Rozdział 10


Claudia

Wypad z chłopakami wyszedł co najmniej świetnie. Moje wcześniejsze zdanie na temat Andiego totalnie się zmieniło, bo gdy poznał mnie trochę lepiej rozluźnił się i już nie był taki spięty jak na początku. Mimo, że znamy się z Duffem bardzo krótko to załapałam z nim znakomity kontakt. Naprawdę, gdyby go tu nie było to nie wiem czy poradziłabym sobie w Seattle. Po prostu gdy z nim rozmawiam mam wrażenie, jakbym znała go dwa lata, a nie dwa dni. Jednak... i tak mu w pełni nie ufam. I nie dlatego, że zachowywał się podejrzanie. Taka już jestem. Ludzie za bardzo nadszarpnęli moje zaufanie, powodując u mnie wewnętrzną blokadę. Rok temu byłam zupełnie inna. Mniej pyskata, bardziej otwarta. Zmieniło się to po jednym wydarzeniu, o którym może potem. Tak czy siak, po powrocie do domu zadzwoniłam do Michelle i w końcu wszystkiego się dowiedziałam. Akurat w tym przypadku cieszyłam się, że "zainterweniowała" policja, ponieważ nie chciałam aby moja przyjaciółka przeżyła swój pierwszy raz na jakiejś ławce w brudnym parku. Wiem, że gadam jak jakaś stara dewotka. Ja tylko nie chcę, aby zmarnowała ten wyjątkowy moment tak jak zrobiłam to ja.
Gdy skończyłyśmy rozmowę wzięłam sobie jakąś bułkę oraz szklankę wody i udałam się do swojego pokoju. Kartony przyszły dziś po południu, więc w końcu mogę udekorować swoją nową sypialnię. Na jednej ścianie zmieściły mi się dwa duże plakaty z Led Zeppelin i Aerosmith, trzy średnie z Ramones, Misfits i The Beatles oraz jeden mały z The Adicts. Kolejną ścianę obkleiłam wycinkami z gazet, swoimi bazgrołami i paroma zdjęciami z dzieciństwa. W sumie to nie wiem czemu je wieszam, tylko pogarszają mi humor. Wtedy wszystko było lepsze. Rodzice nadal byli razem, tata wciąż był z nami, mama nie była taką suką. A ja byłam jeszcze normalnym dzieckiem. Czasami się zastanawiam jaka bym była teraz gdyby ojciec został i nie wziął rozwodu z matką. Zresztą, nie będę o tym myśleć. Wyszło jak wyszło, czasu nie cofniesz, przeszłości nie zmienisz.

Kiedy skończyłam robotę z dekorowaniem i układaniem była jakaś 21. Postanowiłam wyjrzeć przez okno, bo szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam co za nim jest. Otworzyłam je i lekko się wychyliłam. Na przeciwko mnie był czyiś pokój, który mieścił się w domu Duffa. Świetnie. Nie miał zasłon, więc łatwo było zobaczyć wnętrze pomieszczenia. Podobnie jak moje, było obłożone najróżniejszymi plakatami. Pomińmy może już "porządek", który tam panował. Mam nadzieję, że to pomieszczenie należy do kogoś z jego rodzeństwa...
Jak na złość, po chwili wszedł nikt inny jak sam Duff. Natychmiast chciałam się schować za ścianą, jednak jak to ja, zahaczyłam o jakąś rzecz. Tą rzeczą okazało się krzesło, z którym zaczęłam się szamotać. Niestety, było już za późno, ponieważ chłopak zdążył mnie zauważyć i podszedł do okna. Czułam, jak policzki robią mi się czerwone.

