Rozdział 18

Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale problemy osobiste, szkoła i brak weny robią swoje. Mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie.

***
Claudia

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. A raczej kogo. Mimo, że nie widziałam go przeszło dwa lata doskonale wiedziałam kto stoi przede mną. Z twarzy nic się nie zmienił, tylko może wydoroślał. Włosy były jednak zdecydowanie dłuższe oraz innego koloru. Był jeszcze wyższy niż przedtem. 
Staliśmy tak przez moment, gapiąc się na siebie. Myślałam, że zejdę tu na zawał, przysięgam. Czułam, jak serce biło mi jak szalone, ale próbowałam zachować pozory.  
- Claudia, to Ty? - zapytał niepewnie Duff, przerywając niezręczną ciszę.
- N-no ja... a kto miałby być? Królowa Elżbieta? - odparłam i zaczęłam się głupkowato śmiać by zatuszować moje zszokowanie. 
- Boże... Nie wiem co powiedzieć... - spuścił wzrok i zaczął drapać się po głowie. Zupełnie jak kiedyś.
- Może najlepiej jakbyś wszedł do środka, bo chyba miałeś coś tu do załatwienia. - powiedziałam, bo zobaczyłam jak Michelle i reszta wychylają głowy z pokoju aby zobaczyć co się dzieje. 
Duff nic nie powiedział, tylko zamknął drzwi i poszedł za mną do salonu. Ciekawski wzrok zebranych padł głównie na mnie, oczekując chyba wyjaśnień. Nie miałam zamiaru nic im mówić na ten moment, w mojej głowie kotliła sie tylko jedna myśl. Muszę to wszystko teraz wyjaśnić. Teraz albo nigdy.
- Saul, wybacz mi, ale muszę porwać na jakiś czas twojego kolegę. Michelle się wami zajmie, prawda? - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. Ta od razu się domyśliła o co chodzi i kim jest ów towarzysz. Znała mnie tak dobrze, że czasami mnie to przerażało. 

Pociągnęłam za sobą skołowanego chłopaka i wyszliśmy z mieszkania. Przez chwilę nic nie mówiłam, wspólne momenty sprzed dwóch lat przelatywały mi przed oczami jak film, jednak po głębokim wdechu w końcu zdobyłam się na odwagę.
- Słuchaj, usiądźmy może, bo jestem Ci winna jakieś wyjaśnienia, prawda? - spytałam, nie patrząc mu w oczy. 
- Przydałyby się. - odpowiedział i usiedliśmy na schodach. I teraz najgorsza część. Od czego mam zacząć? Hej Duff, spierdoliłam Ci z Seattle, bo się przestraszyłam? Lub może - Wiesz, uciekłam sobie, bo miałam taki kaprys i ogólnie jestem jakaś pojebana. Kompletnie nie wiedziałam o czym mam mówić. 
- Wiesz, po tym jak nagle wybiegłaś, a potem wyjechałaś jak się okazało, zastanawiałem się co zrobiłem nie tak, że zareagowałaś tak gwałtownie. I nic mi nie przychodziło do głowy. Było mi w chuj źle bez Ciebie wiesz, bo przez te dwa miesiące się cholernie przywiązałem... Na szczęście potem mi przeszło i już tak o Tobie nie myślałem. No, a teraz wyszło jak wyszło. - odezwał się nagle i na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Boże... Nie spodziewałam się tego, takiego wyznania. Po tym poczułam się jeszcze gorzej, jak typowa zimna suka pozbawiona jakichkolwiek ludzkich uczuć.
- Słuchaj, to nie była Twoja wina, tylko i wyłącznie moja. Nie zrobiłeś niczego źle... Po prostu ze mną jest coś nie tak i... Bałam się. Po prostu się bałam i byłam jebanym tchórzem. Nie myślałam wtedy trzeźwo i działałam pod wpływem, nie wiem, impulsu? Naprawdę Cię za to przepraszam, i wiem, że nie będzie tak jak było. - po chwili dodałam - Chciałabym jednak, abyś traktował mnie chociaż jak zwykłą znajomą. 
Nie no Claudia, świetnie. Spieprzyłaś mu jakby cię zgwałcił i więził w piwnicy przez dziesięć lat, a teraz oczekujesz od niego aby było tak jak kiedyś. Podświadomie wiedziałam, że jest to niemożliwe i niestosowne do zapytania, ale raczej nie mogłam już pogorszyć tej sytuacji, więc co mi szkodziło?
- Niczego nie obiecuję, ale... postaram się. - nie wierzyłam własnym uszom. Z racji tego, że z natury jestem nastawiona negatywnie do wszystkiego, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Byłam taka szczęśliwa, czułam, jakby ciężar, który nosiłam w sercu od tak dawna właśnie zniknął. Miałam ochotę go uściskać, jednak się powstrzymałam. Nie będzie mi łatwo znowu zdobyć jego zaufanie, ale przynajmniej dał mi szansę, tak? Mogę odbudować tą przyjaźń. 

Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę, mimo wszystko czuć było jakiś dystans między nami. Nie mogłam mieć o to do niego żalu. Kiedy znowu zapadła niezręczna cisza, oboje postanowiliśmy wrócić do mieszkania. W końcu Duff przyszedł do Slasha i Popcorna w sprawie grania, a nie do mnie. To był tylko przypadek, bardzo wyjątkowy zresztą. 
Wszyscy siedzieli na kanapie żywo o czymś dyskutując, jednak rozmowy ustały kiedy weszliśmy do środka. Patrzyli na nas jak na jakieś zwierzaki w zoo, co tylko mnie zirytowało.
- No na co się tak gapicie? - spytałam.
- Czemu wam to tak długo zajęło? Znacie się, czy jak? - odpowiedział kolejnym pytaniem Saul.
- Tak, znamy się, jeżeli jeszcze tego nie załapałeś Hudson. - odparłam i spojrzałam na niego jak na idiotę. Widząc jego minę parsknęłam śmiechem i dodałam - Słuchaj, jeśli macie grać to idźcie na dół do tej graciarni, albo nie wiem, gdziekolwiek byle nie tu. Nie chcę mieć w domu rupieciarni. 
- Dobra, dobra, wyluzuj kochana. - wtrącił się Steven i poklepał mnie po ramieniu. Michelle w końcu nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać nie wiadomo z czego. Duff stał zdezorientowany i obserwował wszystkich dookoła, a Saul tak jakby się wyłączył. Boże, co się z nimi dzieje? 

Kiedy wszyscy się jakoś ogarnęli chłopcy poszli na próbę aby zobaczyć jak razem brzmią, a ja z Michelle postanowiłyśmy wyjść. Miałam dzisiaj wolne, a moja przyjaciółka nadal nie miała pracy. Wiem, że jest tu dopiero z tydzień, ale nie chcę aby wyszło tak, że będę nas obydwie utrzymywać i będziemy ledwo wiązać koniec z końcem. Fakt, pan White dał swojej córce trochę pieniędzy i będzie je przesyłał, ale wątpię, aby Michelle chciała siedzieć na dupie i nic nie robić. To nie w jej, a raczej w naszym, stylu.
Szybko się odświeżyłyśmy i zostawiłyśmy notkę w kuchni dla chłopaków, że wychodzimy i nie wiemy kiedy wrócimy. Była jakaś piętnasta, więc zdecydowałyśmy się najpierw porozglądać po sklepach, bo może trafi się coś po przecenie albo w promocji? Powinni nazywać mnie Claudia Łowczyni Okazji, naprawdę. Najpierw weszłyśmy do księgarni, bo oczywiście musiałam sprawdzić, czy nie wyszły jakieś nowe interesujące książki. Długo tam jednak nie zabawiłyśmy, bo dzisiaj wcześniej zamykali. No cóż. Naszym kolejnym celem był sklep muzyczny. Michelle od razu poleciała w stronę gitar, a mój wzrok powędrował na albumy. Tyle dobrych perełek, a tak mało pieniędzy. Po półgodzinnym gapieniu się na rzeczy na które nas nie stać, udałyśmy się do spożywczego aby kupić coś szybkiego do zjedzenia. W końcu trzeba nabrać trochę sił na poszukiwania dobrej roboty, co nie jest łatwe. Ja miałam akurat szczęście, bo Hudson załatwił mi miejsce u swojego znajomego, ale nie byłam już taka pewna co do Michelle. Fakt, skończyła szkołę z bardzo dobrymi wynikami, ale tutaj tak naprawdę gówno to kogoś obchodzi. 

