piła drinka. Zauważyłam, że Claudia jest trochę spięta i nerwowa.
-Ej, stało się coś?- zapytałam z niepokojem.
-Co? Nie nic, tylko tak jakoś... Wiesz przejmuje się trochę Monicą. Nic takiego. To co, wracamy?- wstała i pociągnęła nas do wyjścia. Myślę że nie o to jej chodziło, jednak zostawmy na tym że jej uwierzyłam. Droga strasznie się dłużyła, nie wiedzieć czemu. W końcu na klatce schodowej pożegnałyśmy się z Veronicą.
-Idę wziąć prysznic i przyjdę do twojego pokoju.-rzuciłam, na co ona tylko machnęła ręką. Coś było nie tak. Skoro nie chciała mi powiedzieć to musiała mieć jakiś powód. Nie będę naciskać, w końcu kiedyś samo się wyda.

Po szybkiej mojej i jej kąpieli usiadłyśmy na łóżku w piżamie słuchając Led Zeppelin - All of my love.
-Hahaha, pamiętasz pierwszy dzień w liceum? I ten kac, jeszcze jak dotąd nigdy takiego nie miałam jak wtedy.- śmiałam się popijając wino.
-Oj taak... Ja także, to była istna masakra. Łeb mnie napierdalał okropnie, a do tego ta ruda wiewióra jeszcze darła tą swoją niewyparzoną mordę. – jak zawsze szukała pomarańczowych misiów w paczce.
-Fakt, darł się okropnie. Za to Izzy był cicho.
-Michelle... Żałujesz, że on był twoim pierwszym chłopakiem w łóżku?- zapytała nieśmiało. Wiedziała, że każde nieodpowiednie słowo mogło mnie w jakiś sposób zaboleć.
-Nie, nie żałuje. Kochałam go cholernie mocno. Nawet jakoś się cieszę że to był on, a nie jakiś koleś na imprezie. W końcu nie rzucił mnie od razu po tym jak to zrobiliśmy. – odpowiedziałam uśmiechając się łagodnie. Naprawdę pocieszał mnie fakt, że zrobiłam to z osobą którą darzyłam tak ogromnym uczuciem.
-To dobrze. Wiesz, że nigdy nie byłam zadowolona z waszego związku prawda?
-Wiem. Ale co mogłaś poradzić. Teraz już go nie ma.
-Fakt, minęły pieprzone dwa lata. Ja pierdole, jak wiele się wydarzyło. I tak najważniejsze, że jesteśmy razem.- położyłyśmy się przytulone na łóżku.
-No jasne, żonko, siostro i najlepsza przyjaciółko.- uśmiechnęły się i po kilku minutach spałyśmy jak zabite.

Rozdział 18

Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale problemy osobiste, szkoła i brak weny robią swoje. Mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie.

***
Claudia

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. A raczej kogo. Mimo, że nie widziałam go przeszło dwa lata doskonale wiedziałam kto stoi przede mną. Z twarzy nic się nie zmienił, tylko może wydoroślał. Włosy były jednak zdecydowanie dłuższe oraz innego koloru. Był jeszcze wyższy niż przedtem. 
Staliśmy tak przez moment, gapiąc się na siebie. Myślałam, że zejdę tu na zawał, przysięgam. Czułam, jak serce biło mi jak szalone, ale próbowałam zachować pozory.  
- Claudia, to Ty? - zapytał niepewnie Duff, przerywając niezręczną ciszę.
- N-no ja... a kto miałby być? Królowa Elżbieta? - odparłam i zaczęłam się głupkowato śmiać by zatuszować moje zszokowanie. 
- Boże... Nie wiem co powiedzieć... - spuścił wzrok i zaczął drapać się po głowie. Zupełnie jak kiedyś.
- Może najlepiej jakbyś wszedł do środka, bo chyba miałeś coś tu do załatwienia. - powiedziałam, bo zobaczyłam jak Michelle i reszta wychylają głowy z pokoju aby zobaczyć co się dzieje. 
Duff nic nie powiedział, tylko zamknął drzwi i poszedł za mną do salonu. Ciekawski wzrok zebranych padł głównie na mnie, oczekując chyba wyjaśnień. Nie miałam zamiaru nic im mówić na ten moment, w mojej głowie kotliła sie tylko jedna myśl. Muszę to wszystko teraz wyjaśnić. Teraz albo nigdy.
- Saul, wybacz mi, ale muszę porwać na jakiś czas twojego kolegę. Michelle się wami zajmie, prawda? - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. Ta od razu się domyśliła o co chodzi i kim jest ów towarzysz. Znała mnie tak dobrze, że czasami mnie to przerażało. 

