Rozdział 24

Claudia

Obudziłam się z dosyć mocnym bólem głowy i suchotom w gardle. No tak... kac morderca. Czyli nie skończyło się na paru piwach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam i stwierdziłam, że jestem u siebie. Co za ulga. Kompletnie nic nie pamiętałam. Czy picie z nimi zawsze musi się tak kończyć?
Westchnęłam cicho i próbowałam wstać, jednak mój plan nie powiódł się, ponieważ coś owinęło się wokół mojej tali. A może ktoś. Odwróciłam się i zobaczyłam nadal śpiącego mocnym snem Duffa. Uśmiechnęłam się na ten widok, wyglądał tak niewinnie. Ale hola... co on robi w moim łóżku?!
- Wstawaj, McKagan! - krzyknęłam i użyłam całej mojej siły, aby zwalić go z mojego wyra. Udało się.
- Po nazwisku to po pysku... - odpowiedział zamroczony i na wpół obudzony, ale dzielnie się podniósł i złapał za głowę. - Co jest? - spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Jak to co jest? Wytłumacz mi, co Ty tu robisz. - tym razem to ja spojrzałam na niego. Jak na idiotę.
- Śpię, nie widzisz? A raczej spałem... - mówiąc to usiadł na brzegu łóżka. Zauważyłam, że był w samych bokserkach. A ja byłam w samej bieliźnie... Czy między nami coś zaszło? A co, jeśli tak? I nawet tego nie pamiętam. Cholera jasna!
- No ja widzę, ale czemu akurat w moim pokoju? - zapytałam, tracąc powoli swoją pewność siebie.
- Sama mnie zaprosiłaś, nie pamiętasz? Czy już byłaś wstawiona? - zaśmiał się głośno i przybliżył.
- Z wczoraj nie pamiętam kompletnie nic. - czułam, jak policzki robią mi się czerwone. Świetnie Claudia, świetnie.
- W sumie to Ci się nie dziwię, po takiej ilości alkoholu. - powiedział i okrył się kołdrą, zabierając mi kawałek. Tak zaczęła się nasza kilkuminutowa szarpanina, która skończyła się na tym, że znowu wylądowaliśmy przytuleni do siebie. Nie to, żebym narzekała, ale nadal pozostawała jedna kwestia...
- Duff... Czy my spaliśmy ze sobą? - zapytałam prosto z mostu i z niecierpliwością oczekiwałam odpowiedzi.
- Hahahah, Ty tak na poważnie? - po raz kolejny wybuchnął śmiechem, a ja byłam coraz bardziej zirytowana.
- Tak, na poważnie! Obydwoje jesteśmy w samej bieliźnie, ja byłam najwyraźniej mocno wzięta... - zaczęłam się głupio tłumaczyć i wbiłam wzrok w jakiś punkt na pościeli.
- Nie, nic nie było. Zresztą, za kogo Ty mnie masz? Nie zrobiłbym tego z Tobą po pijanemu. Wolałbym, abyś zapamiętała każdy szczegół. - stwierdził i zamruczał mi do ucha, na co tym razem ja się roześmiałam.
- Naprawdę? Taki prawilny jesteś?
- Tak. Zresztą... Nie potrafiłbym Cię wykorzystać. - nie powiem, zamurowało mnie lekko kiedy te słowa padły z jego ust. Nie spodziewałam się tego, ale jednocześnie zrobiło mi się niesamowicie miło.
- Jaki romantyk, no proszę. - spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- A nawet gdyby coś się wydarzyło, to stałoby się coś?
- Tak, stałoby się. Nawet nie jesteśmy razem, tylko się całowaliśmy. - w końcu trzeba było poruszyć ten temat. Bo taka była prawda. Żadne z nas nie wyszło z inicjatywą zaproponowania stałego związku. Może Duffowi odpowiadała taka otwartość... Mi raczej nie.
- No tak, przecież jeszcze oficjalnie się nie zapytałem. - westchnął głęboko i przyciągnął mnie do siebie.
- Na to wychodzi. - wymamrotałam i nawet nie wiem, czy mnie usłyszał.
- Więc, Claudio Liddel, czy chcesz być moją...
-Chwila, wybacz, że Ci przerwę. Jaki dziś dzień tygodnia? - spytałam nagle, zaniepokojona.
- Wtorek. Czemu pytasz? - był wyraźnie zaskoczony moim pytaniem i w pewnym stopniu zbity z tropu.
- A która jest teraz godzina...? - byłam coraz bardziej przerażona...
- Coś koło 10. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Kurwa mać! Na 11 mam być w nowej pracy u ojca! - wykrzyczałam i ruszyłam pędem do łazienki, zostawiając chłopaka w łóżku.