- Hahah, wszystko w porządku? Bo widzę, że toczysz właśnie bitwę na życie i śmierć! - zawołał i zaczął się głośno śmiać.
- Oh, zamknij się. Nie moja wina, że to krzesło próbowało przeprowadzić na mnie zamach! - odkrzyknęłam i udałam obrażoną.
- Albo po prostu ktoś tu jest niezdarą. I do tego podglądaczem. - powiedział z tym swoim typowym uśmiechem na ustach.
- Nie jestem podglądaczem! - teraz pewnie nikt by nie rozróżnił mojej twarzy od pięknego, czerwonego buraka.
- Bez powodu się tak nie rumienisz. - wyszczerzył zęby i usiadł na parapecie.
- Ciepło u mnie w domu jest, dosyć... A tak w ogóle, to nie wiedziałam, że to Twój pokój. - próbowałam zejść z tematu mojej facjaty. Nie chciałam się bardziej kompromitować.
- No mój, mój. Przedtem za nim nie przepadałem, ale teraz chyba zmienię zdanie. - ha ha, bardzo śmieszne. Naprawdę.
- Zobaczysz, będziesz błagał swoje rodzeństwo aby się z Tobą zamienili. - próbowałam go jakoś zniechęcić, bo bałam się, że będzie mi notorycznie zaglądał w okno. Nie, to nie tak, że uważam go za zboczeńca. Po prostu nie lubię gdy ktoś mi zagląda gdziekolwiek. I bez skojarzeń proszę.
- Jeszcze się przekonamy.
- Z pewnością. - mówiąc to odeszłam od okna i je zamknęłam. Duff od razu zrobił smutną minę, jednak ja mu tylko pomachałam i zasłoniłam kurtyny. Rozejrzałam się wokoło i stwierdziłam, że pokój który mam teraz jest o wiele lepszy niż ten, który miałam w Lafayette. Jeden z nielicznych plusów tej przeprowadzki. Zajrzałam do pudła z winylami i wybrałam płytę Sex Pistols. Po paru chwilach już rozbrzmiewały pierwsze dźwięki Bodies z Never Mind The Bollocks. Uwielbiałam tą płytę, jak i sam zespół. Rozłożyłam się na łóżku i nie myślałam już o niczym. Jednak mój czas relaksu został przerwany przez jakieś pukanie. Podniosłam się i zatrzymałam płytę, aby zlokalizować źródło z którego pochodziło owe pukanie. Dochodziło z mojego okna. Jakiś ptak próbował się dostać? Jeśli tak, to musiał być wyjątkowo tępy. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony, jednak to co zobaczyłam po drugiej stronie zamurowało mnie. Przed moimi oczami ukazał się Duff, który ledwo trzymał się parapetu i z jego oczu można było wyczytać coś typu "Błagam Cię, jeśli mnie wpuścisz przez resztę życia będę kupował Ci babeczki na śniadanie". Zlitowałam się i kiedy otworzyłam okno od razu wszedł do środka, nie pytając mnie o zdanie.
- Odpierdoliło Ci?! - krzyknęłam, kiedy wstał na nogi.
- Nie, po prostu się ze mną nie pożegnałaś. - próbował zrobić obrażoną minę, ale zamiast tego wyszedł mu jakiś dziwny grymas, który przyprawił mnie o mały chichot.
- Boże... naprawdę? - westchnęłam i usiadłam na łóżku. Duff zaczął się rozglądać po moim pokoju i jego uwagę przykuły o dziwo, zdjęcia, nie plakaty.
- To Ty? - zapytał, wskazując na zdjęcie, które pokazywało małą dziewczynkę trzymającą swoich rodziców za ręce.
- Tsa...
- Jaki mały słodki brzdąc! - czy on się ze mną drażnił?
- Cicho bądź. - odburknęłam. Nie lubiłam tego zdjęcia, jednak nie mogłam go zniszczyć bądź schować.
- Dlaczego twój tata już z wami nie jest? - no, strasznie bezpośredni jest.
- Rozwiedli się.
- Można wiedzieć czemu? - dopytywał. Normalnie to powiedziałabym komuś żeby się po prostu nie interesował, jednak nie potrafiłam tak się do niego odezwać. I to mnie irytowało.
- Jednego dnia moja matka oświadczyła mi, że już się nie kochają i tata się wyprowadził. Do tej pory nie wiem o co poszło, a z ojcem straciłam kontakt. Matka prawdopodobnie mu zakazała. - boże, i czemu ja to mówię? Znam go raptem dwa dni, a już mu opowiadam historię mojego życia. Tylko Michelle wie o moich rodzicach.
- U mnie ojciec zdradził mamę... Od tej pory z nim nie rozmawiam. - nagle wypalił. Jednak kiedy mi to powiedział, poczułam jakby stał mi się... ciut bliższy? Jego rodzice też są po rozwodzie, kolejna wspólna rzecz. Fakt, Michelle też się wychowywała z samym ojcem, ale z powodu śmierci jej mamy, a to nie to samo.
- Rozumiem... Ciesz się, że masz chociaż w swojej mamie jakieś wsparcie... - ja w swojej nie miałam żadnego. Gdyby mogła to udupiła by mnie jeszcze bardziej.
- Wiem i doceniam to. Ale z tego co się orientuję z twoją jest już gorzej? - kolejne trudne pytanie.
- Łączą mnie z nią tylko więzy krwi, to tak w skrócie. - chyba wyczuł, że nie chcę o tym rozmawiać, bo już więcej o tym nie wspominał.
- Tak w ogóle to ładne rysunki. Sama bierzesz pomysły? - tym razem jego uwagę przykuł mój rysunek przedstawiający postać, która była pół-wężem, pół-człowiekiem. Nawet nie wiem, skąd mi się to wzięło. Zawsze rysowałam jakieś dziwne rzeczy. Czasami przerażające.
- Tak, nie mam pojęcia czemu to narysowałam, więc nie pytaj.

