Rozdział 25

Na początku chcemy przeprosić za tak długą przerwę, jednak obydwie z Michelle jesteśmy w takim roku, gdzie egzaminy i stres robią swoje, nie wliczają w tego braku weny i innych mniej ważnych bzdet. Po tak długim oczekiwaniu wreszcie jest! Mamy nadzieję, że nadal tu ktoś zagląda. Enjoy! :)

Michelle

Muszę przyznać, że Axl wyglądał cholernie dobrze po koncercie. Naprawdę. Claudia pewnie zauważyła, że na niego spoglądam. Już nawet wiem co myśli „Ta idiotka znowu to robi. I znowu będzie tak samo.” Nie, tak nie będzie. Mimo wszystko pamiętam jak mnie potraktował, jak się przez niego czułam.
-Michelle, słuchasz mnie?- zapytał mnie Slash.
-Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?
-No pytałem się czy idziesz na piwo. –powtórzył raz jeszcze poprawiając swoje loki.
-Chodźmy wszyscy, będzie większy ubaw. –poklepałam go po ramieniu i skierowałam się w stronę baru by zamówić sobie drinka. Po kilku minutach odkąd usiadłam przy jednym ze stolików wszyscy byli już obecni, aby świętować. Jak zawsze na stole stały z 3 butelki Danielsa, wódka i inne alkohole. Niestety przypadło mi miejsce obok Rose'a. Super.
-Spoglądałaś na mnie.- szepnął mi do ucha rudy chłopak. To raczej oczywiste, że to zauważył. On widzi wszystko, od zawsze tak było.
-Tak. I co z tego?- zapytałam obojętnym tonem.
-Nadal ci się podobam.- jego pech, że akurat brałam łyk drinka bo naplułam mu nim prosto w twarz przez atak śmiechu jaki mnie ogarnął.
-Wybacz, ale nie pij już więcej bo ci to nie służy. Naprawdę ci odpieprzyło. – nikt nie zwrócił na nas uwagi. Może to i lepiej, później Claudia zadawałby mi pytania o co mu chodziło.
Wróciłam do sączenia drinka.  Kątem oka zauważyłam, że Axl nadal się na mnie wściekle patrzy. No i dobrze, niech robi co chce. Nie minęło nawet 10 minut, a Izziego już nie było przy stole. Pewnie poszedł sprzedawać towar, przecież imprezy to idealna okazja by zarobić na tym gównie. Stwierdzam, że dzisiaj nie mam ochoty się upić. Fakt, mój humor jest do niczego, ale nie widzi mi się bycie jak większość dziewczyn, czyli utopić swoje smutki i wylądować z jakimś przypadkowym facetem w łóżku i umrzeć na HIV. Nie, dziękuję.
Obserwowałam jak każdy z moich znajomych się upija. Jako pierwszy odleciał Steven, po prostu zasnął pod krzesłem i nikt nie pofatygował się go podnieść, nawet ja. Slash gdzieś zniknął z Monicą, Veronica chyba poszła do domu. Najbardziej martwiło mnie to, że naszego Dzwonka nadal nie było.
-Michie, kiedy zbieramy się do domu?- zapytała Claudia.
-Nie wiem, a o której chcesz iść?- spojrzałam na nią, stukając paznokciami w stół.
-Ej no, dziewczyny jest dopiero 3, a wy już chcecie iść?- dziwię się, że Axl jeszcze coś kontaktował i zadał nam to pytanie, bo naprawdę dużo wypił. Przynajmniej nie chowa już urazy, na razie.
-Dla twojej cudownej wiadomości, niektórzy mają pracę.- uśmiechnęłam się do niego słodko, za to Claudia zupełnie go zignorowała.
-Właśnie, masz jutro pod opieką małą. To może idź już do domu, a ja dojdę sama. Musisz się wyspać.- nie byłam pewna co do tego pomysłu. Różne rzeczy dzieją się w nocy, szczególnie na ulicach LA.
-Ja ją odprowadzę!- nagle krzyknął Duff, zupełnie zapomniałam o jego istnieniu. I całe moje wątpliwości nagle się rozwiały. Lubiłam go, był chyba jedynym ogarniętym gościem w tej grupie.
-Dobra, to ja się już zbieram.- poczułam się niesamowicie senna. – McKagan, ale masz ją na pewno przyprowadzić.
-Przyprowadzę ją aż pod same łóżko.- odpowiedział z wielkim uśmiechem, za to moja przyjaciółka spaliła buraka i szturchnęła go lekko w ramię, jak pięciolatka. Ah, ta miłość.