Pociągnęłam za sobą skołowanego chłopaka i wyszliśmy z mieszkania. Przez chwilę nic nie mówiłam, wspólne momenty sprzed dwóch lat przelatywały mi przed oczami jak film, jednak po głębokim wdechu w końcu zdobyłam się na odwagę.
- Słuchaj, usiądźmy może, bo jestem Ci winna jakieś wyjaśnienia, prawda? - spytałam, nie patrząc mu w oczy. 
- Przydałyby się. - odpowiedział i usiedliśmy na schodach. I teraz najgorsza część. Od czego mam zacząć? Hej Duff, spierdoliłam Ci z Seattle, bo się przestraszyłam? Lub może - Wiesz, uciekłam sobie, bo miałam taki kaprys i ogólnie jestem jakaś pojebana. Kompletnie nie wiedziałam o czym mam mówić. 
- Wiesz, po tym jak nagle wybiegłaś, a potem wyjechałaś jak się okazało, zastanawiałem się co zrobiłem nie tak, że zareagowałaś tak gwałtownie. I nic mi nie przychodziło do głowy. Było mi w chuj źle bez Ciebie wiesz, bo przez te dwa miesiące się cholernie przywiązałem... Na szczęście potem mi przeszło i już tak o Tobie nie myślałem. No, a teraz wyszło jak wyszło. - odezwał się nagle i na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Boże... Nie spodziewałam się tego, takiego wyznania. Po tym poczułam się jeszcze gorzej, jak typowa zimna suka pozbawiona jakichkolwiek ludzkich uczuć.
- Słuchaj, to nie była Twoja wina, tylko i wyłącznie moja. Nie zrobiłeś niczego źle... Po prostu ze mną jest coś nie tak i... Bałam się. Po prostu się bałam i byłam jebanym tchórzem. Nie myślałam wtedy trzeźwo i działałam pod wpływem, nie wiem, impulsu? Naprawdę Cię za to przepraszam, i wiem, że nie będzie tak jak było. - po chwili dodałam - Chciałabym jednak, abyś traktował mnie chociaż jak zwykłą znajomą. 
Nie no Claudia, świetnie. Spieprzyłaś mu jakby cię zgwałcił i więził w piwnicy przez dziesięć lat, a teraz oczekujesz od niego aby było tak jak kiedyś. Podświadomie wiedziałam, że jest to niemożliwe i niestosowne do zapytania, ale raczej nie mogłam już pogorszyć tej sytuacji, więc co mi szkodziło?
- Niczego nie obiecuję, ale... postaram się. - nie wierzyłam własnym uszom. Z racji tego, że z natury jestem nastawiona negatywnie do wszystkiego, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Byłam taka szczęśliwa, czułam, jakby ciężar, który nosiłam w sercu od tak dawna właśnie zniknął. Miałam ochotę go uściskać, jednak się powstrzymałam. Nie będzie mi łatwo znowu zdobyć jego zaufanie, ale przynajmniej dał mi szansę, tak? Mogę odbudować tą przyjaźń. 

Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę, mimo wszystko czuć było jakiś dystans między nami. Nie mogłam mieć o to do niego żalu. Kiedy znowu zapadła niezręczna cisza, oboje postanowiliśmy wrócić do mieszkania. W końcu Duff przyszedł do Slasha i Popcorna w sprawie grania, a nie do mnie. To był tylko przypadek, bardzo wyjątkowy zresztą. 
Wszyscy siedzieli na kanapie żywo o czymś dyskutując, jednak rozmowy ustały kiedy weszliśmy do środka. Patrzyli na nas jak na jakieś zwierzaki w zoo, co tylko mnie zirytowało.
- No na co się tak gapicie? - spytałam.
- Czemu wam to tak długo zajęło? Znacie się, czy jak? - odpowiedział kolejnym pytaniem Saul.
- Tak, znamy się, jeżeli jeszcze tego nie załapałeś Hudson. - odparłam i spojrzałam na niego jak na idiotę. Widząc jego minę parsknęłam śmiechem i dodałam - Słuchaj, jeśli macie grać to idźcie na dół do tej graciarni, albo nie wiem, gdziekolwiek byle nie tu. Nie chcę mieć w domu rupieciarni. 
- Dobra, dobra, wyluzuj kochana. - wtrącił się Steven i poklepał mnie po ramieniu. Michelle w końcu nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać nie wiadomo z czego. Duff stał zdezorientowany i obserwował wszystkich dookoła, a Saul tak jakby się wyłączył. Boże, co się z nimi dzieje? 