Na śmierć zapomniałam! Dzisiaj miałam się stawić w biurze, aby rozpocząć okres próbny. A droga tam zajmie mi z 40 minut, jak dobrze pójdzie i nie będzie korków. Cholera jasna, że też zawsze coś takiego musi się mi przytrafić!
Kiedy biegłam do łazienki, na domiar złego przez przypadek strąciłam wazon, najpewniej budząc resztę domowników. Jednak mało mnie to obchodziło. Teraz liczyło się tylko to, abym szybko się wyszykowała. Inaczej jestem w dupie.
Przemyłam twarz i umyłam zęby, potem dorwałam szczotkę i próbowałam rozczesać moje poplątane włosy. Pewnie wyrwałam ich połowę, ale - jebać to. Jak skończyłam poranną toaletę, zabrałam się za makijaż. Najprostszy, delikatny. W końcu idę do pracy i muszę wywrzeć wrażenie dobrej i ułożonej pracownicy. Zależy mi na tym. Mam dość wegetowania i utrzymywania się z pieniędzy Michelle.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się z powrotem do mojego pokoju, ale zatrzymała mnie właśnie Michelle, zbierająca kawałki wazonu z podłogi.
- Czy Ty musisz już robić rozpierdol z samego rana? - zapytała rozdrażniona. Chyba lubiła ten wazon...
- Przepraszam, ale właśnie szykuję się do roboty. - odpowiedziałam jej z błagalnym uśmiechem na twarzy i delikatnie ją wyminęłam, a ta spojrzała na mnie z politowaniem.
- Znowu zaspałaś?
- Tak...
- I jak to z Tobą żyć? Współczuję Duffowi. - zgarnęła ostatnie szkiełka i podniosła się na nogi.
- Oh, zamknij się. - odburknęłam i udałam się do sypialni.
Kiedy weszłam, po raz kolejny zobaczyłam śpiącego blondyna. Nie obudził go nawet dźwięk tłuczonego szkła. No cóż, może nawet i lepiej. Przynajmniej w spokoju będę mogła się ubrać.
Wyciągnęłam z szafy białą, koronkowaną koszulę i szare spodnie w kant. Nawet nie wiedziałam, że mam takie rzeczy. Z dna wyszperałam jeszcze jakieś lakierowane buty na wyższym stanie. Do biura się nadadzą.
Ubrałam się dość szybko, jednak z guzikiem od koszuli męczyłam się dobre 5 minut, co tylko powodowało wzrost mojej złości.
- Kurwa... - przeklnęłam cicho. - Pierdolę, nie zapinam na ostatni.
- I dobrze, tak Ci lepiej. - nagle, poczułam dłonie na swoich biodrach i ciepły oddech przy swoim uchu. Chciałam krzyknąć, jednak ten w porę zasłonił moje usta. - Cii, bo obudzisz więcej osób.
- Boże, nie strasz mnie tak idioto! - odpowiedziałam, kiedy wziął w końcu swoją rękę.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. - roześmiał się i mocno mnie przytulił.
- Spóźnię się przez Ciebie.
- No dobrze, już Cię puszczam. Powodzenia.
- Dziękuję. - odpowiedziałam i dałam mu całusa w polik, na co ten się uśmiechnął jeszcze szerzej niż wcześniej.

Ostatni raz spojrzałam w lustro wiszące w przedpokoju aby sprawdzić, czy wyglądam należycie. Gdy ujrzałam swoje odbicie, miałam ochotę się roześmiać. Takie wydanie zdecydowanie mi nie pasowało. A będę musiała chodzić tak ubrana przez większość czasu... No cóż. Modliłam się w duchu, abym sprostała.

***

Telefon

- Cześć Claudia. 
- Ile razy mam Ci powtarzać, że masz mi dać święty spokój?!
- Słyszałem, że nie masz pracy.
- Nawet jeśli, to nie jest Twój interes.
- Schowaj swoją dumę do kieszeni. W mojej firmie zwolniło się stanowisko sekretarki, nie trzeba mieć jakichś specjalnych kwalifikacji, a całkiem dobrze płacą. Co Ty na to?
- Wypchaj się.
- Pozwól sobie pomóc. Nie zapominaj, że mimo wszystko nadal jesteś moim dzieckiem. Wiem, że to nie wynagrodzi tych wszystkich straconych lat, ale chcę abyś godnie żyła.
-...
- Musisz być taka uparta jak twoja matka?
- Nie waż się jej do mnie porównywać!
- Po prostu się zgódź.
- Chyba nie mam innego wyboru...