Nagle zadzwonił telefon z dołu. Zastanawiałam się, kto to mógł być o tej porze. Matka? Może coś jej wypadło w pracy na nocnym dyżurze. Chociaż wątpię, ona bardzo rzadko dzwoni aby mnie o czymś poinformować. Na Michelle też już było ciut za późno, jednak nigdy nic nie wiadomo. Przeprosiłam Duffa i zeszłam do salonu. Gdy podniosłam słuchawkę przywitał mnie znajomy głos.
- Cześć. - usłyszałam. No tak. Michelle mówiła mi, że Jeffrey ma do mnie zadzwonić. A takie monotonne "cześć" rozpoznałabym wszędzie.
- Czyżby pan "Stradlin"?
- Tak. - zabawny jak zwykle.
- Rozumiem, że dzwonisz sprawdzić, czy żyję?
- No tak, i ogólnie się dowiedzieć jak sobie radzisz. - Jeff był jaki był, jednak wiedziałam, że na niego też mogę liczyć.
- U mnie wszystko w porządku, jeśli mogę tak powiedzieć. Poznałam paru nowych ludzi. No, ogólnie jest dobrze. Tęsknię za wami. I szczerze, to chciałabym wrócić do Lafayette, mimo wszystko.
- Cieszę się. Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie. - dało się wyczuć nutkę radości w jego głosie. Mimo, że znaliśmy się dopiero z trzy miesiące, mogłam mu ufać, a on mi.
- Dziękuję, naprawdę.
- Nie ma za co. Jeśli coś się stanie to wiesz, że zawsze możesz zadzwonić.
-Wiem, wiem. Wybacz Jeff, ale muszę już kończyć. Jutro szkoła, a ja jestem zmęczona. Jak coś to zadzwonię jeszcze.
- Spoko, rozumiem. Do usłyszenia.
- Trzymaj się! - odłożyłam słuchawkę i kiedy się odwróciłam, o mało nie dostałam palpitacji serca. Przez cały ten czas stał za mną Duff i słuchał mojej rozmowy. Nienawidzę takiego czegoś.

