Rozdział 20


Claudia

Obudziłam się z wtuloną Michelle przy moim boku. Uśmiechnęłam się do siebie i próbowałam jakoś wstać, aby jej nie obudzić. Domyślałam się, że ostatnio ma problemy ze snem, więc skoro dzisiaj ma wolne niech jeszcze śpi. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłony na boki. Ciepłe promienie słońca wpadły do pokoju, przy okazji lekko mnie oślepiając. Spojrzałam w okno i widok za nim raczej mnie nie zdziwił. Pełno ludzi, każdemu gdzieś się śpieszy, niektórzy wyglądają na szczęśliwych, a inni na przygnębionych. Ci pierwsi na pewno udają. Każdy ma jakieś problemy, po prostu czasami dobrze je się ukrywa. Moim na ten moment jest brak pracy. Dla ciebie może być to banał, ale dla mnie nie. Każdy mierzy dane rzeczy, sprawy, kłopoty swoją miarą. A ja już powoli miałam dość bezczynnego siedzenia na dupie. Dzisiaj znowu się rozejrzę. Ale przed tym wpadnę do dziewczyn.

Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zmierzyłam się wzrokiem i przeszedł mnie dreszcz. Dreszcz obrzydzenia. Nigdy nie lubiłam swojego ciała. Nieproporcjonalnie duże piersi do drobnej sylwetki. Dużo razy mi ubliżano z tego powodu. Że robiłam sobie jakieś operacje plastyczne, co było nieprawdą. Z reguły miałam to gdzieś, ale ile tak można? Człowiek czasami pęka. Mam dość lubieżnych spojrzeń facetów, którzy tylko szukają sposobu aby mnie zaliczyć ze względu na moje "walory". Nawet Saulowi czy Stevenowi się zdarza, ale nie mam do nich dużego żalu o to. Może kiedyś je sobie zmniejszę? Co za ironia, tak dużo dziewczyn płacze, że mają małe cycki, a ja tu narzekam, że mam je za duże. Oj Claudia, zawsze byłaś inna. Sięgnęłam po szczoteczkę i szybko umyłam zęby, uczesałam włosy i przemyłam twarz. Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z szafy jakąś pierwszą lepszą koszulkę i podarte szorty. Ostatnio było tak gorąco, że nie szło wytrzymać. Gdybym była jakoś bardzo wierząca to może nawet pomodliłabym się o deszcz. Wpadłam do kuchni i wzięłam łyk wody, założyłam moje znoszone trampki, które powoli zaczynały się rozlatywać. Świetnie, akurat teraz jak nie mam roboty. No cóż, ja i moje szczęście. Wyszłam i zapukałam w drzwi mieszkania na przeciwko. Przez 5 minut nikt nie odpowiadał, jednak w końcu w drzwiach pokazała się ostro skacowana Monica.
- I co, warto było? - zakpiłam z niej i wpakowałam się do środka.
- Weź nie pierdol, bo sama nie jesteś lepsza. - odgryzła mi się i usiadłyśmy przy dosyć chwiejnym stoliku.
- Gdzie Vera? Nadal śpi? - spytałam, bo nigdzie nie mogłam dostrzec jej towarzyszki.
- Nie, pewnie gdzieś polazła, od samego rana jej nie widziałam. Boże, mój łeb... Kurwa! - przeklnęła i oparła głowę o ścianę.
- Przestań jęczeć jak jakiś mały bachor, nie od dziś wiesz jakie są skutki takiego imprezowania. - po chwili dodałam. - Szczególnie z Panem Brownstone. - ta nie powiedziała nic, tylko spuściła wzrok. Obie wiedziałyśmy, że powoli traci nad tym wszystkim kontrolę. Nie chciałam, aby zmarnowała sobie życie.
- Mon, słuchaj, ja-
- O, cześć Claudia! No, i cześć MONICA. - w tym momencie przerwała nam Veronica, specjalnie mówiąc głośno aby wywołać jeszcze większy ból głowy u dziewczyny. Spojrzała tylko na nią złowrogo i zirytowana zatrzasnęła się w swoim pokoju. Świetnie.
- Nie uważasz, że było to niepotrzebne? - zapytałam, zmęczona już tą sytuacją.
- Chuj mnie to obchodzi czy było to potrzebne czy nie, zaczyna mnie już ostro wkurwiać. Znika sobie prawie na całe noce, olewa pracę i praktycznie tylko ja tutaj utrzymuję ten dom w jakimś stanie! Całą kasę przepierdala na dragi! - wykrzyknęła blondynka. W pewnym sensie ją rozumiałam.
- To może zamiast zachowywać się jak dzieci w piaskownicy i robić sobie na złość spróbowałabyś z nią pogadać i dojść do porozumienia?
- Ciekawe kurwa jak, jeśli zazwyczaj jest albo naćpana albo skacowana i niezdatna do jakiegokolwiek myślenia. - powiedziała i postawiła zakupy na blacie. - Tak w ogóle, to co jest? Bo chyba nie przyszłaś tutaj porozmawiać o naszej kochanej ćpunce.
- No nie. Zastanawiałam się, czy Ty albo Monica nie widziałyście jakichś ofert pracy czy coś. Bo przysięgam, jeszcze trochę i dostanę pierdolca. - westchnęłam ciężko i zaczęłam gapić się w szklankę.
- W sumie to raczej nie... Sama chwytam się czegokolwiek jak tonący brzytwy, bo ostatnio w naszym Mieście Aniołów trudno o robotę. Ale głowa do góry, jak coś znajdę to dam Ci znać! - wyszczerzyła się do mnie i wzięła gryz surowej marchewki. Boże, jak tak można? Albo to po prostu ja jestem nienormalna. Nigdy nie byłam zwolenniczką zdrowego trybu życia.
- Dzięki. - wstałam i uściskałam dziewczynę, po czym skierowałam się do wyjścia.

Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, bo nie chciałam siedzieć w domu. Postanowiłam udać się do Rainbow na jakieś piwo. Tak, sama. Czasami człowiek potrzebuje trochę czasu "sam na sam" aby przemyśleć pewne rzeczy. Bo oprócz kłopotów z pracą był jeszcze jeden... i nazywał się Duff. Nie rozumiałam go kompletnie. Wtedy kiedy poszliśmy sami do pubu, wydawało mi się, że cały ten dystans zniknął. A wczoraj na plaży? Unikał mnie jak powietrza, zamieniliśmy tylko parę zdawkowych zdań. Ja już naprawdę nie wiem jak mam go traktować.
Usiadłam przy barze i zwróciłam się do mężczyzny w podeszłym wieku.
- Cześć Rory. - przywitałam się i oparłam rękę o blat.
- O, witam panienkę. Dawno Cię tu nie widziałem. O tej porze to chyba coś lżejszego kalibru? - posłał mi swój zawadiacki uśmiech, którym pewnie kiedyś czarował dziewczyny takie jak ja.
- Jak Ty mnie dobrze znasz. - odwzajemniłam uśmiech. - Piwo, jeśli można.
- Dla Ciebie, zawsze. - puścił mi oczko i sięgnął po butelkę spod lady. Z resztą uporałam się sama.
Spędziłam tam może z godzinę, sącząc wciąż ten sam napój. Czasami zagadał do mnie Rory, jednak zauważył, że nie przyszłam tutaj na towarzyskie pogawędki. Dziękowałam mu w duchu, że nie był natrętny. Miałabym potem wyrzuty gdybym chamsko go potraktowała. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Już przymierzałam się do ciosu, jednak przeszkodziła mi w tym burza czarnych loków.
- Hudson, kurwa, nie strasz mnie tak! - krzyknęłam na przyjaciela.
- Wyluzuj kochanie, przecież nie złapałem Cię od tyłu i nie zaciągnąłem do ciemnego konta. Jesteś zbyt przewrażliwiona. - pouczył mnie i lekko się roześmiał. Po minucie również się dosiadł.
- Co ty tu właściwie robisz sama? Bez Michelle? - zaczął się dopytywać.
- Nie jesteśmy złączone pępowiną, a czasami potrzebujemy chwil dla siebie. Zresztą, co ty się tak o nią wypytujesz? Wpadła Ci w oko? - szturchnęłam go i wreszcie skończyłam moje piwo.
- No bo odkąd przyjechała do L.A zawsze jesteście razem... I czy ja wiem czy wpadła. Jest ładna, bardzo ładna. Śliczna wręcz. Ale bardziej traktuję ją jak młodszą siostrę.
- No to cieszę się w takim razie, bo uwierz Saul... Gdybyś ją tylko zranił, nie miał byś już czym ruchać. - powiedziałam to całkiem serio, a ten tylko przełknął ślinę. Trudno mi było stłumić śmiech, bo wyraz jego twarzy był bezcenny.

