Claudia
Gdy odprowadziłam Michelle do domu, stwierdziłam, że nie będę wracać jeszcze do siebie. Obraz narzekającej na wszystko matki jakoś mnie nie zachęcał. Postanowiłam pójść do naszego drugiego miejsca (oprócz parku), czyli opuszczonych budynków na obrzeżach tego zadupia. Nikt ci tam nie przeszkadzał, jak się nawalisz to nie ma szans aby znalazła cię tam policja. Sprawdziłam kieszenie by upewnić się czy starczy mi chociaż na najtańszego jabola. Szczęście mi dzisiaj sprzyjało. Miałam trochę pieniędzy i na kasie wciąż stała Lisa.
- Claudia, przyszłaś jeszcze się dobić? - zaśmiała się pod nosem.- Tsa, w pewnym sensie. - odburknęłam.
- Nie zaczęła Ci się już przypadkiem szkoła, hm?
- Jebać szkołę. - Lisa była w porządku, ale czasami jej wścibskość potrafiła zirytować.
- Jak chcesz. - podała mi wino.
- Dzięki. - zostawiłam pieniądze na ladzie i jak najszybciej stamtąd wyszłam. Dziewczyna naprawdę zaczęła mnie wkurzać, a i tak już miałam lekko w czubie.
Udałam się chwiejnym krokiem w stronę "fortów" . Chwiejnym, ale stabilnym. Nie było jeszcze bardzo ciemno, więc mogłam tam sobie posiedzieć, pomyśleć. To miejsce miało taki nastrój, że przemyślenia same tam cię nachodziły. Tego nie da się opisać. Usiadłam na moim ulubionym murku i otworzyłam winiacza. Wzięłam pierwszy łyk. Nie było złe jak na taką cenę.
Nagle usłyszałam jakiś szmer w krzakach. Przestraszyłam się. Tak, ja się przestraszyłam. Bo nie dosyć, że byłam lekko podpita to jeszcze widoczność się pogarszała. Siła też, więc kopniak z glana się tu na nic nie zda, niestety. Mogłabym zrobić sobie tulipana z butelki, ale szkoda mi wina. No cóż, co ma być to będzie. Claudia, bądź po prostu czujna.
Po paru chwilach wyłonił się jakiś mężczyzna z butelką w ręku i papierosem w ustach. Miał czarne włosy. Wydawało mi się, że skądś go kojarzę. On chyba też mnie rozpoznał. Tylko skąd on mnie znał? Chwila... to był kumpel tego wyszczekanego, rudego popierdolca! Boże, jak ja już mam taką słabą pamięć w tym wieku, to ja nie chcę wiedzieć co będzie potem...
- Witam...? - odezwałam się niepewnie, bo w końcu gościa tak właściwie nie znam.
- Znamy się? - odpowiedział dosyć monotonnym głosem.
Nie no, serio? To chyba z moją pamięcią nie jest jednak tak źle.
- Nie do końca, kłóciłam się dzisiaj z Twoim rudym koleżką. - powiedziałam z lekką irytacją.
- Ah, to Ty. - zero reakcji.
- No, ja. - nie kurwa, Matka Teresa z Kalkuty.
Cisza.
- No więc... Nie sądziłam, że ktoś oprócz mnie i mojej przyjaciółki tu przychodzi. - próbowałam nawiązać temat.
- Przychodzę tu czasami z Axlem.
- To ten rudy karzeł ma na imię Axl? - brunet parsknął śmiechem.
- Tak na prawdę to ma na imię William, potem nazywaliśmy go Billy, a teraz ma Axl. - wow, to chyba jego najbardziej wyczerpująca wypowiedź jaką od niego usłyszałam.
- Rozumiem. A Ty, jak masz na imię?
- Jeffrey, ale mów mi Izzy.
- A ja Claudia, miło mi. - zeskoczyłam z murku i podałam mu rękę.
- Nikt cię o to nie pytał, ale mi też miło. - uścisnął moją dłoń. Zaobserwowałam na jego twarzy lekki uśmiech.
- Ale już Ci mówię na przyszłość. - szczerze, to nie wiedziałam co na to odpowiedzieć.
Wróciłam na murek i do mojego jabola. Pan Małomówny nadal stał w tym samym miejscu.
- Wiesz, można koło mnie usiąść, nie gryzę. - rzuciłam pół-żartem.
- Dopiero co Cię poznałem, nie wiem czy mogę ci zaufać. - czy to miał być żart? Czy może sarkazm? Nie mogłam tego wyczuć w jego głosie kompletnie.
- Jak chcesz. - wzięłam kolejny łyk.
I tak spędziliśmy może 15 minut w ciszy. Ja skończyłam swoje wino, a on już dawno wypalił papierosa.
- No więc, drogi Jeff... Izzy, często tu przychodzisz z tym rudym... osobnikiem? - próba nawiązania rozmowy numer dwa.