Kiedy wszyscy się jakoś ogarnęli chłopcy poszli na próbę aby zobaczyć jak razem brzmią, a ja z Michelle postanowiłyśmy wyjść. Miałam dzisiaj wolne, a moja przyjaciółka nadal nie miała pracy. Wiem, że jest tu dopiero z tydzień, ale nie chcę aby wyszło tak, że będę nas obydwie utrzymywać i będziemy ledwo wiązać koniec z końcem. Fakt, pan White dał swojej córce trochę pieniędzy i będzie je przesyłał, ale wątpię, aby Michelle chciała siedzieć na dupie i nic nie robić. To nie w jej, a raczej w naszym, stylu.
Szybko się odświeżyłyśmy i zostawiłyśmy notkę w kuchni dla chłopaków, że wychodzimy i nie wiemy kiedy wrócimy. Była jakaś piętnasta, więc zdecydowałyśmy się najpierw porozglądać po sklepach, bo może trafi się coś po przecenie albo w promocji? Powinni nazywać mnie Claudia Łowczyni Okazji, naprawdę. Najpierw weszłyśmy do księgarni, bo oczywiście musiałam sprawdzić, czy nie wyszły jakieś nowe interesujące książki. Długo tam jednak nie zabawiłyśmy, bo dzisiaj wcześniej zamykali. No cóż. Naszym kolejnym celem był sklep muzyczny. Michelle od razu poleciała w stronę gitar, a mój wzrok powędrował na albumy. Tyle dobrych perełek, a tak mało pieniędzy. Po półgodzinnym gapieniu się na rzeczy na które nas nie stać, udałyśmy się do spożywczego aby kupić coś szybkiego do zjedzenia. W końcu trzeba nabrać trochę sił na poszukiwania dobrej roboty, co nie jest łatwe. Ja miałam akurat szczęście, bo Hudson załatwił mi miejsce u swojego znajomego, ale nie byłam już taka pewna co do Michelle. Fakt, skończyła szkołę z bardzo dobrymi wynikami, ale tutaj tak naprawdę gówno to kogoś obchodzi. 

Chodziłyśmy trzy godziny i nic. Kompletnie. Tak samo jak ze mną dwa lata temu. Michelle zdawała się być coraz bardziej przybita, co i udzielało się trochę i mnie. 
- Hej, jesteś tu dopiero tydzień, na pewno się coś znajdzie. Nie martw się, nie będziesz musiała żyć na moim utrzymaniu czy ojca, bo kto by nie zatrudnił takiej laski, co? - zaśmiałam się i szturchnęłam ją w bok, ta tylko na mnie spojrzała.
- A weź kurwa przestań. Nie lubię siedzieć z dupą i nic nie robić. - odburknęła.
- Gotujesz mi i chłopakom. - wyszczerzyłam się do niej, na jej twarzy wstąpił lekki uśmiech.
- I tak Steven mi się wpieprza. 
- I tak go lubisz.
Siedziałyśmy tak przez chwilę, więc postanowiłam sięgnąć po gazetę leżącą na stercie i poczytać trochę co się dzieje i jakie są nadchodzące wydarzenia. Jakieś słabe kapele próbujące się wybić, gejowskie party, kurs dla striptizerek... Nic. W oczy jednak rzuciła mi się rubryka z ofertami pracy. Zaczęłam ją "skanować", aż wreszcie znalazłam to czego szukałam.
- Ej, bo Ty masz całkiem dobry kontakt z Kate i ogólnie z dziećmi, prawda? 
- No tak, ale co mi nagle z tym wyjeżdżasz? - zapytała podejrzliwie.
- Rzuć okiem na to. - podałam jej gazetę i po chwili na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Kocham Cię. - dała mi buziaka w polik i ruszyłyśmy do domu. Nasze poszukiwania zostały chyba zakończone na dobre.

