Michelle
Stwierdziłam, że nie chce mi się dzisiaj iść do szkoły. W końcu i tak było tylko 5 lekcji oraz żadnych sprawdzianów czy kartkówek. Ubrałam koszulkę z Pink Floyd, czarne spodnie z dziurami oraz jakąś bluzę. Dzisiejsza pogoda nie była zbyt ciekawa. W ogóle był jakiś ponury ranek. Poszłam do sklepu po coś do picia, tym razem nic alkoholowego. Jednak skusiłam się na paczkę czerwonych Marlboro. Skierowałam się w stronę jakiegoś osiedla. Taaak, znakomicie będzie gdy okaże się, że na nim mieszka któryś z moich nauczycieli. Zresztą, walić to. Nie chodzę co chwilę na blałki jak rudy i Jeffrey. Zapaliłam papierosa i zaczęłam myśleć. Wow, ja myślałam dzisiaj, nie no bosko, punkt dla mnie a zero dla Boga. Usiadłam na krawężniku jak taki opuszczony dzieciak i rozmyślałam, czy aby na pewno u Claudii jest wszystko porządku. W mojej naturze już leżało to, że za bardzo się o wszystko martwiłam, a tym bardziej jeśli chodziło o najbliższe mi osoby. Zupełnie jak moja mama.
Będę musiała jej się dzisiaj wypytać czy poznała kogoś, jakie jest miasto i czy za mną tęskni. Boję się, że pozna tam jakąś fajniejszą dziewczynę, a ja pójdę w odstawkę. Kurwa, Michelle stop, co cię napadło? Przecież ona jest i będzie twoja żoną, nie zostawi cię obojętnie ile by dzieliło was kilometrów! Zapaliłam kolejnego ćmika. No tak... sprawa z wiewiórką. Byliśmy razem. A najgorsze było to, że się w nim totalnie zakochałam. Jak on jeszcze wyjedzie to dostanę depresji. Na prawdę. Za szybko przywiązywałam się do ludzi. Kocham go i to cholernie mocno. Do żadnego chłopaka nie czułam tak wiele jak do niego. Spojrzałam w niebo, nadal było pochmurne. Tak samo jak mój humor.
-Hej, masz może papierosa?- zapytała się mnie jakaś osoba za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam blondynę, która była w szpileczkach i w mini. Ooo nie…
-Dla takich dziewczynek jak ty, moje papierosy się skończyły. - odpowiedziałam bez emocji. Nie wiem… może okres mi się zbliża, że mam taką huśtawkę nastrojów.
-Ty masz na imię Michelle. Michelle White.- skąd ona mnie znała? Nie zadaję się z takimi osobami. Westchnęłam i pokiwałam jej ręką, że ma iść. Skubana jednak nadal stała.
-Chodzimy razem do klasy. Mam na imię Abby. –powiedziała z promiennym uśmiechem.
-Nawet ci się nie pytałam jak masz na imię, co mnie to obchodzi? Zresztą, już ci powiedziałam, nie dam ci fajki.
-Dziewczyno, myślisz, że ja chcę tak wyglądać? Po prostu nie chcę być takim wyrzutkiem jak ty. Po twoich koszulkach widzę, że lubimy ten sam rodzaj muzyki.- dobra… ta lalunia zaczęła mnie wkurzać. Jednak miała rację. Byłam wyrzutkiem wśród dziewczyn w szkole. Pewnie jakbym się ubierała tak jak Abby byłabym całkiem popularna. Lecz ja taka nie jestem i dobrze się z tym czułam. Dałam dziewczynie jedną fajkę z nadzieją, że się ode mnie odpierdoli i pójdzie. Niestety, usiadła koło mnie i zaczęła mi się wyżalać. Nie no, po prostu zajebiście. Gadała o tym jaka ona nie jest, że wcale to nie jej styl itp. Na co ja prostym, jednym zdaniem powiedziałam, że nie powinno się nikogo udawać tylko być jakim się jest.
Po 20 minutach rozmowy z nią wymigałam się, że muszę wracać do domu. Oczywiście, jakby inaczej, skierowałam się w kierunku fortów. Droga zajęła mi kilka chwil. Usiadłam na murku, nikogo nie było. Tak, wreszcie sama. Nikt mi nie przeszkodzi, ponieważ chłopcy mieli dzisiaj cały dzień siedzieć u Izziego, więc będzie dobrze. Wracając do sprawy rudego. Już chyba cała szkoła wiedziała o tym, że z nim chodzę. Oczywiście nie podobało się to nauczycielom, jednak oni mieli najmniej do powiedzenia w tej sprawie. Jestem ciekawa, jak dalej się to wszystko potoczy. Chciałabym kiedyś wyjechać z Lafayette, nie tutaj sobie wyobrażałam moją dalszą przyszłość. Chciałam ją spędzić z Claudią. Mam nadzieję, że to się ziści. Siedziałam tak przez jeszcze długi czas, gdy nagle usłyszałam dziwny szmer. No przecież to nie był Jeffrey i Axl, bo mieli siedzieć w domu. Zza krzaków wyszedł jakiś facet. Nie był w normalnym stanie, wręcz przeciwnie - był naćpany. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
-Witaj koleżaneczko.- powiedział, gapiąc się na moje nogi.