- Dosyć, policja często tutaj nie zagląda.
- Ha, to widzę, że mamy coś wspólnego - zaśmiałam się cicho.
- A z kim tu jeszcze przychodzisz? - ja pierdolę, ten gościu przebił mnie w dziedzinie zanikania pamięci. Jakkolwiek by się to zwało.
- Z moją przyjaciółką Michelle. - odparłam.
- Aaa, tą dziewczyną w brązowych włosach? - zapytał, jakby go nagle oświeciło.
- Tak, z nią. - zrobiłabym tak zwany "facepalm", ale stwierdziłam, że nie wypada.
- Pozdrów ją.
Odpalił kolejnego papierosa.
- Będziemy się widzieć przecież w szkole? - czy on coś bierze, że jest taki zamulony? No naprawdę.
- No tak... - i w tym momencie na chwilę się zamyślił.
Zorientowałam się, że już było naprawdę ciemno, a mój krok będzie jeszcze bardziej chwiejny. To znak, że już czas wracać do domu. Niestety.
- Wybacz, mój drogi kolego, ale na mnie już pora. Do zobaczenia w szkole. - zeskoczyłam z murku i pomachałam mu pustą butelką.
- No, trzymaj się. - nie pokwapił się nawet na głupie odmachanie ręką. No cóż, nie będę od niego dużo wymagać, bo mimo, że "gadałam" z nim jakąś godzinę, to odniosłam wrażenie, iż drogi Jeffrey vel Izzy nie należy do osób rozgadanych.
Szłam wolno, bo chciałam sobie pomyśleć o nadchodzących dniach szkolnych. Na fortach nie dało rady ze względu na pana Jeffreya. Naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać po tym liceum. Czy będziemy wyrzutkami w klasie, które będą zawsze na uboczu, czy może kozłami ofiarnymi? Myślę, że chyba to pierwsze. Że tak powiem, ani ja ani Michelle nie dajemy sobie "w kaszę dmuchać". I tak pewnie będę mieć na tą klasę wyjebane, bo gdy zobaczyłam jacy ludzie do niej chodzą, to miałam sobie ochotę strzelić w łeb gdybym tylko miała pistolet. Ale cóż, nie takie sytuacje się przetrwało, a w życiu spotkają mnie jeszcze gorsze rzeczy.
Nawet nie zdałam sobie sprawy jak byłam już przed domem. O ile ten budynek mogłabym nazwać swoim domem. Auto stoi, czyli matka wróciła. I tak pewnie siedzi w swoim pokoju, coś a'la biuro, zagrzebana w stercie papierów. Jebana pracoholiczka. Szczerze? Wolałabym już nie mieć wszystkich tych rzeczy, ale za to kochającą matkę, która gdyby widziała, że coś jest nie tak to by ze mną porozmawiała. Ja nigdy od niej czegoś takiego nie dostałam po rozwodzie z tatą. A to było 10 lat temu. Od tamtego czasu wiecznie zapracowana, a jak już wejdziemy w jakiś kontakt to tylko krzyczy na mnie za byle gówno. Wtedy to jest moją matką. Szkoda, że nie wtedy, gdy jej potrzebuję.
Otworzyłam drzwi cicho żeby nie słuchać jej monologu. Jeśli będzie miała na takowy ochotę. Zdjęłam glany i poszłam szybko na górę. Nic, cisza. Czyli pewnie nawet nie zauważyła, że jestem w domu. Haha, świetnie. Pewnie niektórzy mi zazdroszczą, ale nie ma czego. Naprawdę.
Zrzuciłam z siebie rzeczy i weszłam pod zimny prysznic. Tego mi było trzeba. Chłodne strumienie wody spływały po moim ciele, jakby chciały zmyć moje problemy i zmartwienia. Niestety nieskutecznie. Jednak mój umysł się "rozjaśnił", że tak powiem. Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jest godzina 2:13, a na 8:45 do szkoły. Bosko. Zresztą, pal licho. Byłam tak zmęczona, że nie włączyłam nawet muzyki, zasnęłam natychmiastowo.
Jeśli mnie ktoś nie uprzedzi, to dodam pierwszy komentarz \o/
OdpowiedzUsuńŚwietny sposób pisania, miło się czyta, jest Izzy, Axl, dwie warte uwagi dziewczyny, winiacze. Pomysł jak dla mnie znakomity. Czekam na kolejne :)
Dziękujemy bardzo za tak miłe słowa! Szczególnie, że dopiero zaczynamy. Mogę zdradzić, że z czasem pojawią się i pozostali, ale czas pokaże. C: /Claudia
UsuńBardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńTak jak już pisała Citharae super sposób pisania. Nic dodać nic ująć. Z racji tego że są kolejne rozdziały, czytam dalej. ;D