- Pojebało Cię?! Ty chyba lubisz mnie straszyć, co?! - ryknęłam na niego, wściekła jak osa.
- Wręcz uwielbiam, a szczególnie kiedy się złościsz. - wyszczerzył się do mnie, co spowodowało obniżenie mojej furii o 50%. Nie cierpię go za to. Co nie zmienia faktu, że nadal byłam zła.
- A wiesz, że nie podsłuchuje się czyichś rozmów?!
- Rany no, nudziło mi się, więc zszedłem na dół, a że Ty rozmawiałaś to postanowiłem poczekać aż skończysz. - tłumaczył się jak małe dziecko.
- Boże, idźmy już na górę najlepiej. Która w ogóle godzina?
- Koło dwunastej, czemu pytasz?
Że co?! Już dwunasta? Ostatnio czas jakby mi przelatywał przez palce. Zdecydowanie mi się to nie podobało.
- Pytam, bo chyba już czas na Ciebie panie McKagan. - powiedziałam, popychając go w stronę drzwi.
- Chcesz mnie odesłać do domu w środku nocy? Żeby mnie ktoś tam zgwałcił?! Jak możesz! - tym razem to on próbował mi robić wyrzuty, jednak wywołało to u mnie tylko głośny śmiech.
- Po pierwsze, to jestem pewna, że dasz sobie radę. A po drugie, mieszkasz obok. Coś nie pykło. - zrobiłam smutną minkę i dalej próbowałam go wypchnąć, tylko problem w tym, że on nadal uparcie stał.
- Jesteś okrutna. Zresztą, nie boisz się być sama w domu? Co, jak wpadnie tu jakiś włamywacz?! - co on jeszcze wymyśli, no naprawdę.
- Dam sobie radę. - odpowiedziałam zirytowana.
- Nie dasz. Ja to wiem. Ja wiem wszystko. - mówiąc to wyminął mnie i pobiegł na górę. No cholera jasna!
Wbiegłam za nim na schodach, jednak Duff był szybszy i zabarykadował się w moim pokoju. Próbowałam otworzyć drzwi, ale nie ukrywajmy, był ode mnie silniejszy. Po paru minutach doszliśmy do porozumienia, a raczej wymuszenia. Tak, tej nocy pan McKagan został u mnie.

Ogólnie było lepiej, niż myślałam. Mój "przyjaciel" nie podglądał mnie pod prysznicem ani nie grzebał mi w szafkach, co większość chłopców by pewnie zrobiła korzystając z okazji. Plus dla niego. Raz mieliśmy spór o to, gdzie będzie spał, jednak tym razem mój dar przekonywania podziałał i Duff spał na podłodze... zamiast na łóżku ze mną. Sam chciał zostać, prawda? Również dużo rozmawialiśmy i dowiedziałam się więcej rzeczy o nim. On o mnie też. Nawet to, że nie jestem dziewicą. Do tej pory się zastanawiam, czemu mu o tym powiedziałam. Jednak on też się przyznał, że już nie jest prawiczkiem więc byliśmy kwita. Chociaż miałam obawy, że po tym "wyznaniu" będzie mnie traktował inaczej, jak jedną z tych łatwych dziewczyn, którymi zawsze gardziłam, ale tak się nie stało. Naprawdę to doceniałam. Mojej matki nie było kiedy wychodziliśmy do szkoły, więc o niczym nie musi wiedzieć. Po drodze wstąpiliśmy do domu Duffa po jego rzeczy do szkoły, a potem po Andiego.

Lekcje ani mi nie zleciały, ani też jakoś specjalnie się nie dłużyły. Za to wydarzyła się jedna rzecz, która bardzo mnie wkurwiła. I to dosłownie. Otóż sytuacja działa się przed biologią. Kiedy wracałam z toalety zauważyłam, że klasowy "gang", który składał się z 4 typowych tapeciar, znęcał się nad jakąś osobą. W mojej naturze nie leży ignorowanie takich rzeczy, więc zbliżyłam się do nich i próbowałam się dowiedzieć, nad kim się pastwią. Tym kimś okazała się dziewczyna z mojej klasy, której imienia nie mogłam sobie przypomnieć. Wiedziałam tylko, że zawsze mało się odzywała i starała się pozostać w cieniu. Nie dziwię się, że te pustaki jej dokuczały, była łatwym celem. Po przemyśleniu za i przeciw, podbiegłam do grupki i odepchnęłam jedną z stojących dziewczyn tak, abym mogła dostać się do czarnowłosej. Reszta obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem i od razu wywiązała się kłótnia.