-Wybacz, ale muszę już iść…- odpowiedziałam niepewnie. Nie chciałam mieć więcej doświadczeń z takimi ludźmi. Już jeden prawie zgwałcił Claudię, nie chcę, aby tym razem to była ja, lecz już bez prawie.
-Ej, ej… maleńka, nie uciekaj. Nic ci nie zrobię... no, może trochę się z tobą zabawię. - w tym momencie oblizał swoje spierzchnięte usta. Dajcie torbę, będę rzygać.
-Heheh… - zaśmiałam się głupio - Wiesz co, raczej nie mam ochoty na takie zabawy o których myślisz.- nie czekałam ani chwili dłużej, zeskoczyłam z murka i zaczęłam biec przed siebie. Znowu uciekałam. Lecz po kilkunastu minutach zorientowałam się, że nikt za mną nie biegnie.
Stwierdziłam, że nie opłaca mi się wracać do domu już o 16. Chwila, że co?! Już była 16?! To ile ja siedziałam na fortach? Zresztą... nieważne. Przemyślałam wszystko co miałam przemyśleć.
Udałam się do parku na „pamiętną” ławeczkę. Zauważyłam, że siedział tam Axl ze swoim przyjacielem oraz... jakąś dziewczyną. Nie no okej, może to jakaś koleżanka. Tylko kurwa nie wiem od kiedy koleżanka siedzi na kolanach swojego kumpla, głaszcząc go po karku. Jednak ustaliłam po jego minie, że niezbyt mu się to podoba i próbował się pozbyć towarzyszki w jakiś „delikatny” sposób. Podeszłam do nich po cichu od tyłu tak, by żadne z nich mnie nie widziało. Dziewczyna akurat się z nim kłóciła, więc odwróciła głowę w stronę stawu. Nikt kompletnie się nie spostrzegł, że jestem tuż za rudym. Pociągnęłam go lekko za włosy do tyłu i pocałowałam go namiętnie w usta. Gdybyście widzieli jego minę, była bezcenna. Nigdy nie widziałam, by ktoś zrobił takie duże oczy ze zdziwienia. Tak jak się spodziewałam, nie przerwał pocałunku, ba, wręcz go pogłębił. Słyszałam jak Izzy zaśmiał się pod nosem, za to blondyna nie odezwała się w ogóle tylko zeszła z kolan mojego chłopaka (jej, nadal to trochę głupio brzmi) i patrzyła się na nas jakbyśmy byli nienormalni.
-Cześć kochanie.- wyszeptałam do ucha Axlowi na co on tylko zrobił ten swój zadziorny uśmiech. Cóż... Jeśli chodziło o chłopaków to właśnie taka byłam. Gdy już się z kimś związałam, a widziałam, że jakaś laska się do niego klei nie pozwalałam jej na to i pokazywałam, że on jest całkowicie mój. Wolałam tak robić niż zaczynać jakieś awantury. Chociaż gdy to nie dawało oczekiwanego rezultatu, no to nie będę siedzieć z założonymi rękoma i się patrzeć.
-Cześć Izzy! A właśnie, rozmawiałam wczoraj z Claudią. –wyciągnęłam karteczkę z jej nowym numerem i podałam chłopakowi. -Dzisiaj ją jeszcze powiadomię, że będziesz do niej dzwonił.
-Dobra, dzięki wielkie.- ale on był rozgadany, no nie? Ale był dobrym chłopakiem. Bardzo go lubiłam, nawet czasami udawało mi się z nim nawiązać kontakt.
-Ekhem... - chrząknęła blondyna.
-To ty jeszcze tu jesteś?- odpowiedziałam słodziutkim głosikiem. Spowodował on napad śmiechu u kolegów, co najwyraźniej nie spodobało się to dziewczynie, bo tylko pokazała nam środkowy palec i sobie poszła.
-Axl, co to była za dziewczyna?- zapytałam niepewnie. No dobra, musiałam to wiedzieć, w końcu byliśmy dopiero kilka dni ze sobą, a tu nagle taka akcja.
-Znajoma z poprzedniej szkoły, uczepiła się nas i nie dawała nam spokoju. –wziął mnie za rękę i przyciągnął na swoje kolana tak, abym usiadła.
-Izzy ci potwierdzi, prawda?