***

Byłam 5 minut spóźniona. Wychodząc z taksówki prawie wypadłam, ponieważ potknęłam się o chodnik na tych przeklętych butach. Mam nadzieję, że nikt z firmy tego nie zobaczył. Szybko się poprawiłam i wzięłam głęboki oddech. Będzie dobrze. Nigdy nie wykonywałam niczego pokrewnego zawodu sekretarki, ale jeśli chcę... to potrafię. Zdecydowanie. Jestem cholernie zdeterminowana.
Weszłam do środka ogromnego, nowoczesnego budynku i skierowałam się w stronę recepcji. Siedziała tam dziewczyna około mojego wieku. Na jej nosie spoczywały wielkie okulary, a włosy miała spięte w kitkę. Była pogrążona w jakichś papierach i zawzięcie recytowała coś pod nosem. Widać, zależało jej na tej pracy. Jak i mi. Tylko nadal nie byłam pewna, czy się tu odnajdę. Postanowiłam zapytać, gdzie znajduje się biuro mojego ojca.
- Cześć. Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie znajduje się biuro pana Christophera Liddela? Ja w sprawie pracy. - starałam się brzmieć naturalnie i serdecznie, nawet zmusiłam się do uśmiechu, ale reakcja dziewczyny zmyła mi głowę.
- Z takim podejściem długo tu w takim razie nie popracujesz. Nie pamiętam, abyśmy przechodziły na "ty". - odpowiedziała zarozumiale, mierząc mnie od góry do dołu.
- Przepraszam, zacznę więc od początku. Czy mogłaby mi PANI powiedzieć, gdzie znajduje się biuro Christophera Liddela? - próbowałam powiedzieć to najspokojniej jak potrafiłam, jednak zaczęło we mnie aż kipieć ze złości. Czy wszyscy tutaj są tacy nadęci?
- 7 piętro, biuro numer 112. - rzuciła mimochodem i wróciła do swoich zajęć, a ja natychmiast ruszyłam do windy.

Spokojna muzyczka lecąca w środku dolewała oliwy do ognia. Jeśli będę mieć okazję, pokażę jeszcze tej zarozumiałej idiotce. Przecież to oczywiste, że była ode mnie niewiele starsza, a może nawet wcale. Stanowisko jej nie usprawiedliwiało. Dobra, teraz Claudia uspokój się. Nie pozwól, aby ktoś taki zepsuł ci dzień. Wdech, wydech. Aghr, gówno pomaga. Liczenie do dziesięciu? Nie. Ile Ty masz lat? 5? Opanuj się!
 Musiałam zapukać trzy razy, aby usłyszeć łaskawe "proszę". Weszłam do środka, jednak przede mną zauważyłam tylko puste, zagracone biurko. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam kolejne drzwi, otwarte. Tam pewnie jest ojciec. Nie myliłam się. Siedział w wielkim, skórzanym fotelu, ubrany w jeden z licznych jego prochowych garniturów i wpatrywał się w widok za oknem. Kiedy usłyszał, że weszłam odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Spodziewałam się uderzającej fali nienawiści, ale tak się nie stało, co szczerze mnie zdziwiło. Poczułam... nostalgię? To był jeden z tych uśmiechów, jakim obdarowywał mnie kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką. Kiedy nas jeszcze nie opuścił.
- Do twarzy Ci w takim stroju. Usiądź proszę. - odezwał się pierwszy i wskazał ręką na jedno z obitych siedzeń. Skorzystałam z propozycji.
- Jestem innego zdania. No więc, jestem, tak jak mi kazałeś. Czyją sekretarką będę? - spytałam, bo wiedziałam tylko tyle, co właściwie nic.
- Moją. - oświadczył i wziął łyk kawy.
- Co proszę? - nie mogłam w to uwierzyć. Perfidnie mnie wrobił!
- Jakbym powiedział Ci przez telefon, to nigdy byś się nie zgodziła. Daj spokój, nie będzie tak źle. - odstawił filiżankę i zaczął przeglądać papiery, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Gdybym była tylko w innej sytuacji, to za cholerę byś mnie tu nie zobaczył. - odwarknęłam.
- Ale w niej nie jesteś. Chodź. - zupełnie ignorując ton w jakim się do niego zwracałam, nakazał mi gestem dłoni podążyć za nim.
Znowu stanęliśmy przed biurkiem zagraconym stertą papierów i przeróżnych faktur. No cóż, będę miała trochę roboty... Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, prawda? Nie zwracając uwagi na ojca, zaczęłam się rozglądać po moim nowym miejscu pracy. Tak jak u niego, miałam wielkie okno z widokiem na ulicę przy której znajdował się budynek. Jakiś plus tego wszystkiego. Ściany były koloru brązowego, a podłoga z mahoniu. Na bogato widzę. Usiadłam na moim fotelu. Było całkiem wygodne, nie mogłam narzekać. Chociaż, jak mogło być niewygodne, skoro większość czasu tu przesiedzę... Nie chciałabym się dorobić odcisków na tyłku lub tak zwanego płaskodupia.
- No dobra, fajnie jest, ale powiedz mi w skrócie co mam tu robić. - zapytałam, niby to znudzona.
- Zajmować się papierkową robotą, odbierać telefony, umawiać mnie na spotkania, parzyć herbatkę i kawusię...
- Kawusię? Herbatkę? - parsknęłam śmiechem.
- Tak, właśnie tak. Najlepiej mocno zaparzone. Uwielbiam mocne aromaty. Mógłbym wąchać cały czas. Jak wy, młodziki, klej czy jakoś tak. Od niepamiętnych czasów kawa i herbata to potęga, oznaka dystyngowania. Zielona, Earl Grey, czerwona... Latte, Macchiato, Cappuccino... - chyba zupełnie zatracił się w swoim świecie kawy i herbaty. Matko boska, czy to naprawdę mój ojciec? I ja mam z nim pracować...