W mieszkaniu to co nas zastało nieźle nami... wstrząsnęło. Szczególnie Michelle, która rano sprzątała. Wszędzie walały się śmieci, w kuchni sterta brudnych naczyń, jakieś rozlane substancje. Czułam jak we mnie wrzało. Mimo, że nie byłam jakąś pedantką nie tolerowałam aż TAKIEGO burdelu. Co jeszcze bardziej mnie zirytowało to widok rozwalonego na kanapie Hudsona wraz Popcornem, zalani w trzy dupy. Już chciałam do nich podejść, ale wyprzedziła mnie moja przyjaciółka.
- Co wy sobie do chuja pana myślicie?! Że ja tu sprzątam i ogarniam wszystko, a wy to będziecie robić jakiś jebany chlew?! Wypieprzać mi stąd jeśli wam życie miłe! - wydarła się, a ci wstali jak na baczność. Z paroma utrudnieniami, ale to zrobili. Nie widzieli jeszcze wkurwionej Michelle, więc to dla nich nowość. Wymamrotali jakieś "przepraszam" i wyszli. Dziewczyna natychmiast zaczęła to wszystko spróbować jakoś ogarnąć. Oczywiście do niej dołączyłam.

- Boże, jak w tak krótkim czasie można zrobić z mieszkania takie coś?! I gdzie oni znowu pili? Rany, jak Ty z nimi wytrzymałaś te dwa lata... - westchnęła zbierając właśnie odłamki szkła, które nie tak dawno tworzyły jednolitą szklankę.
- Wiesz, chyba dobrze im poszło na próbie skoro tak się upili. I trochę ich poniosło... Zdarzyło się to może z dwa, trzy razy podczas naszej znajomości, ale nigdy nie widziałam, żeby tak szybko się zebrali. - wyjaśniłam i zaczęłam chichotać pod nosem. Tak, wiedziałam na co stać chłopaków i to nie był jeszcze szczyt ich możliwości. 
Kiedy już mieszkanie wracało do stanu w jakim je zostawiłyśmy, Michelle znowu się odezwała.
- Słuchaj Claudia, tak w ogóle to nie powiedziałaś mi jak poszła Ci rozmowa. To był Duff, prawda? - wiedziałam, że w końcu o to spyta. Kolejne tłumaczenie się. Ostatnio dochodzi do tego za często. 
- Tak, to był on... - zrobiłam małą pauzę i zebrałam szybko myśli. - Wytłumaczyłam mu tą całą chorą sytuację i tak jakby jest ok. Ale czuć dystans... 
- Wybacz, ale dziwisz mu się? To co zrobiłaś było cholernie nieprzemyślane i pochopne, ale chyba i tak na dobre wyszło... Przekonamy się z czasem, a jeśli Duff się mocno nie zmienił, to pewnie niedługo mu przejdzie. - puściła mi oko i wyszła z mieszkania, zabierając ze sobą prawie pełny worek śmieci.

Ta, czy mu przejdzie to polemizowałabym. Jedno jest za to pewne - nie chciałam żeby w ogóle do czegoś takiego doszło. No ale nic, jest jak jest, przeszłości nie zmienię. Muszę się teraz tylko postarać.
Przez kolejne dwa dni Slash i Popcorn nie pojawili się u nas, tym bardziej Duff. W głębi duszy chciałam się z nim spotkać, ale oczywiście moja duma mi na to nie pozwalała. No, i nie wiedziałam gdzie mieszka. I kiedy w ogóle przyjechał do L.A. Mimo, że wszystko sobie wyjaśniliśmy co do mojego wyjazdu, to nie wiem kompletnie nic co się z nim działo przez ostatnie dwa lata. Modliłam się tylko, aby chłopcy znowu go przyprowadzili. Chwila... Claudia, zachowujesz się jak jakaś desperatka!

Założyłam bordowe trampki i czarny płaszcz, bo mimo, że była końcówka lipca dzisiejsza pogoda była okropna. Może nawet gorzej niż okropna. Deszcz padał strumieniami, jakby ktoś odkręcił zepsuty kran. Miałam wątpliwości, czy moja parasolka to wytrzyma. 
- Claudia, może powinnaś sobie dzisiaj odpuścić ten dzień pracy? W końcu wciąż masz niewykorzystany urlop, a jak urwiesz się z jednej zmiany to Cię przecież nie zwolnią.
- Po pierwsze, jest już na to za późno, a po drugie to takie coś mnie nie zatrzyma. Słuchaj, nie roznieś domu jak podrzucą Ci tego malucha. Nie chcę zarzyganej kanapy czy innego gówna. - puściłam jej oko i wyszłam z mieszkania. Tak, Michelle na ten czas będzie pracować jako opiekunka. Lepsza taka robota niż żadna, prawda? Od czegoś trzeba zacząć.
- Pff, ja to nie Ty! - usłyszałam, na co tylko się zaśmiałam. 