Długo tam nie siedzieliśmy, bo mi jak i mojemu przyjacielowi pusty żołądek dawał się we znaki. Udaliśmy się do mojego mieszkania z nadzieją, że Michelle już się obudziła i wpadła na pomysł przygotowania jakiegoś śniadania. Podczas naszej drogi dowiedziałam się, że w sobotę ma grać jakiś zespół w Cathouse, jednak to nie było najważniejsze. Podobno po tym ma być jakaś spora impreza i jest wstęp wolny. No, czyli plany na weekend już mamy. Teraz trzeba tylko powiadomić resztę.
W domu powitał nas zapach jajecznicy na bekonie, z czego Slash był bardzo zadowolony. Kiedy weszliśmy do kuchni spostrzegliśmy też Stevena, jak zwykle oglądającego telewizję.
- Gdzie ty poszłaś już z samego rana? - spytała Michelle, nie odrywając wzroku od patelni.
- Poszłam się przejść i poszukać pracy. - no, może druga część nie była do końca prawdą, ale w końcu byłam u dziewczyn, nie?
- I pewnie nic nie znalazłaś. - westchnęła i zaczęła przewracać jajko na drugą stronę.
- Nie, ale poprosiłam Verę aby dała mi znać jak coś znajdzie. Długo się jeszcze będziesz babrać z tą jajecznicą? Bo chłopakom zaraz chyba język ucieknie do dupy. - powiedziałam odwracając się do naszych gości, którzy już czekali przy stole jak małe dzieci. Dołączyłam do nich i po paru minutach w końcu zapełniliśmy nasze żołądki. Muszę przyznać, że Michelle stawała się tak dobra jak jej tata. Kolejny plus mieszkania z nią pod jednym dachem. Z Monicą zazwyczaj żyłyśmy na mrożonkach i zamówionej pizzy, bo ta gotowała raz na ruski rok. A już wiecie, że moje zdolności kulinarne ograniczają się tylko do robienia kanapek i wstawienia wody na herbatę.

Gdy zajadaliśmy się jajecznicą postanowiłam wspomnieć o imprezie w Cathouse o której mówił Slash, bo czułam, że muszę odreagować. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni do tego pomysłu, a dziewczyny z naprzeciwka tym bardziej będą. Boję się tylko o Monicę, bo z jej braniem jest ostatnio coraz gorzej... No i była jeszcze kwestia Duffa. Nie wiem, czy chłopaki mieli zamiar go zabrać, ale on i mulat nawiązali dobry kontakt i coraz częściej umawiali się na próby. Więc szansa na pojawienie się blondyna była bardzo możliwa. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy już zastanawiać się nad wymówką aby zostać w domu.
Czwartkowe popołudnie minęło powoli i spokojnie. Popcorn i Saul po śniadaniu stwierdzili, że dwa dni to nie dużo i zostaną u nas do soboty, bo w końcu bez sensu by było znowu tu przychodzić, prawda? Większość czasu spędziliśmy na oglądaniu telewizji i słuchaniu razem muzyki, o której czasami żywo dyskutowaliśmy. Nie raz wywiązała się kłótnia pomiędzy którymś z nas na temat danych zespołów czy wykonawców. Zawsze jednak kończyły się one rozejmem. Podczas tych dwóch dni odwiedziła nas tylko Veronica, bo jej współlokatorka od tamtej imprezy przebywała tylko w swoim pokoju, czasami zaglądała do kuchni. Martwiło mnie to, nie powiem, ale wiem, że Monica i tak by mi nic nie powiedziała. Chociaż zarzekła się, że na imprezę z nami pójdzie. Nie rozumiem jej kompletnie.