***
Popołudnie

Jak dobrze już być w domu! Pierwszy dzień w pracy, pomimo, że zaczął się dosyć nieprzyjemnie i... dziwnie, zaliczyłabym do udanych. Obyłam się już z moimi obowiązkami, tak samo jak z parzeniem "kawusi" i "herbatki"... Jednak czułam, że będę musiała kupić nowe buty. Są okropnie niewygodne i odciski na stopach były nieuniknione. Nie wspominając o spodniach. W spódnicę też trzeba będzie zainwestować.
Chwyciłam za klamkę i tak jak się spodziewałam, drzwi były otwarte. Lecz kiedy weszłam do mieszkania, było zaskakująco cicho. Wszyscy zawinęli się już do siebie? Mimo wszystko, powinna być jeszcze Michelle. Odłożyłam buty na stojak i przewiesiłam torbę na wieszaku. Cicho przeszłam na palcach do salonu. Mam nadzieję, że nie chcieli nas okraść... Tym razem nie mam niczego do samoobrony. Nawet marnej łyżki do butów. Jednak gdy przekroczyłam próg pokoju, to co zobaczyłam zamurowało mnie. Na naszej kanapie siedział Saul. Niby nic dziwnego. Ale na nim siedział nie kto inny, a Monica. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam. Zakradłam się do nich od tyłu, a że Ci byli tak sobą zajęci, nie spostrzegli mnie nawet z tak bliskiej odległości.
- Jeśli doszło tu do czegoś więcej to odkupujecie nam kanapę. - powiedziałam cicho nad uchem chłopaka, a tamci jak jeden mąż krzyknęli z przerażeniem. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i głośno się roześmiałam.
- Ja pierdolę! Czy Ci już totalnie padło na mózg?! - wrzasnęła zirytowana i pozbierała się z podłogi.
- Mi nie, ale Tobie niedługo pewnie tak. - ucięłam, i skierowałam się do pokoju Michelle. Brunetka zaczynała mi już działać na nerwy swoją postawą, a nie chciałam jej jeszcze bardziej dokopać.

Nie pukając, wmaszerowałam do środka i zobaczyłam, że moja przyjaciółka siedzi i spokojnie czyta jakąś książkę. Zdziwiłam się, bo byłam przekonana, że coś się stało skoro nie siedziała z nimi w jednym pomieszczeniu. Spojrzała na mnie łagodnie.
- I jak było w pracy? - zapytała, jakby nigdy nic.
- Było lepiej, niż przypuszczałam. Jakoś tam dam radę. Czemu siedzisz tutaj sama?
- Jakby to ująć... - odchrząknęła. - nie chciałam im przeszkadzać. - wyszczerzyła się.
- Ah, no tak. Wszystko jasne. - zaśmiałam się i usiadłam obok.
Oparłam głowę na jej ramieniu i siedziałyśmy tak przez dłuższy czas. Jeszcze trochę i bym zasnęła, przysięgam.
- Chcesz ich zobaczyć na żywo? - wypaliła, a ja natychmiast się przebudziłam.
- Oczywiście. Czemu pytasz?
- Nic. Tak tylko...
- Boisz się, że Axl zeskoczy ze sceny, podejdzie do Ciebie w tłumie dziewczyn, przeprosi w jakimś wydumanym i jakże romantycznym stylu a następnie namiętnie pocałuje? - uniosłam brew i szturchnęłam ją w ramię.
- Zamknij się, idiotko. - odburknęła, ale po chwili obydwie się roześmiałyśmy. - Ale po części masz rację. Martwię się, że coś odwali. Nie wiem co, nie musi być to konkretnie związane ze mną. Cokolwiek.
- Jeśli będziesz się tak zamartwiać na zapas, to bardzo możliwe. - westchnęłam i podniosłam się na nogi. - Idę się przebrać, bo nie wyrobię w tych ciuchach. Poza tym, dawno wyszedł Duff? - zapytałam, pociągając za klamkę.
- A co, już się stęskniłaś? - tym razem to ona ze mnie zakpiła, a ja kulturalnie pokazałam jej środkowy palec i wróciłam do siebie.

Dochodziła 21, a ja czułam się, jakby była czwarta nad ranem. Nigdy więcej picia w niedzielę lub kiedy na drugi dzień muszę iść do pracy. Saul i Monica dawno opuścili nasze progi, najwyraźniej zmieszani moją interwencją. Nie bronię im się mizdrzyć, ale nie na sofie, która należała do mnie. Nie, nie i jeszcze raz nie. Michelle pomimo naszej rozmowy nadal chodziła zadumana, ale jak już coś sobie ubzdura to ciężko jej to wybić z głowy. W sumie, to nie jestem lepsza. A może u mnie jest nawet gorzej? Nieważne. Zastanawiałam się co u Duffa. Chwila. Nie widziałam go tylko kilka godzin. Claudia, opanuj się! Chociaż, mogłabym zadzwonić... Ale nie mam jego numeru. Nawet nie wiem, czy posiada telefon. I gdzie mieszka. Rany, umknęły mi tak ważne szczegóły! Wypytam się go kiedy znowu nas odwiedzi.

Nie było czuć żadnych zapachów z kuchni więc domyśliłam się, że kolacji nie będzie. Trudno, pójdę się umyć. Wzięłam ręcznik z szafki i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Naprawdę mógł pokochać kogoś tak nieproporcjonalnego? Czy w ogóle mnie pokochał? Nie, stop. Utnę tutaj. Znowu zacznę snuć niepotrzebne domysły, które mają tendencję do niszczenia mojego dobrego samopoczucia. I cholera jasna, nie mogę się tak nad sobą użalać. Weź się w garść dziewczyno, są gorsi i słabsi ludzie od Ciebie! Jestem silna, jestem silna, jestem silna. Autosugestia. Powinna pomóc? Liczę, że tak. Odkręciłam strumień zimnej wody i zrzuciłam z siebie wynoszone ubrania. Kiedy pierwsze krople dotknęły mojego ciała, poczułam przyjemny dreszcz orzeźwienia. Tego mi trzeba było. Odruchowo zamknęłam oczy.
- Claudia! - z tego dziwnego stanu wyrwał mnie czyiś głos.
- Claudia do cholery jasnej! Nie zapominaj, że nie dostałaś jeszcze swojej wypłaty! - Michelle. Widocznie znowu się trochę zapomniałam. Zakręciłam kurek i owinęłam się ręcznikiem. Wytarłam szybko włosy i z kolejnego ręcznika zrobiłam turban. Odblokowałam drzwi i wyszłam z łazienki.
- Co Ty robisz pod tym prysznicem? - zapytała zirytowana.
- Myję się? - głupie pytanie, głupia odpowiedź.
- Raczej nie brałaś udziału w walce w błocie, więc chyba nie musisz się myć prawie dwie godziny, prawda?
- Dobrze mamo, następnym razem się to nie powtórzy. - wytknęłam jej język i udałam się do swojego pokoju.
- Spierdalaj, małpo. - lekko zaśmiała się pod nosem i poszła w swoją stronę.

Zmęczona, walnęłam się na miękkie łóżko. Było niesamowicie wygodne. Chwyciłam jedną z poduszek i wtuliłam się w nią. Pachniała inaczej. Chyba nawet wiem kim. Powoli dochodzę do wniosku, że naprawdę wpadłam. Ale nie mogę przez całe życie nosić pancernej ochrony przez jedną, nic nie wartą osobę. Nie każdy musi taki być. Muszę sobie to wbić do głowy. Być bardziej otwarta. Mam cholerne szczęście. W innym przypadku po czymś takim co ja mu zrobiłam nie chciałby mnie znać. Kiedyś mu o tym powiem, podziękuję. Wdzięczność. Z takim uczuciem przy sercu zasnęłam.

***
Te dwa tygodnie dzielące nas od koncertu przesiąknięte były normalnością i rutyną, dlatego też z niecierpliwością odliczałam dni. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć chłopaków w akcji. To miał być ich debiut. Grali przed dosyć popularną grupą w L.A. Wejściówki miałyśmy już załatwione, więc o nic się nie martwiłam. W pracy też całkiem dobrze mi szło, przyzwyczaiłam się do ojca i roboty papierkowej. I nawet nie jest taki zły. Pomijając jego odchyły dotyczące kawy i herbaty... Ale to się wytnie. Co do Duffa i mnie. Było dobrze. Widywaliśmy się często, czasami zostawał u mnie. Zaczęłam poznawać jego stronę, której nie zdążyłam poznać w Seattle. Śmiem twierdzić, że jest cudownie. Nie martwiło mnie już nic. Żadne sprawy egzystencjonalne ani problemy Monici. Niczyje. Mam pracę, i kogoś, komu na mnie zależy. Wszystkich ludzi których potrzebuję są przy mnie. Czy można prosić o coś więcej?