Byłam jakieś 3 ulice od domu, gdy nagle ktoś chwycił mnie za łokieć. Zalała mnie fala strachu, już miałam krzyczeć, jednak zakryto mi usta. Już po mnie.
-To ja! Nie drzyj się!- "krzyknął" szeptem mój napastnik. Kiedy zwolnił swój uścisk, natychmiast się odwróciłam.
-Stradlin, czy Ciebie do końca popierdoliło?! Ty chcesz żebym dostała zawału w tak młodym wieku?! – pomimo jego proźby, krzyknęłam na całą alejkę i uderzyłam go z całej siły w ramię.
-Ała! Dziewczyno spokojnie. To był tylko taki żart.- przewrócił oczami i odpalił papierosa. Brał coś, jestem tego pewna.
-Tylko pozazdrościć poczucia humoru. - odgryzłam mu się, po czym zapytałam. - Co wziąłeś?
-Nic nie brałem.- odpowiedział obojętnym tonem.
-Co brałeś się pytam! - po raz kolejny krzyknęłam.
-Michie, nie musisz się tym przejmować, nic nie brałem.
-Wiem, że tak. Mnie nie okłamiesz, ale niech będzie na twoim. Skąd wiedziałeś, że idę do domu?
-Wróciłem do klubu, a Ciebie tam nie było. Claudia mi powiedziała.
-Aha... i co tu robisz?- zanim się obejrzałam od mieszkania dzieliły mnie trzy budynki.
-Odprowadzam Cię do domu.
-Haha, Izzy, to do Ciebie nie podobne. Ty cichy podrywaczu.- zaśmiałam się, zauważyłam że jego kąciki ust także lekko się podniosły.

-Już jesteśmy, ja wracam do siebie. - odpalił kolejnego papierosa i skierował się w stronę schodów.
-Nie chcesz wpaść do środka?- naprawdę byłam zmęczona, ale wypada zapytać.
-Nie tym razem. Na razie, mała.- spojrzałam na niego spod łba, jednak on nic sobie z tego nie zrobił i poszedł.
Gdy weszłam do mieszkania, poczułam że nadchodzi błogi stan snu. Nawet nie chciało mi się już brać prysznica, po prostu przebrałam się w rozciągniętą koszulkę i rzuciłam się na łóżko. Tego mi było trzeba.

Punkt 11 zadzwonił budzik. Nie... jeszcze chwila, jeszcze odrobinę. No dobra, czas wstawać. Gdy chciałam się wygramolić z łóżka, poczułam że ktoś ściska mnie w pasie. Obróciłam się szybko do tyłu i zauważyłam nikogo innego a słodko śpiącą Claudię, której leciała ślina z kącika ust. Za to właśnie ją kocham, że umie przyjść do mnie w nocy nie robiąc hałasu i położyć się koło mnie. Pewnie nie mogła zasnąć. No niestety, ja muszę wstać. Delikatnie wzięłam jej ręce i objęłam nimi poduszkę. Momentalnie dziewczyna przyciągnęła ją do siebie i obróciła się na drugi bok. Jako, że Claudia spała ja skorzystałam z szansy i wzięłam sobie długi prysznic. Od razu poczułam się pobudzona i gotowa na kolejną walkę z dniem w Los Angeles. Poszłam do kuchni, zaczęłam przygotowywać śniadanie. Jako, że ostatnio dosyć dobrze nam się powodzi, jak na tutejsze standardy, mogłam zrobić jajka z bekonem oraz jakąś sałatkę.
Kiedy kończyłam już popijać poranną herbatę, ktoś zadzwonił do drzwi. Była to Ana z malutką Rose.
-Wybacz, że dzisiaj wcześniej ale dostałam pilny telefon z pracy. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. – zapytała zmartwiona kobieta, a dziewczynka przybiegła do mnie i przytuliła mi się do nogi. Jak tu jej nie kochać?
-Coś ty, nie ma problemu, a i tak niedawno wstałam. Właśnie skończyłam śniadanie, mała coś jadła?
-Tak, tak, nie musisz się o to martwić. Ja lecę, dzięki wielkie za opiekę nad nią! Papa słonko, mama Cię bardzo kocha.- dziewczynka pomachała mamie i weszłyśmy do środka.