W końcu nadeszła sobota. Od rana wszyscy byli w dosyć dobrych humorach, tylko nie ja. Bo nadal nie wiedziałam, czy nasi przyjaciele zaprosili Duffa czy też nie, co ciągle wybijało mnie z rytmu. Oczywiście, że mogłam zapytać. Ale nie, bo przecież ucierpiała by na tym moja jebana duma i inni zaczęli by snuć jakieś domysły. Chociaż Michelle i tak widziała, że coś jest nie tak. Wzięła mnie na stronę.
- Claudia, co jest? Myślałam, że chcesz iść na tą imprezę. - zmierzyła mnie uważnie wzrokiem i czekała na moją odpowiedź.
- No niby chcę, ale...
- Ale nie wiesz czy będzie tam pan McKagan? - dokończyła i chytrze się do mnie uśmiechnęła. To się zaczynało już robić straszne.
- Po części masz rację. - odburknęłam.
- Słuchaj, ja głupia nie jestem, a on ewidentnie coś do Ciebie ma, nie zaprzeczysz.
- Tak, tylko raz jest kurde ok i gadamy normalnie a potem zachowujemy się, jak byśmy się pierwszy raz na oczy widzieli. I nie wiem jak będzie dzisiaj jeśli on się pojawi. - powiedziałam jej wszystko co mnie trapiło, a ta tylko przewróciła oczami.
- Boże, wyluzuj! Może Ty tego nie widzisz, ale nie jesteś mu obojętna, nawet po tym co mu odwaliłaś. Więc dzisiaj masz się dobrze bawić i przestań mi tu wynajdywać problemy z dupy.
- No dobra, ale jest też druga część.
- A mianowicie...?
- Monica.
Zapadła krępująca cisza. Michelle też wiedziała co się z nią zaczyna dziać. A dzisiaj może się powtórzyć sytuacja sprzed tygodnia. I obydwie się tego obawiałyśmy.
- Słuchaj, postaramy się mieć dzisiaj na nią oko i tyle.
- Michelle, kurwa, to nie jest małe dziecko, żeby mieć na nią oko. Ty wiesz ile tam będzie ludzi? Nie wspominając o tych, którzy będą mieć ze sobą kokę albo herę, czy inne gówno. Dzisiaj jest idealna okazja dla niej, aby coś wyłapać.
- Ale my też nie jesteśmy jebanymi niańkami Claudia. Ma własny rozum.
- Niby ma, a niby nie ma. Zresztą, koniec tematu.

Przez resztę czasu praktycznie nic nie robiliśmy, każdy zajął się czymś innym. Ja czytałam, Michelle rysowała, Slash grał na gitarze a Adler oglądał telewizję. Jak zwykle. Potem przyszła do nas już wyszykowana Veronica oznajmiając, że jej współlokatorka dołączy w klubie. Gdyby nie ona to pewnie ja i Michelle siedziałybyśmy jak te trusie, wciąż się obijając. Tym razem to ja dobiegłam szybciej do łazienki, przez co potem zostałam ostro wyzwana. Kto pierwszy ten lepszy, takie jest życie.
Natapirowałam lekko włosy, przejechałam bladoczerwoną szminką po moich ustach i podkreśliłam oczy kredką. Więcej mi nie potrzeba. Co do mojego stroju to założyłam swoje skórzane spodnie, czarny biustonosz i prześwitującą bluzkę z logo Queen'u. Na to jeansową kamizelkę. Wyobrażając sobie już mój jako taki powrót do domu, założyłam kowbojki zamiast glanów. Nie chciałam się w nich zabić. Chłopaki raczej nie przejęli się tym jak będą wyglądać, idą tam by się zabawić i tyle. Czasami im tego zazdroszczę. Michelle wyglądała podobnie jak ja, ale nie byłyśmy na siebie z tego powodu złe, jak niektóre dziewczyny. Wręcz przeciwnie, byłyśmy w sumie z tego zadowolone, bo wyglądałyśmy jak siostry, a przecież tak się nawet czujemy.