Chodziłyśmy trzy godziny i nic. Kompletnie. Tak samo jak ze mną dwa lata temu. Michelle zdawała się być coraz bardziej przybita, co i udzielało się trochę i mnie. 
- Hej, jesteś tu dopiero tydzień, na pewno się coś znajdzie. Nie martw się, nie będziesz musiała żyć na moim utrzymaniu czy ojca, bo kto by nie zatrudnił takiej laski, co? - zaśmiałam się i szturchnęłam ją w bok, ta tylko na mnie spojrzała.
- A weź kurwa przestań. Nie lubię siedzieć z dupą i nic nie robić. - odburknęła.
- Gotujesz mi i chłopakom. - wyszczerzyłam się do niej, na jej twarzy wstąpił lekki uśmiech.
- I tak Steven mi się wpieprza. 
- I tak go lubisz.
Siedziałyśmy tak przez chwilę, więc postanowiłam sięgnąć po gazetę leżącą na stercie i poczytać trochę co się dzieje i jakie są nadchodzące wydarzenia. Jakieś słabe kapele próbujące się wybić, gejowskie party, kurs dla striptizerek... Nic. W oczy jednak rzuciła mi się rubryka z ofertami pracy. Zaczęłam ją "skanować", aż wreszcie znalazłam to czego szukałam.
- Ej, bo Ty masz całkiem dobry kontakt z Kate i ogólnie z dziećmi, prawda? 
- No tak, ale co mi nagle z tym wyjeżdżasz? - zapytała podejrzliwie.
- Rzuć okiem na to. - podałam jej gazetę i po chwili na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Kocham Cię. - dała mi buziaka w polik i ruszyłyśmy do domu. Nasze poszukiwania zostały chyba zakończone na dobre.

W mieszkaniu to co nas zastało nieźle nami... wstrząsnęło. Szczególnie Michelle, która rano sprzątała. Wszędzie walały się śmieci, w kuchni sterta brudnych naczyń, jakieś rozlane substancje. Czułam jak we mnie wrzało. Mimo, że nie byłam jakąś pedantką nie tolerowałam aż TAKIEGO burdelu. Co jeszcze bardziej mnie zirytowało to widok rozwalonego na kanapie Hudsona wraz Popcornem, zalani w trzy dupy. Już chciałam do nich podejść, ale wyprzedziła mnie moja przyjaciółka.
- Co wy sobie do chuja pana myślicie?! Że ja tu sprzątam i ogarniam wszystko, a wy to będziecie robić jakiś jebany chlew?! Wypieprzać mi stąd jeśli wam życie miłe! - wydarła się, a ci wstali jak na baczność. Z paroma utrudnieniami, ale to zrobili. Nie widzieli jeszcze wkurwionej Michelle, więc to dla nich nowość. Wymamrotali jakieś "przepraszam" i wyszli. Dziewczyna natychmiast zaczęła to wszystko spróbować jakoś ogarnąć. Oczywiście do niej dołączyłam.

- Boże, jak w tak krótkim czasie można zrobić z mieszkania takie coś?! I gdzie oni znowu pili? Rany, jak Ty z nimi wytrzymałaś te dwa lata... - westchnęła zbierając właśnie odłamki szkła, które nie tak dawno tworzyły jednolitą szklankę.
- Wiesz, chyba dobrze im poszło na próbie skoro tak się upili. I trochę ich poniosło... Zdarzyło się to może z dwa, trzy razy podczas naszej znajomości, ale nigdy nie widziałam, żeby tak szybko się zebrali. - wyjaśniłam i zaczęłam chichotać pod nosem. Tak, wiedziałam na co stać chłopaków i to nie był jeszcze szczyt ich możliwości. 
Kiedy już mieszkanie wracało do stanu w jakim je zostawiłyśmy, Michelle znowu się odezwała.
- Słuchaj Claudia, tak w ogóle to nie powiedziałaś mi jak poszła Ci rozmowa. To był Duff, prawda? - wiedziałam, że w końcu o to spyta. Kolejne tłumaczenie się. Ostatnio dochodzi do tego za często. 
- Tak, to był on... - zrobiłam małą pauzę i zebrałam szybko myśli. - Wytłumaczyłam mu tą całą chorą sytuację i tak jakby jest ok. Ale czuć dystans... 
- Wybacz, ale dziwisz mu się? To co zrobiłaś było cholernie nieprzemyślane i pochopne, ale chyba i tak na dobre wyszło... Przekonamy się z czasem, a jeśli Duff się mocno nie zmienił, to pewnie niedługo mu przejdzie. - puściła mi oko i wyszła z mieszkania, zabierając ze sobą prawie pełny worek śmieci.