Tak jak przewidziałam, moja parasolka nie wytrzymała nawet jednego mocniejszego podmuchu wiatru, bo już było po niej. Resztę drogi musiałam przebiec, ale gdy dotarłam na miejsce wyglądałam jak przemoczona kura.  Szef tylko się na mnie krzywo spojrzał, tak samo ludzie w kawiarni, i zniknął gdzieś w swoim tak zwanym biurze, które było zwykłym małym pokoikiem, który niczemu nie służył. Tak, od czasu tamtej pamiętnej rozmowy z Michelle przez telefon strasznie się do mnie zraził. Ale co ja takiego kurwa zrobiłam? Naciągnęłam trochę rachunek? I tak mi to zabrał z pensji, więc nie wiem o co mu jeszcze chodzi. No cóż, na przyjaźni z nim jakoś nigdy mi nie zależało, byle by mnie nie wywalił. W końcu pracuję tutaj już dwa lata i wykonuję swoją robotę dobrze, więc jakie by miał ku temu powody?
Weszłam na zaplecze, jednak atmosfera jaka tam panowała... Nie wróżyła nic dobrego. Dziewczyny szeptały coś między sobą, śląc mi wredne uśmieszki. Po chwili dołączył do nas szef. 
- Słuchaj Claudia, nie będę owijać w bawełnę. Zwalniam Cię. 
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Zwolnić? Mnie? Może nie wyjdę na jakoś bardzo skromną, ale z całej naszej "ekipy" to zawsze ja dostawałam najwięcej przychylnych komentarzy i napiwków. O co chodzi?
- Ale jak to zwalniasz? Jaki masz ku temu powód? - dopytywałam.
- Po prostu wyszły pewnie komplikacje.
No nie. Tego już za wiele.
- Słuchaj, jakie kurwa komplikacje? Zwalniasz mnie, bo Ci podpadłam i tyle, zasrany szefunciu. Pewnie po mnie zatrudnisz sobie jakąś kolejną pustą lalę jak te które tutaj stoją. - wskazałam palcem na grupkę moich byłych "koleżanek" z pracy, które spojrzały na mnie jadowicie - Spoko, mi tam pasuje. Bo ja kurwa znam swoją wartość i nie zapominaj, że to zawsze ja dostawałam najwięcej napiwków. I wiesz co? I tak już rzygałam tą pracą tak samo jak i Tobą, jebany snobie! - wykrzyczałam i rzuciłam fartuch na podłogę, wychodząc stamtąd. 
- Takiej niewychowanej dziewuchy nikt nie przyjmie! - odkrzyknął głosem przepełnionym wściekłością. Nie zwracałam jednak na niego uwagi. Jak na ironię właśnie się przejaśniało.
Przeszłam się kawałek, jednak nie dałam rady i usiadłam na krawężniku. Co teraz będzie? Przecież Michelle nas nie utrzyma z opiekowania się dzieciakami, a na pieniądzach jej ojca też nie będziemy żerować. Strasznie mi wstyd... Bo w końcu to ja na nas zarabiałam, i dobrze mi z tym było. Czułam się potrzebna, ale nie wykorzystywana. Może dlatego, że matka nigdy nie prosiła mnie o pomoc ani na nic nie musiałam sama pracować. A teraz? Schowałam głowę w kolanach i nie wiem ile tam siedziałam, ale nagle usłyszałam jak ktoś wołał moje imię. Znajomy głos.
- Claudia? Czemu tutaj siedzisz? - podniosłam głowę i zobaczyłam... Duffa. No pięknie. Jeszcze tego brakowało.
- Nic, zwolnili mnie z pracy. - postanowiłam nie owijać w bawełnę. Co to za różnica w jaki sposób to powiem? Sens będzie taki sam. A on prędzej czy później i tak by się dowiedział od chłopaków. 
- Rany... Przykro mi. - odpowiedział zmieszany.
- Daj spokój, nikt mi nie umarł. Znajdę nową. - uśmiechnęłam się do niego, ale on wiedział, że to nie było szczere. Przez ten czas dużo się mimo wszystko nie zmieniło. 
Nie spodziewałam się tego, ale... usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Że co? A co z tym całym dystansem?
- Słuchaj, co powiesz na piwo? Stawiam. - spytał i wyszczerzył się do mnie tak jak to robił kiedy chodziliśmy do liceum. Poczułam się jakoś... swojsko. 
- Skoro stawiasz, to czemu nie. - odwzajemniłam uśmiech i udaliśmy się do najbliższego baru. 