-Co chcesz dzisiaj robić? - zapytałam małą prowadząc ją do pokoju.
-Placyk! - wykrzyknęła.
-No to pójdziemy na placyk, ale najpierw zrobię nam jakieś kanapki i dla ciebie picie.
Równo o 13 wyszłyśmy z domu. Po drodze zauważyłam, że Rudy szedł z jakąś laską. Pierwsza opcja – dziwka, druga opcja – koleżanka, i ostatnia opcja - jego nowa dziewczyna, jeśli tak to szczęścia. Chłopcy pewnie by robili zakłady ile by razem wytrzymali. To niezwykły zbieg okoliczności, że przechadzali się niedaleko naszego mieszkania.
Rosie biegła przede mną i już skręcała w plac zabaw na który uwielbiała chodzić. Wszystkie matki patrzyły się na mnie i na dziewczynkę. Owszem, byłyśmy do siebie podobne, ale bez przesady. No chyba aż tak staro nie wyglądam, żeby te panie brały mnie za jej matkę. Chociaż w sumie nastoletnie ciąże to też nic nowego.
Na początku Rosalin chciała się pobujać na huśtawce, za to kolejne dwie godziny spędziłyśmy w piaskownicy.
Mała była tak zmachana, że do domu musiałam nieść ją na rękach. Muszę przyznać, że taka zabawa mnie też zmęczyła, a tym bardziej że się nie wyspałam.