Wyszliśmy wszyscy razem z domu o jakiejś 21, bo nie kwapiliśmy się aby posłuchać zespołu, który miał być gwiazdą dzisiejszego wieczoru. Po prostu, jest wstęp wolny, dużo ludzi, można zaszaleć. Tylko to się liczy. Kiedy dotarliśmy na miejsce moje najgorsze przypuszczenia się sprawdziły. Duff już stał przed wejściem, a Monica razem z nim. O czymś rozmawiali, ale sądząc po ich minach, niecierpliwie na nas czekali, bo chyba nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Slash, już lekko wcięty, zawołał ich do nas, jednak musiał powtórzyć tą czynność kilka razy, bo było kurewsko głośno. W końcu nas zauważyli i natychmiast podeszli. Przywitaliśmy się wszyscy, a kiedy doszło do mnie i Duffa tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Claudia, co ty odpierdalasz? Weź się w garść. Nie mogłam tego tak zostawić.
- No, cześć. - próbowałam brzmieć spokojnie, ale chyba coś nie wyszło.
- Hej. Coś się stało? - spytał, lekko zmieszany tonem mojego głosu. Świetnie, idiotko.
- Nie, po prostu strasznie dużo tu dzisiaj tych ludzi, nie spodziewałam się tego. - zaśmiałam się głupkowato. Tak, nie wiedziałaś, mhm.
- W sumie to ja też, bo nie sądzę aby ten zespół co dzisiaj gra był jakiś popularny. Nigdy o nim nie słyszałem przynajmniej.
- Większość pewnie przyszła tylko żeby się najebać i zaliczyć jakieś groupies. - wypaliłam, po czym obydwoje się roześmialiśmy.
- Ej, macie tu zamiar spędzić tak cały wieczór, czy wchodzicie do środka?! - krzyknął do nas Steven, znikając gdzieś w tłumie. Dzięki Adler, akurat kiedy rozmowa zaczynała jakoś się kleić.
- Ta, już idziemy.
Ogólnie atmosfera nie była zła, czasami ktoś postawił kolejkę, na co ludzie rzucali się jak sępy. W niektórych kątach można było dostrzec laski obrabiające pały spoconym gościom, co strasznie odstręczało. No ale cóż, ich życie. Przynajmniej nie robili tego na środku sali. Tak jak myślałam, po Monice nie było śladu już po godzinie. Jednak stwierdziłam, że chcę się dzisiaj dobrze zabawić, a nie robić za opiekunkę. A i tak byłam młodsza od niej.

Aby nie wydawać niepotrzebnie pieniędzy, które ostatnio są nam bardzo potrzebne, szukałam jakichś naiwniaków, którzy postawiliby mi procenty na śliczne oczy. Udało się z 3 razy, bo reszta liczyła na coś więcej po jednym drinku. Potem wracałam do Michelle i Veronici, aby trochę potańczyć i się rozluźnić. Szczerze powiedziawszy, nawet nie mogłam rozpoznać co leci w głośnikach. Jednak dobrze się bawiłyśmy, i to się liczyło. Slash, Popcorn i Duff siedzieli przy stolikach i pili, o dziwo bez towarzystwa tanich dziw... pań do towarzystwa. Nie umawialiśmy się przecież, że spędzamy czas tylko w swoim gronie, prawda?