Ta, czy mu przejdzie to polemizowałabym. Jedno jest za to pewne - nie chciałam żeby w ogóle do czegoś takiego doszło. No ale nic, jest jak jest, przeszłości nie zmienię. Muszę się teraz tylko postarać.
Przez kolejne dwa dni Slash i Popcorn nie pojawili się u nas, tym bardziej Duff. W głębi duszy chciałam się z nim spotkać, ale oczywiście moja duma mi na to nie pozwalała. No, i nie wiedziałam gdzie mieszka. I kiedy w ogóle przyjechał do L.A. Mimo, że wszystko sobie wyjaśniliśmy co do mojego wyjazdu, to nie wiem kompletnie nic co się z nim działo przez ostatnie dwa lata. Modliłam się tylko, aby chłopcy znowu go przyprowadzili. Chwila... Claudia, zachowujesz się jak jakaś desperatka!

Założyłam bordowe trampki i czarny płaszcz, bo mimo, że była końcówka lipca dzisiejsza pogoda była okropna. Może nawet gorzej niż okropna. Deszcz padał strumieniami, jakby ktoś odkręcił zepsuty kran. Miałam wątpliwości, czy moja parasolka to wytrzyma. 
- Claudia, może powinnaś sobie dzisiaj odpuścić ten dzień pracy? W końcu wciąż masz niewykorzystany urlop, a jak urwiesz się z jednej zmiany to Cię przecież nie zwolnią.
- Po pierwsze, jest już na to za późno, a po drugie to takie coś mnie nie zatrzyma. Słuchaj, nie roznieś domu jak podrzucą Ci tego malucha. Nie chcę zarzyganej kanapy czy innego gówna. - puściłam jej oko i wyszłam z mieszkania. Tak, Michelle na ten czas będzie pracować jako opiekunka. Lepsza taka robota niż żadna, prawda? Od czegoś trzeba zacząć.
- Pff, ja to nie Ty! - usłyszałam, na co tylko się zaśmiałam. 