Kiedy wróciłyśmy, wraz z małą zasnęłam na kanapie. Claudia może siedziała w swoim pokoju, a może w ogóle jej nie było w domu. Nie wiem.
Zrobiło mi się niewyobrażalnie gorąco. Przecież nie przykrywałam się kocem, ani kołdrą. Pierwsze co zobaczyłam po przebudzeniu to to, że znajduję się w swoim pokoju, a obok mnie nie ma Rosalin. Gdzie ona jest?!
-Dziewczynka jest z chłopakami.- odpowiedział mi ktoś, kiedy zaczęłam się nerwowo rozglądać. Spojrzałam na jego mościa, resztki mojego dobrego humoru właśnie się ulotniły.
-Co ty tu robisz? - wysyczałam.
-Obserwuję jak śpisz. - zaśmiał się.
-Axl, w co ty grasz? - zapytałam go sfrustrowana. Byłam zmęczona spotykaniem go gdzie tylko bym nie poszła. Chciałam się od niego uwolnić. Może powinnyśmy zmienić grono znajomych?
-W nic. Wróć do mnie.
-Nie. - powiedziałam natychmiastowo i stanowczo.
-Michelle, wróć do mnie. - wstał z fotela i skierował się w moją stronę.
-Nie wrócę do Ciebie. To ty mnie zostawiłeś, to Ty sprawiłeś, że byłam w takim stanie w jakim byłam. Wyjdź stąd. - wstałam i wskazałam palcem w stronę drzwi.
-Przestań wyolbrzymiać! W żadnym stanie nie byłaś, skończ robić z siebie pierdoloną ofiarę losu!
-Haha, jesteś żałosny. - uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie. - Skoro Ty nie chcesz wyjść, to ja to zrobię. - ruszyłam w kierunku drzwi, jednak on chwycił mnie za ramiona.
-Michelle, wróć do mnie. - delikatnie przejechał mi nosem po szyi. Kurwa.
-Axl, zostaw mnie. Widziałam Cię dzisiaj z jakąś dziewczyną, ona wie?- nie chciałam się odwracać. Wiedziałam, że jeśli to zrobię to zmięknę, a na to pozwolić nie mogę, nie teraz.
-Ona się nie liczy. - chwycił mnie mocniej, jego ucisk sprawiał był coraz ciaśniejszy.
-Puść, to boli.
-Wróć. – jeszcze mocniej zacisnął.
-Puść mnie! -  wyrwałam mu się i wyleciałam do pokoju prosto w ramiona Slasha. Cudownie. Chyba chciał sprawdzić co się dzieje.
-Wszystko ok, malutka? - zapytał, już podpity.
-Tak. Gdzie Rose?- zaczęłam szukać dziewczynki wzrokiem.
-W twoim pokoju. – spojrzał na mnie dziwnie.
-Nie Axl! Rosalin!- on jest idiotą czy tylko udaje?
-Aaa... mała. U Claudii, rysuje z nią.
Od razu poszłam do pokoju przyjaciółki.  Mała słodycz siedziała przy biurku i szukała chyba jakiejś kredki.
-Claudia, nawet nie wiem jak ci dziękować. Mogliście mnie obudzić.
-Spokojnie, jak widzisz mała się świetnie bawi, a ja też coś tam próbuje nabazgrolić. Poza tym, już prawie 19, a Any jeszcze nie ma. - powiedziała i zaczęła obracać ołówek między palcami.
-Miała jakieś ważne zlecenie, pewnie odbierze małą później. - usiadłam koło niej i oparłam się o jej ramię.
- Michelle, drżysz. Co jest? - zapytała, nadal gapiąc się w ten głupi ołówek.
Rudy chciał żebym do niego wróciła. –  zrobiłam głęboki wdech i podniosłam głowę. Zauważyłam, że Claudia patrzy się teraz na mnie jak na idiotkę.
-Zgodziłaś się?
-Nie! Boże, nie. Obie wiemy, że do normalnych ludzi nie należę, ale nie padło mi na głowę aż tak. – obie uśmiechnęłyśmy się do siebie. Zawsze uważałyśmy, że obydwie byłyśmy ostro popieprzone, od zawsze. Dla niektórych w pozytywnym sensie, a dla innych w negatywnym. Co kto woli.
-Ale ciągnie Cię do niego. - stwierdziła i założyła ręce.
-A Ciebie do Duffa nie ciągnie?
-Ciągnie. - przyznała szczerze.
-No więc dziękuję, że sobie odpowiedziałaś. – wzruszyłam ramionami.
-Tylko wiesz, Duff jest trochę lepszym kandydatem niż Pan Mam-Wiecznie-Kija-W-Dupsku, nie sądzisz? – dała mi kuksa w bok.
-Wiem wredoto, wiem. – zaśmiałam się na jej nowe określenie. Claudia i jej poczucie humoru. W tym momencie zadzwonił dzwonek.
Rosalin od razu zeskoczyła z krzesła i pobiegła w stronę drzwi.
-Rose, to pewnie Twoja mama. – poszłam otworzyć drzwi. Oczywiście stała w nich Ana.