Nie wiem co się z nim stało i z jego niechęcią do mnie, ale przez cały czas się śmialiśmy i wspominaliśmy dawne czasy. Wydawało mi się to w sumie dziwne, bo przecież nie tak dawno (bo dwa dni temu) nigdy bym nie pomyślała, że będzie potrafił tak ze mną spędzić czas. Nie tak szybko. Może faktycznie nie chował długo urazy? Dowiedziałam się, że Andy został w Seattle, bo Duff chciał grać w zespole "na poważnie", a jego przyjaciel nie kwapił się do wyjazdu. Jednak nadal do niego dzwoni i utrzymuje kontakt. Alice po wiadomości o moim wyjeździe wyprowadziła się i nikt nie wiedział dokąd. Szkoda, bo chciałabym z nią czasami pogadać. A co do mojej matki... Podobno popadła w alkoholizm. Nie byłam z nią blisko, to fakt, ale ta wiadomość lekko mnie zdołowała. Naprawdę stoczyłaby się z mojego powodu? Przecież traktowała mnie jak śmiecia. To musiało być coś innego. Może kiedyś się dowiem co. Cieszyło mnie jednak to, że Duff nie brał grania w zespole jako żart. Chciał coś osiągnąć, a nie skończyć tak jak większość kapel w L.A, które nie wychodzą z tak zwanego "podziemia". Nie wiem czemu, ale wiedziałam, że pewnego dnia mu się to uda. No, a teraz jeszcze dogadał się ze Stevenem i Saulem, to kto wie. Siedzieliśmy tam aż do wieczora, ale kiedy zorientowałam się która godzina postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Duff chciał mnie o dziwo odprowadzić, ale odmówiłam. Musiałam przemyśleć pewną kwestię. A mianowicie to jak powiedzieć Michelle i reszcie o moim zwolnieniu? 

Jako tako dotarłam do domu, bo ani to się upiłam, ani też do końca trzeźwa nie byłam. Nie lubiłam tego stanu. W środku zastałam Michelle siedzącą na sofie, już w piżamie oglądającą jakiś serial z popcornem na nogach. Popcornem do jedzenia oczywiście. 
- Ej, co tak długo? Poszłaś gdzieś po pracy? - odwróciła się do mnie i zapytała zaciekawiona.
- Jeszcze jakbym taką miała. - zakpiłam sobie i rzuciłam płaszcz na wieszak. 
- Chwila, co? Nie mów, że Cię wylali. 
- Zdarza się.
- Claudia, kurwa no. Sama mówiłaś na gwałt, żebym szukała roboty, bo teraz o nią trudno, a sama co robisz? - czuć było w jej głosie lekki zawód. Zrobiło mi sie głupio. Miała rację. 
- Wiem, ale to nie moja wina, że szefowi się poprzewracało w tym leniwym dupsku i zwolnił mnie bez powodu! - krzyknęłam zirytowana.
- Dobra, wyluzuj. Rodzice dzieciaka dobrze mi nawet płacą, a mała mnie polubiła, więc nie będzie tak źle. No i ojciec będzie mi jeszcze przesyłał kasę. Jakoś damy radę. - wstała i przytuliła mnie mocno do siebie, ja ją też.
- Wiem, że damy. 
Usiadłyśmy przy stole i dziewczyna nalała nam po szklance soku pomarańczowego. Nie wyglądała na złą ani zmartwioną, kamień spadł mi z serca. Zresztą, o co miałaby być wkurzona? To nie było z mojej winy.
- W ogóle byli u nas Hudson z Adlerem, kazali Cię pozdrowić i przeprosić, że ich tak długo nie było. Chociaż dla nas to może lepiej. - zachichotała i wzięła łyk soku. 
- Czasami lepiej jak ich nie ma w pobliżu. - stwierdziłam i jednym duszkiem wypiłam zawartość szklanki.

Położyłam się na łóżku i zaczęłam znowu myśleć o tej całej sytuacji. Gdzie tym razem mogę pójść szukać? Przecież jak ostatnio chodziłam z Michelle niczego nie mogłyśmy znaleźć w pobliżu. Może trzeba będzie odświeżyć samochód Margaret, który rzadko używany zaczął się niszczyć. No, i nie powiedziałam przyjaciółce o spotkaniu z Duffem. To chyba jednak zatrzymam dla siebie. Nie miałam siły nawet włączyć jakiejś płyty, bo powieki same mi się zamykały. Obawiałam się, że nasza dobra passa może się kończyć.