- Co ty odwalasz?! Też chcesz dostać?! - krzyknęła przywódczyni tego stada, jak mniemam.
- To chyba ty się prosisz o spuszczenie sobie wpierdolu. - powiedziałam dość spokojnie, lecz stanowczo. Nie miałam ochoty bawić się z nimi. Pomogłam wstać dziewczynie, którą dręczyły. Ta niepewnie chwyciła moją rękę i patrzyła się na mnie oszołomiona.
- Jeszcze żebyś mnie tknęła! Jesteś takim samym śmieciem jak ta tutaj, dlatego jej pomagasz! - mówiąc to, wskazała palcem na osobę stojącą obok mnie. Nadal się trzęsła.
- Wolę być śmieciem niż taką suką jak ty. - odpowiedziałam wciąż opanowana, jednak coraz trudniej było to opanowanie utrzymać. Pociągnęłam czarną za sobą w stronę toalet, jednak drogę zastawiły nam te, brzydko mówiąc, kurwy.
- Jeśli myślisz, że puścimy was wolno po tym jak się do mnie odezwałaś, to się grubo mylisz szmato! - w tym momencie ich liderka rzuciła się na mnie ze swoimi tipsowymi szponami.
Szybko odepchnęłam od siebie moją nową koleżankę i próbowałam zatrzymać blondynkę. Upadłyśmy na ziemię i zaczęłyśmy się szarpać, jednak gdy jej przydupasy zauważyły, że ich przyjaciółka nie daje rady postanowiły się dołączyć. W porę przyszedł Duff z Andym, którzy rozdzielili mnie i tą typiarę. Czułam, że piecze mnie warga, a w ręku trzymałam pukiel blond włosów. Nie no, pięknie. Po tym wszystkim obie trafiłyśmy do dyrektora. Gdyby nie parę osób, które wstawiły się po mojej stronie byłabym zawieszona w prawach ucznia. A ta głupia dziwka, bo inaczej jej nie mogę nazwać, dostała tylko upomnienie. I to nie chodzi już o tą bijatykę, tylko za znęcanie się nad Alice, której imię poznałam kiedy wyszłam z gabinetu. Chciała mi podziękować, ale ja machnęłam tylko ręką. Nie musi mi za nic dziękować. Każdy powinien tak reagować. Niestety ludzie wolą się tylko bezczynnie patrzeć i czekać, aż problem sam się rozwiąże. I ja się pytam, do czego ten świat zmierza? Tak czy inaczej, po szkole udaliśmy z chłopakami do centrum miasta, aby bardziej mnie z nim zapoznać. Seattle wciąż było dla mnie istną dżunglą. Oczywiście na początku rozmowa skupiała się tylko na tym całym zajściu w szkole. Duff stwierdził, że mam większe jaja od niektórych chłopaków. Nawet jeśli takowych nie posiadam. Wykorzystałam temat bójki i zaczęłam ich wypytywać o samą Alice. Dowiedziałam się, że zawsze ją dręczyli i dokuczali jej. Tylko czemu do tej pory nikt jej nie pomógł? Postanowiłam, że się z nią zapoznam.

3 komentarze:

  1. OMGFOMGF JA TO CIĘ ZABIJĘ ZA TAKIE KRÓTKIE ROZDZIAŁY ;_; Taaak jestem niecierpliwa, ale to dlatego, że tak świetnie piszesz mamo i ciocia też świetnie pisze ja chcę dalej, dalej i dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz córka, ale ostatnio u mnie jest niezbyt, więc sama rozumiesz. Następnym razem się bardziej postaram. :C /Claudia

      Usuń
  2. Ale rozdział bardzo fajny tylko, że ja jestem taka ciekawa dni z życia Claudii i Michelle : _ :

    OdpowiedzUsuń