-Przepraszam Michelle, że tak długo! Szef mnie zatrzymał, rozumiesz. Mówiłam mu, że muszę odebrać moją córkę, a on, że "co go to obchodzi"! Cholera, czasami mam ochotę go udusić! – powiedziała na jednym tchu, a kiedy złapała oddech pocałowała córeczkę w oba policzki i wzięła ją na ręce.
-Spokojnie, nic się nie stało. Jak zawsze Rosalin była bardzo grzeczna. – uśmiechnęłam się do małej, która wyszczerzyła swoje białe ząbki.
-Dziękuje raz jeszcze i życzę miłego wieczoru!
-Wzajemnie! - pomachałam małej i weszłam z powrotem do środka. Na kanapie od lewej siedział Saul z Monicą na kolanach, później Popcorn który żartował z Verą, następnie Izzy który gapił się w sufit i Axl patrzący się prosto na mnie. Jego wzrok mnie przenikał, za bardzo się wpatrywał. Przeklinam cię, ruda mendo. Za to na fotelu siedział Duff, który oczywiście całował się z Claudią, bo jakby inaczej. Słodko. Mi została podłoga. Zawsze lepsze to niż nic. Wzięłam jedno piwo i usiadłam opierając się o kanapę. Ostatnio nie mam zupełnie ochoty na alkohol.
-Claudia, jutro masz pracę, prawda?- zapytałam. Nadal czułam jego wzrok na mnie.
-Taa, znowu zobaczę mojego kochającego ojczulka.  Uwielbiam ta pracę. A szczególnie to pierdolenie o kawie i innych herbatach. - westchnęła.
-Żonko, ale nie rezygnuj z niej. Dobrze ci płacą, a nam są potrzebne pieniądze.
-Przecież wiem. Dla kasy mogę zrobić wszystko. - odpowiedziała pewnie, jednak po chwili dodała - No, prawie wszystko.
-Mogę wam coś pożyczyć. – odezwał się nagle Axl.
-Nic od Ciebie nie chcemy. Dajemy sobie świetnie radę, a sądząc po tym jak wyglądasz, Ty potrzebujesz jej bardziej. – odpowiedziała szybko Claudia. Widziałam, że nie podoba jej się jego obecność tutaj. Mi też niezbyt to pasowało.
- Jeszcze jeden komentarz z Twojej strony a pożałujesz. - oho, zaczyna się. Jednak zanim Claudia mogła wypalić kolejną "ripostę", przerwał jej Duff.
- Axl, wyluzuj. Obydwoje wyluzujcie, nie chcemy chyba zjebać tak miłego wieczoru, hm? - zapytał, na co obydwoje przycichli. Dzięki Ci blondas.
-Idę do domu. Slash, idziesz ze mną?- wstała nagle Monica i popatrzyła znacząco na mulata. Coś się kroi.
-Nie, ja zostanę tutaj. – ignorując ją kompletnie zabrał się za kolejną butelkę wina.
-Chodź ze mną.- No, Monica zaczęła się wkurzać. To zabrzmiało bardziej jak rozkaz a nie prośba.
-Nie idę, chcesz to idź sama.- chyba im się nie układało. O ile można mówić o jakimkolwiek związku. Chłopak trochę się przesunął i wziął mnie za rękę. - Siadaj.
Nawet gdybym chciała odmówić to nie mogłam, bo sam mnie posadził jak małe dziecko. Mało co nie wylałam piwa na Monicę. Szczerze? Coraz mniej ją lubiłam. Zaczynała być coraz bardziej arogancka i, jakby to powiedzieć, sukowata. Nie wiem czy to przez dragi czy też nie. Nie obchodzi mnie to.
-Jak chcesz. - zarzuciła swoimi włosami do tyłu, a mnie obdarzyła dosyć nieprzyjemnym spojrzeniem. Zauważyłam, że Claudii już też zaczęła działać na nerwy.

Minęły dwie godziny od pójścia Monici. Ja siedziałam i dyskutowałam z Saulem o alkoholach, Adler już leżał jako pierwszy jak zawsze, Stradlin zaczął grać na gitarze, a rudy sobie podśpiewywał. Za to Duff z Claudią przytulali się nadal i gadali o dawnych czasach. Norma. W naszym mieszkaniu zawsze było gwarno. Panowała ta miła atmosfera, pomijając fakt, że tworzyli ją ludzie tacy jak my. Cieszyło mnie to. Pomijając kilka szczegółów, byłam szczęśliwa. Myślę, że Claudia też. Pasowało nam to.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi, każdy to zignorował, bo być może była to Monica, ale nieproszony gość zaczynał być coraz bardziej natarczywy. W końcu się wkurzyłam i poszłam otworzyć te cholerne drzwi.
-Cześć... Michelle? - przywitał się "pytająco" nieznajomy.
- Tak, zgadłeś. A Ty to kto? - zapytałam podirytowana.
- Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Keith. Jest może Claudia? - spojrzał mi przez ramię do środka, a ja na dźwięk tego imienia zaniemogłam. Dosłownie.