W pewnym momencie musiałam pójść do toalety, bo mój pęcherz nie wytrzymywał. Spytałam się przypadkowego gościa, który pokierował mnie w stronę drzwi z odwróconym trójkątem. Sprawdziłam parę kabin, czy są zdatne do jakiegokolwiek użytku, ale kiedy otworzyłam drzwi do ostatniej, zamurowało mnie. W środku leżała nieprzytomna Monica, z igłą nadał w żyle i głową w kiblu. Od razu do niej podbiegłam i sprawdziłam puls. Zalała mnie fala zimnego potu. Żyła, ale była nieprzytomna. Oparłam ją o ścianę i zaczęłam policzkować. Nic. Wzięłam w garść trochę zimnej wody i ją oblałam. Podziałało, ale tylko na chwilę. Zamroczona, spojrzała na mnie i znowu zamknęła oczy.
- Monica, do chuja pana! Obudź się, słyszysz?! Ja cię kurwa nie będę taszczyć, a tym bardziej inni! Monica! - uderzyłam ją w twarz, na co a tylko się uśmiechnęła. Byłam już ostro wkurwiona, nie powiem.
- No to zajebiście.
Upewniłam się, że dziewczyna jest w miarę bezpiecznej pozycji i pobiegłam do chłopaków. Najlepiej z nich mimo wszystko trzymał się Duff, ale i tak widać było po nim, że mało nie wypił. Nie mogłam przecież zadzwonić po pogotowie, bo miałaby jeszcze większe kłopoty niż dotychczas.
- Kurwa, któryś z was musi mi pomóc. - powiedziałam, widocznie spanikowana.
- Ej, mała, wyluzuj. Co się stało? - zapytał kompletnie zalany Saul.
- Monica ostro zaćpała i sama jej nie przytargam do domu, dlatego zwracam się do was. - odpowiedziałam zirytowana.
- Ale co ty jesteś, jej matka czy co? Skoro się zaćpała, to jej sprawa. - stwierdził mulat i wziął łyka Jima Beama.
- Pomógł by mi któryś z was w końcu, czy nie? Ładnie, kurwa, proszę. - wysyczałam przez zęby.
- Dobra, nie denerwuj się Claudia, ja pójdę. - zaoferował się Duff. Dzięki Bogu on, bo wątpię, że ci dwaj pozostali na wiele by mi się przydali.
- Dzięki wielkie. A ty Adler, przekaż dziewczynom co jest grane. - rozkazałam i skierowałam się w stronę toalet.
- Tak jest, sierżancie! - zasalutował i zerwał się na równe nogi. Wyglądało to komicznie, bo prawie się przewrócił na Saula.
Ludzie raczej nie zwrócili uwagi na to, że blondyn wszedł razem ze mną do damskiej łazienki. W końcu mogliśmy tam pójść aby zaliczyć jakiś numerek, nie? No cóż, nie tym razem. Monica nadal siedziała oparta, nadal nieprzytomna.
- Duff, mógłbyś ją podnieść? - spytałam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ta, spróbuję. Ale nie obiecuję, że się nie wywrócę. - zażartował, co trochę rozluźniło atmosferę. Monica nie należała do najcięższych, więc poradził sobie z nią bez większych komplikacji. Wynieśliśmy ją stamtąd na barkach Duffa, czym ochrona kompletnie się nie przejęła. W sumie, czemu by miała? Kolejna zaćpana dziewczyna. Pewnie widzieli to nie raz. Ludzie też nie zwracali na nas uwagi, a Michelle i reszty już nie mogłam dostrzec. Kiedy w końcu przecisnęliśmy się przez grupy ludzi, wyszliśmy na zewnątrz.
- Dasz radę zanieść ją do mieszkania? Bo nie mam zbytnio kasy na taksówkę...
- Jeśli ładnie poprosisz, to kto wie. - na jego twarzy pojawił się ten typowy zadziorny uśmiech. Jak ja za tym tęskniłam, naprawdę.
- Oh, przestań się zgrywać, mówię poważnie. - szturchnęłam go lekko, aby nie zrzucił brunetki.
- Nie jest taka ciężka, więc chyba dam.
- No to w drogę.

Dojście do domu zajęło nam 40 minut, a kiedy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania Monici, przypomniał mi się bardzo istotny fakt. Nie mieliśmy kluczy do jej mieszkania. A nie widziało mi się nocowanie jej u nas, bo pewnie Steven i Slash zostaną na noc.
- Co teraz zrobimy? - zapytał, stawiając dziewczynę na nogi.
- Chyba będę musiała zmarnować moją wsuwkę. - wyjęłam ową rzecz z moich włosów, rozprostowałam i wsadziłam w zamek. Zaczęłam nią kręcić naokoło, aż w końcu usłyszałam przeskakujący mechanizm. W końcu na coś mi się to przydało.
- Nigdy mi nie mówiłaś, że potrafisz zawodowo otwierać czyjeś zamki i włamywać się do mieszkań. - powiedział zdumiony, ale też i zaciekawiony.
- Nie ma się czym chwalić kochany.
Weszliśmy do środka i natychmiast położyliśmy Monicę w jej łóżku. Postawiłam również miskę i szklankę wody na komodzie, aby rano nie musiała się z tym męczyć. Jednak nadal byłam na nią zła. Zniszczyła wieczór i mi, jak i Duffowi. Była 2 w nocy.
- Wracasz teraz do siebie? - spytałam, patrząc na wychodzącego blondyna.
- Ta, zmęczony jestem, a mam trochę do przejścia.
- Jak chcesz... - zrobiłam małą pauzę aby jeszcze szybko zebrać myśli. - to możesz spać u nas. Vera pewnie przenocuje Saula albo Stevena, więc wciąż mamy miejsce. - wypaliłam, lekko się czerwieniąc. Na szczęście tego nie zauważył.
- Właśnie ratujesz mi dupę. - wyszczerzył się i poszliśmy do mieszkania naprzeciwko, zamykając za sobą drzwi.