Tak jak przewidziałam, moja parasolka nie wytrzymała nawet jednego mocniejszego podmuchu wiatru, bo już było po niej. Resztę drogi musiałam przebiec, ale gdy dotarłam na miejsce wyglądałam jak przemoczona kura.  Szef tylko się na mnie krzywo spojrzał, tak samo ludzie w kawiarni, i zniknął gdzieś w swoim tak zwanym biurze, które było zwykłym małym pokoikiem, który niczemu nie służył. Tak, od czasu tamtej pamiętnej rozmowy z Michelle przez telefon strasznie się do mnie zraził. Ale co ja takiego kurwa zrobiłam? Naciągnęłam trochę rachunek? I tak mi to zabrał z pensji, więc nie wiem o co mu jeszcze chodzi. No cóż, na przyjaźni z nim jakoś nigdy mi nie zależało, byle by mnie nie wywalił. W końcu pracuję tutaj już dwa lata i wykonuję swoją robotę dobrze, więc jakie by miał ku temu powody?
Weszłam na zaplecze, jednak atmosfera jaka tam panowała... Nie wróżyła nic dobrego. Dziewczyny szeptały coś między sobą, śląc mi wredne uśmieszki. Po chwili dołączył do nas szef. 
- Słuchaj Claudia, nie będę owijać w bawełnę. Zwalniam Cię. 
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Zwolnić? Mnie? Może nie wyjdę na jakoś bardzo skromną, ale z całej naszej "ekipy" to zawsze ja dostawałam najwięcej przychylnych komentarzy i napiwków. O co chodzi?
- Ale jak to zwalniasz? Jaki masz ku temu powód? - dopytywałam.
- Po prostu wyszły pewnie komplikacje.
No nie. Tego już za wiele.
- Słuchaj, jakie kurwa komplikacje? Zwalniasz mnie, bo Ci podpadłam i tyle, zasrany szefunciu. Pewnie po mnie zatrudnisz sobie jakąś kolejną pustą lalę jak te które tutaj stoją. - wskazałam palcem na grupkę moich byłych "koleżanek" z pracy, które spojrzały na mnie jadowicie - Spoko, mi tam pasuje. Bo ja kurwa znam swoją wartość i nie zapominaj, że to zawsze ja dostawałam najwięcej napiwków. I wiesz co? I tak już rzygałam tą pracą tak samo jak i Tobą, jebany snobie! - wykrzyczałam i rzuciłam fartuch na podłogę, wychodząc stamtąd. 
- Takiej niewychowanej dziewuchy nikt nie przyjmie! - odkrzyknął głosem przepełnionym wściekłością. Nie zwracałam jednak na niego uwagi. Jak na ironię właśnie się przejaśniało.
Przeszłam się kawałek, jednak nie dałam rady i usiadłam na krawężniku. Co teraz będzie? Przecież Michelle nas nie utrzyma z opiekowania się dzieciakami, a na pieniądzach jej ojca też nie będziemy żerować. Strasznie mi wstyd... Bo w końcu to ja na nas zarabiałam, i dobrze mi z tym było. Czułam się potrzebna, ale nie wykorzystywana. Może dlatego, że matka nigdy nie prosiła mnie o pomoc ani na nic nie musiałam sama pracować. A teraz? Schowałam głowę w kolanach i nie wiem ile tam siedziałam, ale nagle usłyszałam jak ktoś wołał moje imię. Znajomy głos.
- Claudia? Czemu tutaj siedzisz? - podniosłam głowę i zobaczyłam... Duffa. No pięknie. Jeszcze tego brakowało.
- Nic, zwolnili mnie z pracy. - postanowiłam nie owijać w bawełnę. Co to za różnica w jaki sposób to powiem? Sens będzie taki sam. A on prędzej czy później i tak by się dowiedział od chłopaków. 
- Rany... Przykro mi. - odpowiedział zmieszany.
- Daj spokój, nikt mi nie umarł. Znajdę nową. - uśmiechnęłam się do niego, ale on wiedział, że to nie było szczere. Przez ten czas dużo się mimo wszystko nie zmieniło. 
Nie spodziewałam się tego, ale... usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Że co? A co z tym całym dystansem?
- Słuchaj, co powiesz na piwo? Stawiam. - spytał i wyszczerzył się do mnie tak jak to robił kiedy chodziliśmy do liceum. Poczułam się jakoś... swojsko. 
- Skoro stawiasz, to czemu nie. - odwzajemniłam uśmiech i udaliśmy się do najbliższego baru. 

Nie wiem co się z nim stało i z jego niechęcią do mnie, ale przez cały czas się śmialiśmy i wspominaliśmy dawne czasy. Wydawało mi się to w sumie dziwne, bo przecież nie tak dawno (bo dwa dni temu) nigdy bym nie pomyślała, że będzie potrafił tak ze mną spędzić czas. Nie tak szybko. Może faktycznie nie chował długo urazy? Dowiedziałam się, że Andy został w Seattle, bo Duff chciał grać w zespole "na poważnie", a jego przyjaciel nie kwapił się do wyjazdu. Jednak nadal do niego dzwoni i utrzymuje kontakt. Alice po wiadomości o moim wyjeździe wyprowadziła się i nikt nie wiedział dokąd. Szkoda, bo chciałabym z nią czasami pogadać. A co do mojej matki... Podobno popadła w alkoholizm. Nie byłam z nią blisko, to fakt, ale ta wiadomość lekko mnie zdołowała. Naprawdę stoczyłaby się z mojego powodu? Przecież traktowała mnie jak śmiecia. To musiało być coś innego. Może kiedyś się dowiem co. Cieszyło mnie jednak to, że Duff nie brał grania w zespole jako żart. Chciał coś osiągnąć, a nie skończyć tak jak większość kapel w L.A, które nie wychodzą z tak zwanego "podziemia". Nie wiem czemu, ale wiedziałam, że pewnego dnia mu się to uda. No, a teraz jeszcze dogadał się ze Stevenem i Saulem, to kto wie. Siedzieliśmy tam aż do wieczora, ale kiedy zorientowałam się która godzina postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Duff chciał mnie o dziwo odprowadzić, ale odmówiłam. Musiałam przemyśleć pewną kwestię. A mianowicie to jak powiedzieć Michelle i reszcie o moim zwolnieniu? 