***
Było już po 18, razem z Michelle byłyśmy już po kolacji. W mojej jak i jej głowie siedziała tylko jedna rzecz - koncert. O 20 wpadają do nas dziewczyny i razem wychodzimy. Byłyśmy niesamowicie podekscytowane.
- Wyszykuję się w dwie godziny? - zapytałam.
- Jeśli będziesz siedzieć i marnować czas, to nie. Zresztą, nie martw się, Duff by Cię przeleciał nawet w worku po ziemniakach. - szturchnęła mnie w bok, a ja spojrzałam na nią zabójczym wzrokiem.
- Odezwała się! Uważaj, żeby Axl nie zaciągnął Cię siłą za kulisy, bo ja Ci nie pomogę. - odpłaciłam jej się tym samym.
- Dobra, koniec. Jak nadal będziemy tak tu ględzić, to faktycznie nie zdążymy i skończymy w wynoszonych jeansach i jakichś za dużych koszulkach. - po tych słowach rozeszłyśmy się do swoich pokoi.
Kiedy stanęłam przed szafą, narodził się problem, z którym musiała się zmierzyć chociaż raz każda kobieta na tym świecie. Co na siebie założyć? Nie miałam czasu na przebieranie, więc wywaliłam wszystkie ciuchy z szafy na łóżko. Posprzątam gdy wrócę. Omiotłam wzrokiem części mojej garderoby, i nadal nic mi nie przychodziło do głowy. Zajrzałam do komody. Kiedy zobaczyłam wzorzyste rajstopy, mogłam powiedzieć, że ten problem jest już zażegnany. Usiadłam na podłodze i wciągnęłam je na moje nogi, uważając, aby przez przypadek nie zrobić dziury, co często mi się zdarzało. Chwyciłam z łóżka krótkie jeansowe shorty i koszulkę sięgającą do połowy brzucha zakończoną frędzlami. Spojrzałam w lustro wiszące naprzeciwko. Nie było źle. Pójdą do tego kowbojki i będę wyglądać przyzwoicie. Styknie. Lubię to słowo.

W pełni ubrana, weszłam do kuchni, w której malowała się już moja przyjaciółka. Szybka była. Miała na sobie swoje najlepsze wiązane, skórzane spodnie i bluzkę z szerokimi rękawami w kolorze bordowym.
- No nie wiedziałam, że aż tak się dla niego wystroisz. - tym razem to ja jej dogryzłam. Lubiłyśmy się przekomarzać, to fakt. Ale to tak z miłości, wiecie o co chodzi.
- Lepiej spójrz na siebie. - odpyskowała i zmierzyła mnie od góry do dołu.
- Zajmuję łazienkę. - rzuciłam, kompletnie ignorując to co przed chwilą powiedziała.
Licząc na dobrą zabawę, nie szalałam z makijażem. Mocno wytuszowane rzęsy i czerwona szminka. Więcej nie było trzeba. Włosy lekko natapirowałam, aby podnieść ich objętość. Chociaż w sumie, wszystko i tak się rozwali. Koniec. Bez żadnych fanaberii.
Wróciłam do kuchni i usiadłam naprzeciwko Michelle. Ta też już kończyła. Wyglądała świetnie. Mam nadzieję, że mi jej tam nikt nie zgwałci.
- Co się tak patrzysz? - spytała, chowając kosmetyki do torebki.
- Nie wolno mi? Ładnie wyglądasz po prostu. - odpowiedziałam jej i założyłam ręce.
- Oh, dziękuję, ale takie komplementy z Twojej strony... Chcesz coś ode mnie? - roześmiała się i podniosła z krzesła.
- I bądź tu człowieku miły, eh. - westchnęłam i skierowałam się do salonu.
- Oj no, przepraszam już. - przytuliła mnie i dała buziaka w polik, na co szczerze się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że była już tu ze mną. Cholernie się cieszyłam.

Wybiła godzina dwudziesta, a Monici i Very jak nie było tak nie było. Zaczynałam się niecierpliwić i denerwować, tak samo jak Michelle. Chociaż, ona chyba bardziej. Szykuje się solidny opierdol.
W końcu usłyszałyśmy wyczekiwane pukanie do drzwi. Michelle zdecydowała się pójść otworzyć, aby wygłosić swoją reprymendę. Po niespełna minucie usłyszałam krzyki mojej przyjaciółki, więc wychyliłam się i zobaczyłam zmieszane dziewczyny. Postanowiłam do nich podejść.
- Dobra, już, koniec. Wyluzujmy. Dzisiaj mamy się dobrze bawić, tak? To ma być ich pierwszy koncert, więc uczyńmy go zajebistym. - powiedziałam i spojrzałam na nie wszystkie. Przytaknęły. - No, to jak już jesteśmy gotowe, to w drogę.

Przed klubem, czy barem, czymkolwiek to było, zbierały się już grupy ludzi. Nigdy wcześniej tu nie byłyśmy, więc nie wiedziałyśmy czego się spodziewać. Chłopaki powiedzieli nam, aby na nich nie czekać i spotkamy się po wszystkim, więc zdecydowałyśmy się wejść do środka aby zająć miejsca pod sceną. Jeden z ochroniarzy przyczepił się do Very, której nie chciał wpuścić z niewiadomego powodu, jednak koniec końców pozwolił jej wejść, na całe szczęście. Wygląd tego budynku nie zachwycał, mogę powiedzieć, że był trochę obskurny. Taki klubik dla ludzi niewymagających, którzy chcą się tylko porządnie nawalić. Nic dziwnego, że tu wcześniej nie byłyśmy. Zdezorientowane tym wszystkim, po prostu udałyśmy się pod scenę, na której mieli niedługo wystąpić nasi chłopcy. Była już 21, instrumenty rozstawione, więc lada moment powinni się pojawić.
- Myślisz, że dobrze im pójdzie?! - zapytała, a może raczej krzyknęła mi do ucha Michelle, ponieważ wbrew pozorom, ludzi było teraz całkiem sporo i większość z nich również podjęła się rozmowy, przez co inni nie mogli się usłyszeć i także podnosili głos. Błędne koło.
- No pewnie! Czemu by nie?!
- Nie wiem, po prostu...
Nie dokończyła, bo na sali zgasły światła i podświetlona była już tylko scena. Ludzie wokół również wydawali się być podekscytowani, chociaż można było dostrzec już znudzone twarze. Zirytowało mnie to, bo nawet ich nie usłyszeli. A grali świetnie. I przekonają się jeszcze o tym.
W końcu wyszli. Pierwszy był Axl, który według mnie wyglądał dosyć śmiesznie. Za nim Slash, wyglądający tak, jakby wziął coś na rozluźnienie. Po nim Duff, pełen energii. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kolejny był Izzy, cichy jak zawsze, wypalając ostatniego papierosa. I na koniec Steven, ze swoim typowych zacieszem. Dadzą radę, wiedziałam to.

Po tym, jak rudy przedstawił zespół, można było usłyszeć buczenie. To nie wróżyło niczego dobrego...
- Widzę, że niektórym coś tu nie pasuje. Skoro nie chcecie nas oglądać, to wypierdalać! Przyjdźcie potem, jak skończymy, bo nie chcemy mieć chujowej publiczności! - wykrzyczał rozzłoszczony Axl. No tak, można by się tego po nim spodziewać. I faktycznie, część osób wyszła. Przynajmniej nie było tak ciasno...
- Dzisiejszy wieczór rozpoczniemy kawałkiem zatytułowanym... Nightrain. - ciągnął, jak gdyby nigdy nic. I widziałam, jak jego oczy spoczęły na moment na osobie obok mnie, czyli Michelle. Zobaczyłam, jak jej policzki lekko się zarumieniły, ale nie dała tego po sobie poznać i zwróciła wzrok na Stradlina.
Wtem, poleciały pierwsze dźwięki, szmery i rozmowy ucichły. Nie słyszałam tej piosenki, więc nie mogłam się jej doczekać. Slash kompletnie zatracił się już na początku, a Steve zaczął ochoczo uderzać w bębny. Dołączył Duff z Izzym. I wtedy zgromadzeni ludzie po raz pierwszy usłyszeli, że Axl nie posiada typowego głosu rockmana.

♪Loaded like a freight train, flyin' like an aeroplane,♪
Feelin' like a space brain, one more time tonight!

Well I'm a west coast struttin'
One bad mother got a rattlesnake suitcase under my arm
Said I'm a mean machine been drinkin' gasoline
And honey you can make my motor hum
I got one chance left in a nine live cat
I got a dog eat dog sly smile
I got a Molotov cocktail with a match to go
I smoke my cigarette with style
An I can tell you honey you can make my money tonight.
(...)

On the nightrain float me home
Ooh I'm on the nightrain, ridin' the nightrain
Never to return,
Nightrain!

Wszyscy byli oszołomieni. Tłum wyraźnie się ożywił i zupełnie zapomniał, jak na początku ich wybuczał. Chcieli więcej, i oni to widzieli. Nagle poczułam na sobie czyiś wzrok. Odruchowo spojrzałam na scenę i zobaczyłam, że był to Duff. Uniosłam kciuk w górę na znak, że mi się podobało, na co ten jeszcze bardziej się rozpromienił. Szybko jednak wrócił na ziemię, bo szykowali się do kolejnego utworu. Spojrzałam na Michelle i dziewczyny, te też były oczarowane. Ten wieczór będzie niezapomniany.


Występ się skoczył. Weszłyśmy za kulisy, pokazując swoje wejściówki i od razu do nich podeszłyśmy. Każdy wyglądał na zmęczonego, ale spełnionego. Wspaniały widok. Veronica zaczęła gawędzić ze Stevenem, Monica za to uczestniczyła w rozmowie rudego i Stradlina. Ja podbiegłam do... mojego chłopaka. Pierwszy raz tak go nazwałam. Nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić... ale to tylko ja i moje dziwne podejście. Kątem oka spojrzałam, jak Michelle spoglądała na Axla rozmawiając z Saulem. No nic. Pewnie historia się powtórzy, ale nie chcę o tym teraz myśleć. Nieważne. Mocno go uściskałam pomimo tego, że był cały spocony, a ten mnie pocałował.
- Podobało Ci się? - zapytał, ciekawy mojej opinii.
- No wiesz...
- Nie mów, że było chujowo... - powiedział zawiedziony, na co się roześmiałam.
- Idioto, było zajebiście! Pomijając wstęp Axla, wszystko poszło świetnie. Macie idealne zgranie czasowe z Popcornem, Slash ma genialne riffy, Izzy na rytmicznej też wymiata... - wyliczałam, jednak przerwał mi jego śmiech.
- O co Ci chodzi? - odburknęłam.
- O nic. Kocham Cię. - zaskoczona jego słowami, nie wydusiłam z siebie ani słowa, a ten jeszcze mocniej mnie do siebie przycisnął.
- Wiem.







9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! :3 Claudia i Duff sa słodka parą XD i mam nadzieje, ze Michelle nie ulegnie Axlowi, byłaby powtórka z rozrywki D: czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wprost zajebisty rozdział. Cały czas czekałam na niego...
    Na samym początku też pomyślałam sobie, że coś pomiędzy Claudią i Duff'em było... Ale to jego wyznanie później było bardzo słodkie (?).
    A ja tam jestem za tym żeby Axl był z Michelle... Jakoś tak mi do siebie bardzo pasują...
    Pierwszy dzień Claudi w pracy... Praca dla swojego ojca, który kiedyś cię zostawił, to raczej nie jest szczyt szczęścia, ale przynajmniej ma pracę.
    Wybuczeć chłopaków?! Jak tak można?! Ja bym im dała... Nie wiem co bym im zrobiła, ale coś na pewno ;D
    Bardzo się ciesze, że wreszcie mogłam poznać dalsze losy chłopaków i dziewczyn x'D
    Pozdrawiam was, życzę weny i czekam na następne rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty!
    Cieszę się, że Claudia jest z Duffem. :3
    Liczę na to, że między Michelle a Izzy'm coś nareszcie zaiskrzy XD
    Piszcie dalej, dziewczyny, czekamy na dalszą część! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział. To opowiadanie jest takie... jedno z wielu, ale mimo wszystko jest w porządku. Czekam na wątek z Michelle, też chciałabym żeby było coś pomiędzy nią i Izzym :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się wczytałam. Macie zajebistego bloga :D. Jak na razie dotarłam "aż" do 5 rozdziału. Przeczytałabym do końca, gdyby nie to, że jutro szkoła... :(
    Ale wiecie... Już uwielbiam Waszego bloga. Jakoś tak się stało, że nudziło mi się na asku patrzyłam wszystko po kolei i wpadłam na aska, którejś z Was. Zobaczyłam, że macie bloga i pomyślałam, ze poczytam. Wiec zaczęłam czytać.
    Oo, jak nadrobię wszystkie rozdziały i będę na bieżąco to możecie liczyć na komentarze ode mnie.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey nominowałam Was do tego całego Libster Blogger award. Jeżeli jesteście tym jakoś zainteresowane czy ten teges to zapraszam nothing-special-to-say.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Strasznie podoba mi się wasz blog. Duff i Claudia to zajebista para. <3 Myślałam że Michelle nie ulegnie rudej pale. ;/ No ale cóż...

    Mogłybyście mnie informować o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna. :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej no kiedy nowy rozdział błagam!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurwa kiedy nowy plz ja tutaj UMIERAM!!!

    OdpowiedzUsuń