-Taaa.- akurat zapalał fajkę, więc nawet na nas nie spojrzał.
-Mhm...- mam nadzieje, że więcej takich numerów nie będzie. Nie chce go stracić. Kurwa... gadam jak jakaś desperatka!
Po czterech godzinach wróciłam do domu. Była prawie 21. Akurat gdy wyszłam z kąpieli zadzwonił telefon, szybko wyszłam z łazienki potykając się o moją torbę. Wręcz rzuciłam się do słuchawki.
-No cześć żonko! Co tam u ciebie słychać?- uznałam, że lepiej będzie jak moja przyjaciółka zacznie mi opowiadać jak jest w Seattle.
-Hej, nie owijaj w bawełnę. Opowiem ci jak ty najpierw mi powiesz jak to się stało, że jesteś z Axlem.- kurde, a myślałam, że uda mi się ją podpuścić.
-No… normalnie. Serio. Po prostu zaczęłam się z nim całować na ławce i prawie straciłam tam dziewictwo, później pokazała się policja, a na drugi dzień on oświadczył Izziemu, że jestem jego dziewczyną. Z czego praktycznie dowiedziałam się w tym samym czasie o tym co on. – ciężko było mi to jej mówić. Może dlatego, że ona nie przepadała za Axlem.
-Michelle... nie pierdol tylko mów wszystko.- tak jak kazała, tak też zrobiłam. Powiedziałam jej wszyściutko ze szczegółami, co i jak, gdzie i kiedy, dlaczego tak a nie inaczej. Znała całą historię, normalnie czułam jakbym się spowiadała jakiemuś księdzu z moich grzechów.
-Dobra, dość o mnie, wiesz już każdy szczegół. Więcej się nie da. Teraz mów co u Ciebie! - zapytałam podekscytowana.
- No więc. Seattle ogólnie jako miasto nie zachwyca, a pogoda sprawia, że mam ochotę zamknąć się w pokoju i nigdy z niego nie wychodzić. Szkoła jest, że tak powiem, w chuj wielka i pewnie nie raz się jeszcze tam zgubię. I ciężko będzie mi o alkohol, bo w pobliskim sklepie na kasie stoi jakaś stara torba. - powiedziała prawie na jednym wdechu.
- No dobra, ale nie poznałaś tam kogoś? - zaczęłam dopytywać.
- Ummhh, poznałam...
- To czemu mi jeszcze nic nie mówisz? Ja ci się tu spowiadam, a ty chcesz zataić przede mną najciekawsze rzeczy! - próbowałam robić jej wyrzuty.
- Kurde no, chłopak ma na imię Duff, jest w naszym wieku, cholernie wysoki, słucha tej samej muzyki co ja i ogólnie fajny jest. Dobrze mi się z nim gada. - wyrzuciła to w końcu z siebie. Czyli ma tam kogoś, z kim będzie mogła spędzić czas. Ucieszyło mnie to, bo nie chciałam, aby była tam kompletnie sama. Nie zasługiwała na to.
- No i zajebiście! A jak z matką? - zastanawiam się, czy jest jeszcze gorsza niż była.
- W sumie, to bez zmian. Zamyka się w tym swoim biurze tak samo jak w Lafayette.
- To raczej dobrze. Myślałam, że będzie ci robić jakieś uwagi.
- Na szczęście nie.
-Prawie bym zapomniała! Dałam twój numer Izziemu. Raz wspomniał, że jak będę go miała to mam mu podać. Więc jakby co spodziewaj się od niego telefonu.
-No spoko. - odpowiedziała niby to znudzona, ale dało się wyczuć nutkę radości w jej głosie.
Pogadałyśmy jeszcze parę minut, jednak Claudia musiała się rozłączyć, bo jej rodzicielka musiała wykonać jakiś ważny telefon.
Zastanawiałam się, czy pomiędzy moją żoną a tym Duffem dojdzie do czegoś więcej niż przyjaźni. Hah, musi być ciekawą osobą skoro się nim zainteresowała. Moja przyjaciółka z byle kim się nie zadaje. Chciałabym go kiedyś poznać. No cóż, może nadarzy się okazja. Pograłam jeszcze trochę na gitarze, jednak od razu po tym położyłam się spać. Mimo moich wysiłków nie było to takie łatwe, bo znowu miałam natłok myśli. Zasnęłam dopiero po 4. A na 8:45 do szkoły, super. Jedyna myśl, która mnie pocieszała to fakt, że dzisiaj piątek.
Tak szybko dodajecie rozdziały, że nie nadązam :(
OdpowiedzUsuńWykorzystujemy wolny czas, którego niedługo nam zabraknie i rozdziały będą się pojawiać tak mniej więcej dwa razy na tydzień. c: /Claudia
Usuń