Jako tako dotarłam do domu, bo ani to się upiłam, ani też do końca trzeźwa nie byłam. Nie lubiłam tego stanu. W środku zastałam Michelle siedzącą na sofie, już w piżamie oglądającą jakiś serial z popcornem na nogach. Popcornem do jedzenia oczywiście. 
- Ej, co tak długo? Poszłaś gdzieś po pracy? - odwróciła się do mnie i zapytała zaciekawiona.
- Jeszcze jakbym taką miała. - zakpiłam sobie i rzuciłam płaszcz na wieszak. 
- Chwila, co? Nie mów, że Cię wylali. 
- Zdarza się.
- Claudia, kurwa no. Sama mówiłaś na gwałt, żebym szukała roboty, bo teraz o nią trudno, a sama co robisz? - czuć było w jej głosie lekki zawód. Zrobiło mi sie głupio. Miała rację. 
- Wiem, ale to nie moja wina, że szefowi się poprzewracało w tym leniwym dupsku i zwolnił mnie bez powodu! - krzyknęłam zirytowana.
- Dobra, wyluzuj. Rodzice dzieciaka dobrze mi nawet płacą, a mała mnie polubiła, więc nie będzie tak źle. No i ojciec będzie mi jeszcze przesyłał kasę. Jakoś damy radę. - wstała i przytuliła mnie mocno do siebie, ja ją też.
- Wiem, że damy. 
Usiadłyśmy przy stole i dziewczyna nalała nam po szklance soku pomarańczowego. Nie wyglądała na złą ani zmartwioną, kamień spadł mi z serca. Zresztą, o co miałaby być wkurzona? To nie było z mojej winy.
- W ogóle byli u nas Hudson z Adlerem, kazali Cię pozdrowić i przeprosić, że ich tak długo nie było. Chociaż dla nas to może lepiej. - zachichotała i wzięła łyk soku. 
- Czasami lepiej jak ich nie ma w pobliżu. - stwierdziłam i jednym duszkiem wypiłam zawartość szklanki.

Położyłam się na łóżku i zaczęłam znowu myśleć o tej całej sytuacji. Gdzie tym razem mogę pójść szukać? Przecież jak ostatnio chodziłam z Michelle niczego nie mogłyśmy znaleźć w pobliżu. Może trzeba będzie odświeżyć samochód Margaret, który rzadko używany zaczął się niszczyć. No, i nie powiedziałam przyjaciółce o spotkaniu z Duffem. To chyba jednak zatrzymam dla siebie. Nie miałam siły nawet włączyć jakiejś płyty, bo powieki same mi się zamykały. Obawiałam się, że nasza dobra passa może się kończyć. 

6 komentarzy:

  1. Świetny blog. Spędziłam na nim b. dużo czasu analizując i czytając notki : D Super. Mam pytanko : z kim będzie Michie i Claudia ? Bo Michie wydaje mi się że wróci do Axla, a Claudia będzie ze Slashem ? W każdym razie ekstra. Możesz mi wysyłaś e-mailem info o nowych notkach ? (koniara1503@gmail.com). Serdecznie zapraszam na mojego bloga również o Gunsach.
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo. :D Niestety nie mogę ani ja, ani Claudia ci powiedzieć kto będzie z kim ponieważ wtedy nie byłoby takiej satysfakcji z czytania. Oczywiście postaramy się wysyłać informację o nowych rozdziałach.^^ /Michelle.

      Usuń
  2. Nareszcie się doczekałam. Blog czytam od dłuższego czasu bo cholernie mnie wciągnął. Jaram się, że Claudia pogodziła się z Duffem. Ogólnie bardzo podoba mi się jak piszecie, bo łatwo się to czyta, ale jest ciekawie. Czekam na kolejne rozdziały i zapraszam do siebie jak macie ochotę : http://its-so-easy-problem-child.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że tak długo zwlekałam z komentarzem, ale oto i jest XD Więc jestem z Ciebie dumna mamo, że dałaś radę napisać rozdział, który był zajebisty i dobrze wiesz, że ja bym mogła jeszcze czekać, ale cieszę się, iż już go dodałyście. Jestem zadowolona, że pojawił się Duff nagle taki przypadek XD Haha nie chciałabym wejść Michelle w drogę gdy jest zUa. Pozostaje mi tylko dodać, że czekam na kolejny XD Aaaa i prooszę wyłącz weryfikację obrazkową XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekamy na rozdział 19.

    OdpowiedzUsuń