Zapaliłam światło w "telewizorni" i poszłam poszukać jakichś koców. Czułam się trochę niezręcznie. Ale to minie. Musi. Kiedy wróciłam do pokoju rzuciłam w Duffa stertą koców tak mocno, że prawie się przewrócił.
- Wiesz, że oddam dwa razy mocniej? - powiedział, zwijając kawał materiału w dużą kulę.
- Tak, ale najpierw musisz mnie złapać! - krzyknęłam, wbiegając do łazienki, po czym szybko przekręciłam klucz.
- Nie ma tak!
- Jest, bo właśnie muszę wziąć prysznic.
- To może dołączę? - spytał, na co ja głośno się roześmiałam.
- Za wysokie progi na twoje nogi, panie McKagan. - odpowiedziałam, odkręcając wodę w prysznicu.
- Jeszcze się przekonamy.
Kiedy wyszłam, zobaczyłam go śpiącego na kanapie. Mogłabym nawet powiedzieć, że wyglądał bardzo niewinnie, ale chyba nie przeszłoby mi to przez gardło. Wzięłam jeden koc i przykryłam go całego, jednak ten nagle się obudził. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chwycił mnie i przyciągnął do siebie tak, że teraz leżałam razem z nim.
- Co ty robisz idioto?! Chcesz, żebym zeszła tu na zawał?! - wykrzyczałam, próbując uwolnić się z jego uścisku, jednak on i tak był za silny.
- Jesteś zbyt młoda na zawał, więc nie ze mną te numery. - powiedział, ciągle się uśmiechając.
- Bardzo śmieszne, a teraz mógłbyś mnie już puścić?
- Nie. To jest zapłata za to, że wyciągnęłaś mnie ze środka imprezy. - stwierdził i przytulił mnie jeszcze mocniej. Czułam, że serce zaczynało mi bić coraz szybciej, ale natychmiast próbowałam się uspokoić.
- Gdybym o tym wiedziała, to poprosiłabym już kogoś innego. - wymamrotałam.
- Ale nie wiedziałaś, a teraz Dobranoc. - mówiąc to zamknął oczy i chyba naprawdę zasnął, teraz już na dobre. A co ja miałam zrobić? Nawet nie chcę wiedzieć, co powie Michelle jak nas zobaczy, nie wspominając o reszcie.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.
    Boże, teraz przez tydzień będę snuła domysły co stanie się w następnym rozdziale. :)/Joan.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak słooodko. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. CHCEM ROZDZIAL Z MICHIE <3 I ZRBY TAM BYL AXLLLLL Z IZZZYM, BO JA ICH WIELBIE.

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiecie co ? Zauwazylam, ze w zadnym opowiadaniu glowna bohaterka nie jest z Popcornem... napisze cos takiego ! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrobiłam kiedyś coś o Adlerku, ale nikt tego nie czytał xD
    a tak w ogóle to świetny rozdział i wybaczcie, że tak rzadko komentuje, ale zwykle czytam z telefonu, a tam nie specjalnie się da :C

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde muszę zacząć komentować na bieżąco chociaż taką aktualną opinię zawsze pisze Ci na gadu co nie zmienia faktu, że rozdział jest zajebisty :3 Mam wrażenie, że Michie zacznie snuć domysły na widok swojej przyjaciółki z Duffem, ale Claudia pewnie wybije jej z głowy te teorie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, witam! Jestem taką cichą czytelniczką :D Przeczytałam wszystko, nawet komentarz z anonima zostawiłam... no nie ważne. Nominuję twego do The Versatile Blogger Award xD Więcej informacji tu - http://zycie-bez-zasad.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń