Claudia
Chwyciłam bluzę, która wisiała na krześle i zbiegłam szybko na dół. Zajrzałam do barku mojej wiecznie pracującej matki, żeby sprawdzić czy nie zakupiła ostatnio jakichś porządnych trunków. No cóż, tym razem chyba się nie pokwapiła o to. Wzięłam jakiegoś taniego winiacza z samego końca. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Michelle i tak nie będzie wybrzydzać, bo to właśnie do niej się udaję. Wygrzebałam moje ostro znoszone glany (niedługo trzeba pomyśleć o jakichś nowych) i szybko wsunęłam w nie stopy, nawet ich nie sznurowałam. Moja przyjaciółka mieszka tylko ulicę dalej. Wino w rękę i w drogę.
Szłam dosyć szybkim marszem, jednak nie biegłam. Nie chciało mi się.
Po 5-10 minutach dotarłam na miejsce. Stanęłam przed domem i zastanawiałam się jak wejść do środka. Jeśli wejdę drzwiami to jej ojciec mnie odeśle i dupa. Przeskoczyłam furtkę od ogródka i spojrzałam na balkon należący do jej pokoju. Siedziała akurat paląc papierosa. Pewnie czerwone Marlboro. Weszłam do szopy, która stała w ogródku od bardzo, bardzo dawna i szukałam czegoś, po czym mogłabym się wspiąć. Znalazłam starą drabinę której czasami używa jej ojciec. Nada się. Oparłam ją o mur domu i sprawdziłam czy stoi stabilnie, bo nie chciałam zrobić jeszcze większego rumoru moim ewentualnym upadkiem. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć. Cel osiągnięty, nadal żyję, nie spadłam. Sukces. Wspięłam się na poręcz balkonu tak, aby mnie nie usłyszała.
- Witam szanowną panią! - krzyknęłam pół-szeptem.
- Boże, kurwa, chcesz żebym zawału dostała?!
-Nie krzycz, bo obudzisz ojca. Zresztą, nie cieszysz się, że żona Cię odwiedziła? - w tym momencie zrobiłam moją idealnie wyćwiczoną smutną minę.
- Normalnie skaczę z radości, że moja żona bawi się w jakiegoś pieprzonego Romeo o dwudziestej drugiej. - powiedziała lekko zirytowanym głosem.
- Oj tam, nie gadaj moja Julio. Patrz co mam. - zaczęłam wymachiwać butelką wina przed jej oczami.
- No, teraz to zupełnie inna rzecz. - stwierdziła, po czym na jej ustach wstąpił typowy zadziorny uśmiech.
- No właśnie. Więc proszę mi tu na mnie nie krzyczeć, bo sama sobie to wypiję.
Weszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy koło siebie na łóżku. Które jest bardzo wygodne tak a propos.
- No dobra, ale stało się coś, że o tej godzinie składasz mi wizytę? Bo chyba nie dlatego, żeby się narąbać. Nie zapominaj, że jutro mamy rozpoczęcie, a ja nie chcę wyglądać jak zombie.
- Rany, czy coś musiało się stać? Ostatni dzień wakacji nam mija, jutro zacznie się ta pierdolona szkoła i nie wiadomo kogo tam spotkamy. Chcę się trochę rozluźnić. Po jednym winie nie będziesz miała kaca. - po chwili dodałam - No chyba, że ostatnio coś Ci się wytrzymałość pogorszyła.
- Haha, mi?! No chyba sobie żarty robisz. Na twoim miejscu to bym taka pewna tego nie była. - odparła z dosyć ironicznym tonem.
- Czy to wyzwanie?
- Jeśli tak Ci pasuje.
- Dobre sobie. Idź na dół zobaczyć czy twój ojciec śpi i przynieś coś większego kalibru, bo jednym winiaczem to się nie zadowolimy.
- Kotku, ja wiem co mam robić.
Zajebiste, lecę czytać dalej. xD
OdpowiedzUsuń